W polskim sporcie bieda aż piszczy. Były siatkarz chce to zmienić

Materiały prasowe / materiały partnera, Maciej Ignatowski (fot. archiwum prywatne)
Materiały prasowe / materiały partnera, Maciej Ignatowski (fot. archiwum prywatne)

- Jeśli podstawowym motywatorem dla zawodnika są pieniądze, to znaczy, że nie jest prawdziwym sportowcem. Poza tym, jeśli zawsze chodziłoby tylko o jak najwyższe zarobki, to wszyscy chcieliby zostać piłkarzami — mówi Maciej Ignatowski.

Były reprezentant Polski w siatkówce przekonuje, że zna bolączki polskiego sportu i wie, jak im zaradzić.

Najlepszy polski piłkarz zarabia kilkanaście milionów złotych miesięcznie, ale nawet piłkarze ze słabej, wydawałoby się polskiej ligi, inkasują milion euro rocznie. Skąd zatem opinia, że w polskim sporcie brakuje pieniędzy?

Maciej Ignatowski, prezes Fundacji Kaman: Te astronomiczne zarobki dotyczą praktycznie tylko i wyłącznie piłkarzy. Ja wywodzę się ze środowiska siatkarskiego, a tam jest trochę inaczej. W ostatnim czasie mam także sporo do czynienia z przedstawicielami wielu innych dyscyplin i historie, które słyszę, są momentami wręcz nie do uwierzenia. Podczas największych imprez sportowych, takich jak Igrzyska Olimpijskie, zwykli obserwatorzy i kibice patrzą na klasyfikację medalową i narzekają „dlaczego Polska jest tak daleko”. Mało kto zdaje sobie sprawę, że reprezentanci Polski, nawet olimpijczycy, często muszą dorabiać w tzw. normalnej pracy. To, co zarabiają na sporcie, nie pozwala niekiedy na utrzymanie, nie mówiąc już o zapewnieniu sobie finansowania trenerów, miejsca i sprzętu do treningów. Czy sportowiec, który po 8 godzinach pracy idzie na trening, będzie tak samo wydajny jak ten, który może się skupić tylko i wyłącznie na sporcie? Odpowiedź jest oczywista.

materiały partnera
materiały partnera

Czy sam znalazłeś się w podobnej sytuacji? Gdy zastanawiałeś się, czy radość z gry i pasja są w stanie zrekompensować to, że zarabiasz grosze?

Mnóstwo siatkarzy, ale także trenerów i działaczy siatkarskich w naszym kraju bazuje właśnie na tej pasji, zdając sobie sprawę, że nie są wynagradzani tak jak powinni. Warto szczególnie podkreślić kwestię szkoleniowców prowadzących grupy młodzieżowe. Wiem doskonale, również z własnego doświadczenia, jak wyglądają zarobki takiego trenera. Gwarantuję, że więcej można zarobić stojąc z gitarą na ulicy. Wynagrodzenie było tak marne, że w zasadzie do tej pracy dokładałem.

Jak to możliwe?

Jeśli zarabia się 900 złotych, to nieraz nie wystarcza nawet na paliwo. Poza tym nie mogłem pogodzić się z tym, że ci chłopcy, których trenowałem, mają do dyspozycji rozlatujący się wózek na sprzęt czy piłki, z których co trzecia nie nadaje się do niczego. Czy to ich wina, że klub nie ma pieniędzy na sprzęt?
Oczywiście to też nie jest tak, że na siatkówce nie da się zarobić. Da się, ale żeby tak mogło być, trzeba mieć nie tylko wielki talent i włożyć olbrzymią pracę. Potrzeba też dużo szczęścia. A i tak poziom tych zarobków nigdy nie będzie adekwatny do zarobków przeciętnego kopacza piłki.

Popularność i zarobki piłkarzy bywają obiektem frustracji lub zazdrości sportowców uprawiających inne dyscypliny. Jak patrzysz na to jako siatkarz?

To temat, z którym spotykałem się, odkąd sięgam pamięcią. W środowisku siatkarskim od lat zastanawiamy się, jak to możliwe, że siatkówka w naszym kraju jest na najwyższym, światowym poziomie, a siatkarze zarabiają wielokrotnie mniej niż piłkarze? Żyjemy w kraju dwukrotnych mistrzów globu, nasza liga należy do najmocniejszych, w klubach grają najlepsi zawodnicy z całego świata, szkolenie młodzieży mamy na najwyższym poziomie. A co możemy powiedzieć o polskiej piłce nożnej? Z grzeczności chyba tylko to, że nie dorównuje poziomem siatkówce.

