Król siatkówki jest tylko jeden. Reakcja włoskich kibiców na Polaka mówi wszystko

Materiały prasowe / CEV / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski
Materiały prasowe / CEV / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski

PalaFlorio w Bari oszalała, gdy na parkiet wchodził jeden z Biało-Czerwonych. Widać było, kto dla włoskich kibiców jest największą gwiazdą. Z honorami został przywitany także inny reprezentant Polski. Włoscy kibice pokazują klasę na ME siatkarzy.

[b]

Korespondencja z Bari - Arkadiusz Dudziak[/b]

Czwarty set meczu Polska - Belgia. Przy stanie 18:16 na trybunach nagle podnosi się wrzawa. Włoscy kibice wiwatują, a część nawet wstała z miejsc. A to wszystko nie było spowodowane żadnym zagraniem czy ekscytującą wymianą.

Nikola Grbić dał sygnał jednemu ze swoich podopiecznych, by wszedł na zagrywkę. Był to Wilfredo Leon, który wcześniej ani na moment nie powąchał parkietu. Przywitany został jednak z ogromnymi honorami, godnymi jednej z największych gwiazd w historii tego sportu.

Nie ulega wątpliwości, że to wciąż Leon jest najbardziej rozpoznawalnym Polakiem w środowisku włoskiej siatkówki. A może nawet i na całym globie. Popularność przyjmującego na Półwyspie Apenińskim jest spotęgowana jeszcze tym, że od 5 lat broni barw Sir Safety Susa Perugia. A kibiców w koszulkach tej drużyny także mogliśmy obserwować w Bari.

ZOBACZ WIDEO: Wyjątkowy dzień trenera polskiej reprezentacji. Siatkarze nie zapomnieli - Pod Siatką

Trzeba jednak przyznać, że spore owacje kibiców, choć wyraźnie mniejsze, wywołało też wejście na boisko innej legendy Polski. Bartosz Kurek także został ciepło przywitany przez lokalnych fanów. To jeden z największych towarów eksportowych, którymi może pochwalić się polska siatkówka.

W PalaFlorio na meczu Polaków na trybunach wcale nie dominowały osoby w Biało-Czerwonych koszulkach. Ba, była ich zdecydowana mniejszość. Włoscy kibice w niedzielę bardzo licznie przybyli na halę i wypełnili ok. 2/3 miejsc. A to spora rzadkość w tym sporcie.

Zazwyczaj podczas międzynarodowych imprez największe zainteresowanie przyciągają mecze gospodarzy. Przy okazji spotkań innych drużyn trybuny święcą pustkami. Do niedawna krajem, w którym niemal nigdy tak się nie działo, była również Polska. Jednak na mistrzostwach świata w ubiegłym roku na dniach meczowych bez Biało-Czerwonych większość krzesełek pozostawała pusta.

Fakt, były to dużo większe obiekty, niż te w Bari. Organizatorom imprezy we Włoszech udało się jednak w niedzielę przyciągnąć na trybuny ponad 3 tysiące fanów i to mimo mało widocznej promocji. Widać, że w tym regionie kibice żyją siatkówką.

Szkoda tylko, że w Bari nie ma lepszej hali. I to wcale nie chodzi o pojemność ani o wiek. PalaFlorio została zbudowana w 1991 roku i przechodziła renowację. Jest dużo młodsza od katowickiego Spodka, ale zupełnie tego nie widać. I nie czuć.

W hali było bowiem bardzo duszno, a nie była przecież szczelnie wypełniona. Klimatyzacja działa słabo, a jej funkcjonowanie najmocniej czuliśmy, kiedy kapało z niej na laptopy na miejscach dla dziennikarzy. I "gorąca atmosfera" dawała się także we znaki zawodnikom.

Objawiało się to tym, że niemal po każdej akcji, już od pierwszego seta, trzeba było przecierać boisko. Wszystko dla bezpieczeństwa zawodników. Po jednej z akcji nawet Nikola Grbić butem szybko przetarł parkiet, by nic złego nie stało się żadnemu z jego zawodników.

Jak na razie włoska część mistrzostw Europy siatkarzy organizacyjnie mocno odbiega od standardów, które mamy w Polsce. Jednak to, co najważniejsze, w Bari jest. To kibice, którzy naprawdę interesują się tym sportem i robią bardzo fajny klimat. A jeśli są fani, to sporo przewinień i niedociągnięć można wybaczyć.

Czytaj więcej:
Znamy komplet par ćwierćfinałowych mistrzostw Europy. Trudne zadanie przed Polakami

Źródło artykułu: WP SportoweFakty