[b]
Korespondencja z Bari - Arkadiusz Dudziak[/b]
Reprezentacja Polski po fazie grupowej mistrzostw Europy siatkarzy musiała przemieścić się z Macedonii Północnej do włoskiego Bari. W czwartek razem z nią na pokład samolotu wsiedli Holendrzy, Czesi oraz właśnie Macedończycy. Ale przed lotem doszło do bardzo groźnej sytuacji.
Samolot nie mógł wystartować. Wszystko przez to, że miał tonę nadbagażu, a cała sytuacja zagrażała bezpieczeństwu pasażerów. Start był opóźniony, a osoby na pokładzie nie były początkowo o niczym informowane.
- To był potężny dyskomfort dla większości ludzi w samolocie. Wpłynęło to mocno na wyobraźnie. To wielkie nieporozumienie, że w ogóle doszło do takiej sytuacji, a jeszcze większym nieporozumieniem jest to, że w ogóle wystartowaliśmy. Gdy siedzieliśmy w samolocie przed startem wszyscy przeżywali to w sobie, nikt z nikim nie rozmawiał - opowiada rozgrywający reprezentacji Polski Grzegorz Łomacz.
ZOBACZ WIDEO: Wyjątkowy dzień trenera polskiej reprezentacji. Siatkarze nie zapomnieli - Pod Siatką
- Później dostaliśmy specjalne pozwolenie, a wcześniej pilot nie chciał się zgodzić na start. Nie przekazano nam żadnych oficjalnych wieści, ale dowiedzieliśmy się pocztą pantoflową o nadbagażu. Menadżerowie wszystkich ekip próbowali wyjaśniać całą sytuację. Bartosz Kurek też się zaangażował - dodaje zawodnik.
Z kolei przyjmujący Aleksander Śliwka jest zdania, że gdyby istniało niebezpieczeństwo, to ostatecznie nie zostałaby wydana zgoda na start.
- Dostaliśmy informację, że samolot jest za bardzo dociążony. Nie znamy procedur, jak to powinno wyglądać. Nasze obawy i strach pewnie też właśnie brały się z tej niewiedzy. Gdyby było niebezpieczeństwo, to raczej nikt nas by w powietrze nie wypuścił - przyznaje przyjmujący.
- Jak wszystkie drużyny wsiadły do samolotu i spakowały bagaże, stoły do masażu, medykamenty itp., to się to wszystko nie zgrywało wagowo. Wylecieliśmy z godzinnym opóźnieniem, ale na szczęście udało się dotrzeć - dodaje.
Wspomina też sytuację z 2019 roku. Wtedy na półfinał na mistrzostwach Europy Polacy musieli przemieścić się z Amsterdamu do Lublany. Wtedy jednak ze względu na upadek linii lotniczych nie byli w stanie wylecieć na mecz. Z pomocą przyszedł polski rząd, który zorganizował samolot.
- Miałem kilka przygód z lataniem. Mam delikatny lęk i zawsze się stresuję. Nie była to sytuacja komfortowa dla mnie i dla innych chłopaków, ale takie rzeczy się zdarzają. Cieszymy się, że mecze o medale są w Rzymie, a nie musimy lecieć z Lublany do Paryża jak w 2019 roku - kończy Aleksander Śliwka.
Czytaj więcej:
Polscy siatkarze zaskoczeni przed ćwierćfinałem ME
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)