Ale jeśli chodzi o zarobki, jest odwrotnie.

Kto choć trochę zna się na sporcie, ten wie, że piłka nożna w Polsce, jak i w większości krajów, popularnością zdecydowanie przewyższa inne dyscypliny. To przekłada się na widownię na stadionach i przed telewizorami, a co za tym idzie - na dużo większe pieniądze. Natomiast to, dlaczego tak wielu ludzi woli pasjonować się piłką nożną w kiepskim wydaniu, aniżeli siatkówką na najwyższym, światowym poziomie, dla mnie pozostaje niezrozumiałe.
Zresztą jest wiele dyscyplin sportowych, które są widowiskowe i bardzo interesujące do oglądania, ale nie cieszą się dużą popularnością kibiców, a co za tym idzie sponsorów czy reklamodawców. I przez to są traktowane jako niszowe.
Jakiś czas temu miałem okazję po raz pierwszy w życiu zobaczyć na żywo wspinaczkę na czas - to było niesamowite! Kiedy stanąłem przed ścianką i usłyszałem, że najlepsi wspinają się na samą górę w mniej niż 6 sekund, myślałem, że to żart. Później zobaczyłem ich w akcji i... szczęka mi opadła. Myślę, że wiele osób chciałoby to zobaczyć i zareagowałoby dokładnie tak samo. Szkoda, że nikt nie dba o to, żeby tak widowiskową dyscyplinę odpowiednio wypromować.

Jak to?

W marcu w Lublinie odbyły się Mistrzostwa Polski właśnie w tej dyscyplinie - podejrzewam, że nie wiedział o tym nikt spoza osób ściśle związanych ze wspinaczką. No bo jak, gdzie i skąd mieliby się o tym dowiedzieć? Żyjemy w epoce internetu, rozwiniętych mediów społecznościowych, gdzie przepływ informacji jest błyskawiczny, a mimo to ciężko było w ogóle znaleźć o tym wydarzeniu jakiekolwiek informacje lub wyniki „na żywo”.
Takich dyscyplin jest całe mnóstwo. Związki sportowe nie dbają o promocję dyscyplin, prawdopodobnie także z powodów finansowych... Jednak jak znaleźć sponsora, jeśli nie ma nawet możliwości zaoferowania porządnej transmisji w internecie, nie wspominając o telewizji?

materiały partnera
materiały partnera

Mamy brak promocji i wynikający z niego brak pieniędzy, a po drugiej stronie wydatki - wynajem obiektu treningowego jest kosztowny, a po drodze trzeba płacić za sprzęt, opiekę medyczną, regenerację, suplementację… A może sport w ogóle to ciąg wydatków, które mają nikłe szanse, by się zwrócić?

Na pewnym etapie potrzeba podejścia „nie wszystko musi się zwrócić”. Przynajmniej nie od razu. Dlatego wspólnie z Janem Domańskim i Andrzejem Wroną założyliśmy organizację Kaman Sport Group. Dla nas największą satysfakcją i najlepszym możliwym zwrotem będzie sukces naszych zawodników. Wierzymy, że jeśli uda nam się wypromować danego sportowca i zwiększyć zainteresowanie dyscypliną, którą uprawia, to może stać się także „łakomym kąskiem” dla sponsorów czy reklamodawców. Mamy także pomysł na stworzenie systemu, w którym każda zainteresowana firma, a nawet każda osoba prywatna, będzie mogła niewielkim nakładem finansowym stać się mecenasem naszych sportowców.
A później wspólnie z nami przeżywać ich występy i sukcesy na Mistrzostwach Europy, Świata, a docelowo też na Igrzyskach Olimpijskich.

Wierzysz, że dzięki Kaman Sport Group uda się „uratować” takich sportowców jak np. Agata Wróbel? Już po zdobyciu olimpijskich medali w pewnym momencie przerwała karierę i zajęła się sortowaniem odpadów w Anglii. Stypendium olimpijskie chyba nie powala na kolana.

