"Zaczął wątpić w siebie". Grbić zdradza, jakie problemy miał Śliwka w kadrze. Teraz jest liderem

WP SportoweFakty / Michał Mieczkowski / Na zdjęciu: Nikola Grbić i Aleksander Śliwka
WP SportoweFakty / Michał Mieczkowski / Na zdjęciu: Nikola Grbić i Aleksander Śliwka

- Cała sytuacja sprawiła, że Aleksander zaczął wątpić w siebie - mówi WP SportoweFakty Nikola Grbić. Trener reprezentacji Polski siatkarzy zdradza, co było źródłem kryzysu u Śliwki na MŚ. Mówi też o kontuzjach w kadrze i trudnych wyborach.

[b]

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Czy w czasie urazu Bartosza Kurka na turnieju w Gdańsku odnalazł pan w Aleksandrze Śliwce nowego mentalnego lidera kadry?[/b]

Nikola Grbić, trener reprezentacji Polski: Tak. Ma umiejętności, by być liderem, tak jak to robił w swoim klubie. To, że Bartek wciągnął go na podium, by odebrać puchar, mówi wiele. Ma umiejętności przywódcze i szacunek wszystkich graczy. Po Bartku Kurku to nasz drugi kapitan.

To, że Kurek i Śliwka odebrali razem puchar za Ligę Narodów, świadczy o znakomitej atmosferze w kadrze?

Tak i wszyscy to podkreślają. Widzę to, że chłopcy dają z siebie wszystko, dobrze trenują. Panują dobre warunki do pracy. Takie małe detale pokazują, jak ta grupa jest zżyta i po prostu się lubi.

Ma pan dużo zaufania do Aleksandra Śliwki, do historii przeszły obrazki, jak po wygranym finale Ligi Mistrzów w Weronie siedział z nim z trener na podium i długo rozmawiał. Skąd się bierze ta wiara w niego?

Po pierwsze ma znakomity charakter. To bardzo zespołowy człowiek pod tym kątem, że robi wszystko, by drużyna grała dobrze. Zależy mu na tym, by pomóc swoim kolegom. Tego nie można zobaczyć w statystykach. Nie jest osobą, która lubi zwracać na siebie uwagę, zachowywać się jak gwiazda. Nie żąda specjalnego statusu. Wszystko to, co wymieniłem, to rzeczy, które bardzo cenię. Mamy wobec siebie bardzo duże zaufanie. Czasem pomaga przekazywać drużynie to, czego od niej chcę.

ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #5. Konrad Bukowiecki: Kończyłem karierę kilkadziesiąt razy

W ubiegłym roku przed mistrzostwami świata dziennikarze i kibice mocno dyskutowali o tym czy to Śliwka czy Tomasz Fornal powinni się znajdować w wyjściowym składzie drużyny. Jaki miało to wpływ?

Niestety zły. Próbowałem powiedzieć zawodnikom, by nie czytali komentarzy, by nie wchodzili na portale po meczach. Zawsze będą ludzie, którzy będą źle komentować. To bardzo ciężko ignorować. Cała sytuacja sprawiła, że Aleksander zaczął wątpić w siebie. Myślał "A może oni mają rację. Zawsze zaczynam, a później wchodzi Fornal i gra lepiej, dobrze wygląda gra drużyny".

Na zdjęciu: Aleksander Śliwka
Na zdjęciu: Aleksander Śliwka

Nawet w tej sytuacji myślał o zespole. Zastanawiał się czy dla ekipy nie byłoby lepiej, jeśli to Forni by występował. Później rozmawialiśmy i wytłumaczyłem mu, dlaczego uważałem, że był lepszy i nie ma się o co martwić. Powiedziałem mu, żeby zobaczył, co osiągnął w ostatnich kilku latach i czy któryś z innych zawodników może z tym równać. Chciałem mu przekazać, że musi być świadomy atutów, które ma. Musiałem poradzić sobie z tą sytuacją, która absolutnie nam nie pomagała.

Ta sytuacja miała miejsce tuż przed czy może w trakcie mistrzostw świata?

