Magdalena Stysiak: Chcę więcej. I ta reprezentacja też chce więcej [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Magdalena Stysiak
WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Magdalena Stysiak

- Nie jesteśmy robotami. Gramy cały czas - od października do maja ligę, później VNL, następnie mistrzostwa Europy, a najważniejsza impreza sezonu przyszła dopiero teraz - mówi nam Magdalena Stysiak, atakująca reprezentacji Polski siatkarek.

Biało-Czerwone są w trakcie walki o awans na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. W pierwszych dwóch kolejkach turnieju kwalifikacyjnego w Łodzi wygrały ze Słowenią 3:0 oraz z Koreą Południową 3:1. Przed nimi kolejne wyzwania. O nich rozmawiamy z czołową polską atakującą, Magdaleną Stysiak.

Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Małe rzeczy prowadzą do dużych rzeczy. Za wami dwie małe rzeczy, czyli wygrane ze Słowenią i Koreą Południową, czyli składowe na wymarzony olimpijski awans. Pojawiły się pierwsze wnioski?

Magdalena Stysiak, atakująca reprezentacji Polski: Cieszmy się z małych rzeczy. Przed nami jeszcze dużo ważnych, pewnie trudniejszych meczów. Ważne, że te spotkania, które rozegrałyśmy, wygrałyśmy za trzy punkty. Możemy patrzeć na małe aspekty, poprawiać je, oglądać wideo. I oczywiście to zrobimy, by wyjść w pełni zmotywowane na Kolumbijki we wtorek, wiedząc jakie błędy popełniłyśmy w meczu z Koreą.

ZOBACZ WIDEO Pod Siatką. Kolejne zwycięstwo Polek. Tak to wyglądało od środka

Egzotyki w dwóch najbliższych meczach - z Kolumbią i Tajlandią - nie będzie brakować.

Mam respekt do każdego przeciwnika. Nie ma tu nikogo, kto dostałby przez przypadek prawo walki o Igrzyska Olimpijskie. Każda z tych drużyn umie walczyć. Należy spodziewać się wszystkiego i być gotowym na wszystko.

Jak to jest z waszą dyspozycją, że ze światową czołówką właściwie nie trzeba was motywować, a w meczach z tymi - teoretycznie oczywiście - słabszymi ekipami ta gra bywa chimeryczna?

Nigdy tak nie patrzyłam na to. Być może wy widzicie to z zewnątrz inaczej. Ale to pewnie jest mental. Do meczu trzeba zawsze podchodzić ze stuprocentową koncentracją. Kilka sezonów rozegranych we Włoszech nauczyło mnie, że nawet grając z ostatnią drużyną w tabeli można przegrać. I podobnie w reprezentacji trzeba być gotowym. Nie ma różnicy, czy gramy z Koreą, Słowenią czy Kolumbią.

A na Włoszki i Amerykanki?

Oczywiście motywacja i podejście będzie nieco inne. Tutaj dodatkowej motywacji nie potrzebujemy i "top" jest od razu. Musimy nauczyć się tego, by z każdym był "top" od razu, od pierwszej piłki.

Doświadczenie zebrane w ostatnich 12 miesiącach - ćwierćfinał mistrzostw świata, brąz Ligi Narodów - sprawia, że inni patrzą na was inaczej? 

Pewnie, że tak, ale to już było. Możemy się cieszyć, ale ja patrzę w przyszłość i chcę więcej. Ta reprezentacja też chce więcej. Jesteśmy zadowolone z tego, co wypracowałyśmy. To, że pukamy do czołówki, wiemy już doskonale. Rywalki też o tym doskonale wiedzą. Trzeba to udowodnić na boisku.

Nie da się ukryć, że dostaniecie fizycznie trochę w kość. Najważniejsza impreza sezonu rozgrywana jest w ciągu nieco ponad tygodnia.

Plusem jest to, że gramy w Polsce, bo kibice na pewno nie zawiodą i przyjdą licznie na te spotkania. Pewnie, że tych sił zaczyna brakować. Nie jesteśmy robotami. Gramy cały czas - od października do maja ligę, później VNL, następnie mistrzostwa Europy, a najważniejsza impreza sezonu przyszła dopiero teraz i trzeba to zagrać dobrze, na najwyższym poziomie.

Jak z siłami i ze zdrowiem?

U mnie bardzo dobrze, dziękuję. Walczymy ze sobą, wzmacniamy się i budujemy, by sił nie brakło, choć faktycznie dziwnie jest to wszystko ustalone. Mamy ciężko, bo za każdym razem chcemy dawać z siebie maksa, ale jesteśmy tylko ludźmi i wiemy, że czasem po prostu się już nie da.

Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty

Czytaj również: Joanna Wołosz: Mamy jednego seta więcej w nogach [WYWIAD]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty