Świderski zdradził kolejny gigantyczny projekt polityków. Opowiedział też o kulisach walki o MŚ 2027

Getty Images / Getty Images / Na zdjęciu od lewej: Sebastian Świderski, Kamil Bortniczuk i Nikola Grbić
Getty Images / Getty Images / Na zdjęciu od lewej: Sebastian Świderski, Kamil Bortniczuk i Nikola Grbić

Polska potwierdza swoją dominację w światowej siatkówce nie tylko na parkiecie, ale także w kuluarowych dyskusjach. Nasz kraj został w środę ogłoszony gospodarzem siatkarskich MŚ w 2027 roku. To już trzecia taka impreza w naszym kraju od 2014 roku.

[b]

[/b]W środę podczas Europejskiego Kongresu Sportu i Turystyki, premier Mateusz Morawiecki ogłosił niespodziewanie, że Polska otrzymała prawo organizacji mistrzostw świata w siatkówce w 2027 roku.

Więcej szczegółów walki o prawo do organizacji tych zawodów zdradził w rozmowie z WP SportoweFakty, prezes PZPS Sebastian Świderski.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Oczekiwania po organizacji mistrzostw świata w naszym kraju zawsze są wysokie. Ma pan już plan co zrobić, by przebić poprzednie edycje? Polacy będą grali wszystkie mecze na PGE Narodowym?

Sebastian Świderski (prezes PZPS): Nie wiem, czy będziemy starali się zrobić coś szczególnego, by przebić poprzednie edycje. Włosi grają na otwartych stadionach, czy kortach tenisowych, ale przy naszym klimacie to byłoby duże ryzyko. Moim zdaniem wyznacznikiem jakości takiej imprezy, jak mistrzostwa świata, zawsze jest sprawna organizacja i dobre pokazanie meczów w telewizji. Zresztą my nie musimy już nikomu na świecie niczego udowadniać.

Nasza pozycja jest aż tak mocna?

Już teraz jesteśmy wzorem tego, jak organizuje się największe imprezy na świecie. To do nas przyjeżdżają działacze z całego świata i podpatrują, jak wygląda siatkówka klubowa, czy reprezentacyjna. Potem to właśnie nasze rozwiązania kopiują w swoich krajach.

Jesteśmy z tego dumni, ale czy nie powinniśmy się obawiać, że tak wyraźna dominacja jednego kraju może w dłuższej perspektywie szkodzić rozwojowi siatkówki? W ciągu 14 lat trzykrotnie mistrzostwa świata odbędą się w naszym kraju.

Trend europejskiej siatkówki będzie gasł, a my musimy się przed tym bronić. Na razie jesteśmy światowym centrum i śmiało możemy nazywać się volleylandem. Robimy to wszystko dla kibiców. Bez nich byłoby nam dużo trudniej pozyskiwać sponsorów, rozmawiać z telewizją, a przede wszystkim być postrzeganym za granicą jako ci najlepsi. Z tego powodu jesteśmy zobligowani, by co roku organizować w naszym kraju jakąś dużą imprezę. Wszystko po to, by nasi fani mieli okazję oglądać swoją reprezentację i dobrze bawić się podczas jej meczów.

Nie boi się pan, że przy takim tempie dość szybko dojdzie w naszym kraju do przegrzania koniunktury na siatkówkę? Co roku dzieje się bardzo dużo, a przecież nawet największe sukcesy z czasem potrafią się znudzić.

Wierzę, że nic takiego się nie stanie. Poza reprezentacją mamy przecież także bardzo silną ligę. Kibice w całej Polsce praktycznie codziennie mogą oglądać mecze siatkówki na najwyższym poziomie. Oczywiście początkowo mieliśmy obawy, że fani zmęczeni taką dawką meczów nie będą chcieli przychodzić na mecze reprezentacji. Mimo kłopotów z inflacją praktycznie na wszystkich tegorocznych meczach kadry kobiet i mężczyzn był komplet widzów. Reprezentacja żeńska miała co prawda małe problemy z zapełnieniem hali w Łodzi w środku tygodnia, ale było to raczej związane z początkiem roku szkolnego. W weekendy atmosfera była bowiem wspaniała. Fani chcą się bawić na meczach i chcą uczestniczyć w sukcesach.

ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką. Jedziemy na IO! Zobacz kulisy wielkiego meczu

Wspomniał pan o mniejszym zainteresowaniu siatkówką w Europie. To bardzo zły sygnał.

Obawiam się, że najbliższe lata pokażą, że siatkówka światowa będzie przesuwała się w stronę Azji. To tam jest coraz większe zainteresowanie tą dyscypliną. Choć wiele państw nie zna jeszcze siatkówki, to dwa zeszłoroczne turnieje Ligi Narodów zorganizowano na Filipinach. Z tego co wiem, to w kolejnym roku ma być podobnie. Co więcej, mówi się, że właśnie na Filipinach niedługo mogą odbyć się mistrzostwa świata w siatkówce kobiet.

Wie pan już, w których polskich miastach odbędą się mecze MŚ 2027?

Zmiana systemu i dopuszczenie do udziału w mistrzostwach aż 32 drużyn wymusza na organizatorach pewne zmiany. Będziemy mieli osiem grup po cztery drużyny co sprawia, że zaangażowane muszą być albo cztery, albo osiem miast. Przy tym pierwszym wariancie liczyłaby się nie tylko wielkość obiektu, ale przede wszystkim odpowiednia baza hotelowa, która jest w stanie pomieścić osiem drużyn oraz kibiców. To naprawdę trudna sprawa do ułożenia.

To może organizacja imprezy w ośmiu miastach będzie lepszym pomysłem.

Problem w tym, że w tym momencie nie mamy tylu wielkich obiektów. Trzeba byłoby spytać FIVB, czy możemy zorganizować niektóre mecze w mniejszych halach, ale za to w miastach z dobrą bazą hotelową. Na razie jest jednak za wcześnie na takie dyskusje. Na ten moment nie wiemy, w ilu miastach ostatecznie rozegrane zostaną mistrzostwa. Musimy przedyskutować to z władzami miast, a także naszymi partnerami, jak choćby telewizją Polsat.

Kogo pokonała Polska w walce o prawa do organizacji mistrzostw świata?

Szczerze mówiąc nawet nie wiem, kto był naszym rywalem i czy w ogóle takiego mieliśmy. To nie ma już żadnego znaczenia.

Kiedy po raz pierwszy pojawił się pomysł, by ponownie powalczyć o organizację tej imprezy?

O mistrzostwach świata rozmawialiśmy już w zeszłym roku, gdy planowaliśmy kolejną dekadę w polskiej siatkówce. Umowa partnerska została podpisana na wiele lat, a jednym z jej elementów była właśnie walka o organizację w naszym kraju kolejnych mistrzostw świata. Proces aplikacyjny oficjalnie rozpoczął się w kwietniu, czy maju.

Staraliście się o MŚ w 2025 roku, czy od razu założyliście, że interesuje was tylko 2027 rok?

Dobry występ w mistrzostwach świata w 2027 roku daje od razu kwalifikację olimpijską. W 2025 roku ta zasada nie będzie jeszcze obowiązywać. To był jeden z poważniejszych argumentów. Drugim był oczywiście dłuższy czas na przygotowanie imprezy. Po cichu liczę także, że do 2027 roku uda się jeszcze otworzyć jeden wielki narodowy obiekt do sportów halowych.

Ma pan coś konkretnego na myśli?

Od kilku lat mówi się o nowym obiekcie w Warszawie na kilkadziesiąt tysięcy widzów. Byłoby fajnie, gdyby obok PGE Narodowego powstała także hala narodowa. Gorąco w to wierzę. Zresztą podczas trwającego w Zakopanem Europejskiego Kongresu Sportu i Turystyki dużo się o tym mówiło w kuluarach. O szczegóły proszę pytać osoby wyżej postawione. Ja mogę jedynie powtórzyć tylko to, co usłyszałem w kuluarach. Byłoby znakomicie, gdyby inauguracja MŚ w 2027 roku mogła odbyć się właśnie na takim obiekcie.

Rozegranie mistrzostw na nowej, dużej hali było jednym z elementów waszej aplikacji?

Nic z tych rzeczy. Wiemy, które polskie obiekty spełniają wytyczne FIVB i na razie na tym będziemy bazować. Jeśli coś się zmieni, to światowa federacja raczej się nie pogniewa, że coś w pierwotnych planach zmienimy.

Zmiany to chyba ulubione słowo władz światowej siatkówki. Czy znów postanowiono zmienić cykl mistrzostw świata?

Takie sytuacje pokazują kompletny brak komunikacji ze strony światowej federacji. To jest obecnie największa bolączka tej organizacji. Reguły ciągle się zmieniają. Nikt nie wie, dlaczego na jednym turnieju gramy tak, a na innym zupełnie inaczej. Młodzież gra według innych zasad. Można się jedynie cieszyć, że wciąż gramy do 25 punktów, a niezmienne pozostają chociaż piłka i siatka. Mam jednak wrażenie, że to jedne z nielicznych rzeczy, które w siatkówce są niezmienne. Najgorsze nie są jednak same zmiany, ale zupełny brak komunikacji.

Martwi pana coś jeszcze?

Przesunięte zostały nie tylko mistrzostwa świata, ale także mistrzostwa Europy. Te pierwsze będą odbywać się co dwa lata. O ile ten pomysł można zrozumieć, to już organizowanie ME w roku olimpijskim budzi u mnie spore wątpliwości. W ten sposób bardzo mocno obniżamy wartość sportową tej imprezy. Mi się to nie podoba. Żeby nie było, że wszystko jest źle, to na pochwałę zasługuje nowy system kwalifikacji do igrzysk.

Co dokładnie ma pan na myśli?

Do igrzysk w Los Angeles będzie można zakwalifikować się poprzez udane mistrzostwa Europy, a drugą szansą będą mistrzostwa świata. Dla pozostałych drużyn nie będą już organizowane kolejne turnieje kwalifikacyjne, a skład igrzysk zostanie uzupełniony zgodnie z rankingiem. Dzięki temu kilka spraw zostało uporządkowanych, jest mądrzej, a przede wszystkim zawodnicy w końcu dostaną trochę czasu na odpoczynek. Dobrze się stało, że turnieje kwalifikacyjne, takie jak niedawno u pań, czy niedługo u panów, na dobre znikają z kalendarza.

Mistrzostwa świata co dwa lata to jednak spore obciążenie.

Zawodnicy są już przyzwyczajeni, że co roku mają dwie duże międzynarodowe imprezy. Liga Narodów jest zawsze, a naprzemiennie dochodzą IO, MŚ, ME, W nowej formule tylko jeden rok będzie trudniejszy, gdy do rozegrania będą trzy turnieje - poza LN i IO - także ME. Na razie nie wiadomo, czy mistrzostwa Europy odbędą się wtedy przed, czy może jednak po igrzyskach.

Wróćmy do spraw bieżących. Czy nie uważa pan, że po tak intensywnym i udanym sezonie reprezentacyjnym trener Nikola Grbić powinien dać wolne najbardziej eksploatowanym zawodnikom, a podczas turnieju kwalifikacyjnego postawić na zawodników, którzy do tej pory pełnili role drugoplanowe? Mimo szerokiego zaplecza, kadra na turniej w Chinach nie różni się znacząco od tej z mistrzostw Europy.

Muszę odwrócić to pytanie i zapytać o to, co powiedziałby pan, gdybyśmy z takiego turnieju jednak nie awansowali na igrzyska. Ten hejt, który wylał się na dziewczyny po przegranym meczu z Tajlandią, wylałby się także na chłopaków i trwał pewnie do momentu zakwalifikowania się na igrzyska.

Czołowi zawodnicy są jednak bardzo zmęczeni, a najbliżsi rywale wydają się w zasięgu naszej drużyny grającej nawet w nieco innym składzie niż podczas mistrzostw Europy

Naszym najważniejszym celem na ten sezon od początku był awans na igrzyska, a kluczową imprezą właśnie zbliżający się turniej w Chinach. Oczywiście teraz możemy dywagować, że poziom będzie tam niższy niż na mistrzostwach Europy, ale ja wychodzę z założenia, że jeśli się jedzie na taką imprezę, to należy ją po prostu wygrać, a nie ogłaszać przed wyjazdem, że zamierza się ją wygrać.

Mamy obecnie tak silną drużynę, że może warto byłoby wykorzystać potencjał zawodników pozostających do tej pory w cieniu.

Z teoretycznie słabszymi gra się nawet trudniej, bo to normalne, że nie da się utrzymać maksymalnej koncentracji, gdy w 10 dni, gra się siedem meczów. Takie reprezentacje jak Bułgaria, Belgia, Holandia, czy Argentyna potrafią grać w siatkówkę, mają naprawdę dobrych zawodników i jestem przekonany, że za ich sprawą będziemy świadkami kilku niespodzianek w tym turnieju. Wierzę, że nie z udziałem reprezentacji Polski. Naszym celem jest spokojny awans do igrzysk.

Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Hejt dotyka wielu. Problem jest poważny
Będzie rewolucja. Wszystko przez porażkę z Polkami

Źródło artykułu: WP SportoweFakty