To się nawarstwiało. W starciu o brąz Ligi Narodów Śliwka zaczął, ale zmienił go Fornal i wygraliśmy. Później w kilku meczach towarzyskich miała miejsce podobna sytuacja. Kulminacja nastąpiła przed ćwierćfinałem mistrzostw świata z USA. Zawsze to wszystko wybucha w najgorszym możliwym momencie.

Staram się takie problemy rozwiązywać wcześniej, by to się nie odbiło na drużynie. Ta dyskusja, kto ma grać w wyjściowym składzie, nam przeszkadzała i mam nadzieję, że takie rzeczy już się nie zdarzą.

Na turniej finałowy Ligi Narodów w Gdańsku zabrał pan pięciu przyjmujących i co więcej każdy z nich dostał swoją szansę. Czy takie rotacje będą również na mistrzostwach Europy?

Odpowiadając na to pytanie wprost, ogłosiłbym swoją czternastkę na turniej. Tego nie chciałbym robić. To będzie dla mnie wielki problem i nie podjąłem jeszcze żadnej decyzji. Jeśli kogoś odrzucę z przyjmujących, to na pewno zrobię błąd, bo wszyscy są bardzo blisko siebie. Mam nadzieję tylko, że ten błąd będzie jak najmniejszy. W tym momencie jest wręcz niemożliwe, by zdecydować.

W finale Ligi Narodów oraz w ćwierćfinale na przyjęciu wystąpiła para Śliwka-Leon. Czy to będzie podstawowa para naszej kadry na najważniejsze mecze w dalszej części sezonu?

Trudno mi przewidzieć przed czasem, kto rozpocznie, kto za kogo wejdzie i kto skończy mecz. Mój model jest taki, że chcę przekazać zawodnikom, że jeśli kogoś zmieniam, to nie znaczy, że jest niepotrzebny i tracę do niego zaufanie. To pokazały finały w Gdańsku.

W ćwierćfinale Leon i Śliwka grali dobrze, ale w półfinale zamiast Leona rozpoczął Bednorz, a później Leon wszedł i wystąpił znakomicie. W finale Leona zmienił Fornal, który w ćwierćfinale i półfinale nie występował, nie pojechał na poprzedni turniej na Filipinach, a i tak zaprezentował się świetnie. Także na środku było podobnie. W jednym spotkaniu Huber wszedł za Kochanowskiego, który w następnych meczach grał znakomicie. Także w finale Huber dał kapitalną zmianę za kontuzjowanego Bieńka.

Na zdjęciu: reprezentacja Polski
Na zdjęciu: reprezentacja Polski

Tego właśnie chcę. Nie mierzę nikomu czasu na boisku. Nikt nie będzie grał przez cały czas. Każdy jest ważny, wszyscy są dobrzy i muszą zawsze być gotowi, by dać zmianę. Musimy wykorzystywać to, że mamy tylu dobrych graczy. Dla przykładu, jak w reprezentacji Słowenii wypadnie jeden-dwóch podstawowych zawodników to ich poziom obniża się drastycznie. I tak jest w wielu zespołach. U nas jest inaczej.

Na mistrzostwa świata w zeszłym roku w kadrze znalazło się po czterech przyjmujących i środkowych. Czy na dłuższy turniej, taki jak mistrzostwa Europy czy kwalifikacje olimpijskie, koncepcja z pięcioma przyjmującymi i trzema środkowymi w ogóle ma rację bytu?

Zobaczymy, w jakim stanie jest Bieniek. Nie wiemy, czy będzie mógł grać. Trenujemy i próbujemy wypracować model, w którym będziemy pokazywać jak najlepszą siatkówkę. Jeszcze za wcześnie, by decydować o czternastce na mistrzostwa Europy.

A jak poważna jest kontuzja Bieńka?

Dość mocno. Monitorujemy jego zdrowie. Pracuje z nami na tyle, na ile może, wykonuje terapię. Widzimy go codziennie. Dobrze, że został z nami, bo będzie wiedział wszystko. Nie chciałem go posyłać już do klubu, bo po ewentualnym powrocie musiałby znowu po miesiącu przerwy dostosowywać się do systemu w kadrze. Mam nadzieję, że uda nam się go przywrócić na czas, jeśli nie na mistrzostwa Europy, to na kwalifikacje olimpijskie.

A co z Kurkiem?

Jego problemy z nogą zostały rozwiązane. Ta noga, która była słabsza, jest już w pełni sprawna. Trenował kilka dni i jeszcze nie jest w formie, w której by chciał być. Wszystko przyjdzie z pracą.

Na mistrzostwach Europy Polska rozegra dziewięć spotkań, większość z dużo słabszymi ekipami. Jak ważny jest ten turniej w kontekście igrzysk olimpijskich i kwalifikacji do nich?

Teraz cały czas zwiększa się liczbę uczestników. Nie będzie żadnych kalkulacji. Ja zwracam uwagę tylko na swoją drużynę. Najważniejsze, byśmy my byli jak najlepsi. Każde spotkanie może nam coś dać i pokazać nam nasze braki i gdzie możemy się poprawić. Koncentruję się na tym, byśmy jak najwięcej wyciągnęli z każdego starcia.

Będzie trzeba przygotować dwa szczyty formy w przeciągu dwóch tygodni, bo zaraz po zakończeniu mistrzostw Europy wystartują kwalifikacje do igrzysk.

To bardzo trudne. Chcemy, by szczyt formy osiągnąć od ćwierćfinału mistrzostw Europy. I później nie może ona spaść, tylko trwać przez cały turniej kwalifikacyjny. Tam nie półfinałów i finałów, każdy mecz liczy się do końcowej klasyfikacji i nie można sobie pozwolić na słabszy moment. We wszystkich spotkaniach trzeba zagrać na 100 proc.

Mamy jednak długą ławkę, wielu graczy, którzy mogą występować na topowym poziomie. To wielka przewaga, którą ma nasza reprezentacja. W przypadku słabszego dnia danego gracza, mamy wartościowych zmienników.

24 drużyny na mistrzostwach Europy to za dużo?

Zdecydowanie za dużo. Na mistrzostwach świata niedawno występowały 24 ekipy. Trzeba znaleźć kompromis. Na MŚ niektóre zespoły kończą po trzech meczach, niektórzy po pięciu, te najlepsze, tak jak my, po siedmiu. I aż trzy mecze mieliśmy ze słabymi przeciwnikami. A i tak na końcu w najważniejszych meczach i tak mierzą się Polska, Brazylia, Włochy, Francja, USA itd.

To właśnie z powodu tych najlepszych drużyn telewizje płacą za prawa do transmisji. Nie umniejszam nikomu. Najlepsze trzy drużyny z ME powinny mieć zapewnioną kwalifikację na kolejne. A tymczasem już na głównym turnieju najbardziej boję się o to, by ktoś nie dostał kontuzji. Mogą wystąpić problemy z motywacją. Walczy się z ekipami, których nie ma w czołowej 50. światowego rankingu. Możesz stracić wiele punktów do rankingu, jeśli jakimś cudem przegrasz z taką drużyną.

A to się może zdarzyć przy katastrofalnej motywacji. Nie wychodzi się z takim samym nastawieniem na starcie z Brazylią, Włochami czy USA niż na mecze z drużynami o wiele słabszymi, by już nie wywoływać nikogo do tablicy.

Z drugiej strony w piłce nożnej Francja musi grać przeciwko San Marino.

To kompletnie inna sytuacja. W piłce przechodzi się do drugiej rundy i zdobywa się premie 50 milionów dolarów. Jak nam dadzą takie pieniądze to możemy i występować codziennie. Ale taka sytuacja w siatkówce, jaką mamy obecnie, nie jest dobra.

****

Polacy zaczną mistrzostwa Europy już 31 sierpnia. Najważniejszym etapem przygotowań będzie rozpoczynający się w piątek 18 sierpnia Memoriał Huberta Jerzego Wagnera. Mecz Polska - Słowenia już o 17:30.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Ależ powrót przed własną publicznością! Faworytki nie zawiodły

Źródło artykułu: WP SportoweFakty