Jeden z zawodników, którego wspieramy, ma ogromne szanse pojechać na igrzyska i stypendium od związku w wysokości 500 zł miesięcznie. To wszystko, co zarabia z uprawiania swojej dyscypliny. Takim jak on zapewniamy więc przede wszystkim wsparcie finansowe, które ma pozwolić spać spokojnie i skupić się na tym, by trenować na jak najwyższym poziomie. Oprócz stypendiów pomagamy też merytorycznie: współpracujemy z najwyższej klasy specjalistami, takimi jak psycholog sportowy, dietetyk czy trener przygotowania fizycznego, a także prawnikami czy specjalistami od ubezpieczeń.

Kto może zostać waszym podopiecznym? Jakie czynniki bierzecie pod uwagę wybierając sportowców, z którymi chcecie współpracować?

Staramy się wyszukiwać osoby, które prezentują odpowiedni poziom sportowy i mają potencjał, żeby go jeszcze podnieść. Takie, które mają perspektywy na udział w Igrzyskach w Paryżu w 2024 roku i/lub w Igrzyskach w Los Angeles w 2028 roku. Oraz oczywiście muszą to być zawodnicy, którzy naszej pomocy naprawdę potrzebują.
Na każdym spotkaniu ze sportowcem, z którym współpracą jesteśmy zainteresowani, zadaję przede wszystkim pytanie: „czy widzisz się na Igrzyskach Olimpijskich?” Odpowiedź często jest podobna, ale najważniejsze jest to, w jaki sposób jest ona wypowiedziana. Niekiedy od razu wiem: „ten gościu zrobi wszystko, żeby osiągnąć sukces”. Nam pozostaje „tylko” przekuć ich ambicje, determinację i wybitne umiejętności w prawdziwy sukces.

Fani uwielbiają historie sportowców, którzy wychowali się w biedzie, trenowali w piwnicy albo na klepisku, by później zdobywać medale. Jeśli sport ma hartować ducha i wzmacniać charakter, to czy pieniądze nie rozleniwią i nie pozbawią młodych i zdolnych ambicji?

Jeśli podstawowym motywatorem dla zawodnika są pieniądze, to znaczy, że nie jest prawdziwym sportowcem. Poza tym, jeśli zawsze chodziłoby tylko o jak najwyższe zarobki, to wszyscy chcieliby zostać piłkarzami.
Ale, jak wiadomo, trzeba z czegoś żyć. Wielu młodych sportowców z różnych dyscyplin obawia się, że jeśli nie osiągnie jakiegoś dużego sukcesu, to będą musieli rzucić sport i iść do pracy. Znam wiele takich historii z pierwszej ręki. Jeden z naszych zawodników, który w ubiegłym roku już w „naszych barwach” zdobył medal na Mistrzostwach Europy, powiedział mi kiedyś: „gdyby nie Wy, to musiałbym zrezygnować”. To nie może tak wyglądać.

Sukcesy Igi Świątek przyniosły boom na tenisa, coraz więcej rodziców marzy o tym, by ich dzieci poszły w ślady zawodniczki z Raszyna. Tymczasem wyszkolenie profesjonalnego tenisisty kosztuje nawet kilka milionów złotych. W przypadku wielu dyscyplin jest podobnie. Co poradziłbyś rodzicom, dla których to kwoty zupełnie nieosiągalne?

Rozwój dziecka poprzez sport jest bezcenny. Jeśli widać prawdziwą pasję, potrzebne pieniądze w końcu się znajdą. Tu też chcemy pomóc - niebawem ruszamy z programem dla sportowców w wieku juniorskim. Zaoferujemy rodzicom obiecujących 15-16-latków podobne wsparcie, jak to, na które mogą liczyć nasi zawodnicy, ale dostosowane do ich potrzeb i wieku. Wierzymy, że najlepsi już niedługo będą walczyć o olimpijskie medale i chcemy im w tym pomóc.

Państwo i samorządy zamiast inwestować w sport juniorski czy amatorski, wolą wydawać miliony na stadiony, które rzadko się zapełniają, albo dotować profesjonalne kluby, które same powinny zarabiać na swoje utrzymanie. Jak to zmienić?

To temat-rzeka. Sport niestety często bywa traktowany jako kiełbasa wyborcza, a tam, gdzie pojawiają się duże pieniądze do wydania, jest dużo polityki i polityków, którzy nie do końca chcą lub potrafią działać na rzecz danej dyscypliny. Ze swojej perspektywy jestem zdziwiony, że nikt ze związków się do nas nie odezwał. Nie chcemy przecież z nimi konkurować, tylko pomóc. Wiemy, jakie są bolączki polskiego sportu i wiemy, jak sobie z nimi poradzić.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty