Pracują po nocach. To oni czuwają nad zdrowiem polskich siatkarzy

Materiały prasowe / CEV oraz Facebook/Mateusz Kowalik / Na zdjeciu: Mateusz Kowalik i reprezentacja Polski siatkarzy
Materiały prasowe / CEV oraz Facebook/Mateusz Kowalik / Na zdjeciu: Mateusz Kowalik i reprezentacja Polski siatkarzy

- Czasem kończymy nawet po 2:00 w nocy - mówi WP SportoweFakty fizjoterapeuta reprezentacji Polski siatkarzy Mateusz Kowalik. Opowiada, z jakimi urazami najczęściej borykają się sportowcy i o atmosferze w sztabie kadry.

W tym artykule dowiesz się o:

40 meczów w nieco ponad 4 miesiące. Często dzień po dniu. Taka dawka jest w stanie zniszczyć każdego sportowca. Nikola Grbić ma ten luksus, że może trochę rotować składem, ale i tak bez tytanicznej pracy naszych fizjoterapeutów gra Polaków na takim poziomie nie byłaby możliwa.

- Po intensywnym sezonie klubowym, reprezentacyjny też jest dłuższy niż zwykle. Mamy trzy turnieje, a każdy z nich jest dla nas ważny. Gramy bardzo dużo spotkań i to bardzo trudne lato - komentuje Mateusz Kowalik, fizjoterapeuta kadry Polski, który wraz kolegą po fachu Tomaszem Pieczko czuwają nad zdrowiem naszych siatkarzy.

Praca po nocach

Najważniejsza część pracy naszych fizjoterapeutów rozpoczyna się wtedy, kiedy kibice powoli idą już spać. Biało-Czerwoni swoje spotkania bardzo często grają w godzinach wieczornych.

ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką - Polacy lepsi od Meksyku. Zobacz kulisy meczu

- Wszystko jest zależne od tego, o której gramy. Jeżeli są te mecze ok 20:00-21:00, to do hotelu przyjeżdżamy tuż przed północą. Szybka kolacja i rozpoczynamy pracę. Czasem kończymy nawet po 2:00 w nocy. Na Mistrzostwach Europy czasem graliśmy co 2 dni i niektórzy siatkarze przychodzili na zabiegi następnego dnia, ponieważ woleli się wyspać i lepiej zregenerować - przyznaje nam Kowalik.

- A godziny treningu wcale się nie zmieniają. Trzeba rano zjeść śniadanie, które w takim przypadku jest do 10:00 i zaczynamy swoją pracę - przyznaje.

Najbardziej wymagającym etapem sezonu bez wątpienia są kwalifikacje do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Tak naprawdę to najważniejsza impreza sezonu, a wymęczone sezonem topowe drużyny często zawodzą. Włosi i Brazylijczycy przegrali z Niemcami, Serbia z Turcją, a Japonia z Egiptem.

- Teraz zagranie 7 meczów w 9 dni to ogromne wyzwanie. Trzeba położyć nacisk na regenerację i likwidować mikrourazy, mikroprzeciążenia, by w następnym spotkaniu mogli grać na 100 proc. - tłumaczy nam Kowalik.

Co siatkarzom najczęściej dolega?

Najprostszą odpowiedzią na pytanie jest: Wszystko. Choć oczywiście pojawiają się urazy i schorzenia charakterystyczne dla właśnie tej dyscypliny.

- Tak naprawdę to pracujemy nad całym ciałem. Od kolan, kręgosłupa, po barki i szyję. To tak intensywny sport i wszystko w nim pracuje. Czasem pojawiają się nawet jakieś rzadko spotykane dolegliwości. Kolana cierpią mocno z powodu dużej liczby skoków, a barki z powodu sporej liczby ataków. Generalnie nie ma jednak rzeczy, z którą się nie spotykamy - przyznaje nasz rozmówca.

- Nie tylko w czasie turnieju ciężko pracujemy, ale w czasie okresu przygotowawczego do turniejów również. Jest naprawdę dużo pracy, wszyscy chcą być lepsi poprawiać się, więc ciężko pracują i pojawia się zmęczenie i dolegliwości, które my wraz z Tomkiem staramy się likwidować - dodaje.

W sztabie też musi być atmosfera

W reprezentacji Polski rzuca się przede wszystkim znakomita dyspozycja wewnątrz zespołu. I dotyczy ona także sztabu. Po treningu przed finałem mistrzostw Europy trenerzy, statystycy i fizjoterapeuci zagrali ze sobą w dwójkach, a obrazki obiegły internet. Kowalik grał razem z Grbiciem. I zdradza, że to nie pierwsza taka sytuacja.

- Nikola lubi pograć i często za partnera do gry dwójkami wybiera mnie. Czasem gramy po treningach czy nawet przed nimi po prostu dla zabawy. Zdarza się, że gramy nawet z siatkarzami, a czasem po prostu sztabem. To też pozwala nam się oderwać, bywa bardzo zabawnie, a do tego mamy trochę takiej wewnętrznej rywalizacji - tłumaczy fizjoterapeuta.

Znakomita atmosfera pomaga w przetrwaniu wymagających warunków pracy.

- To jest trochę tak, jak życie z rodziną. Spędzamy ze sobą 5-6 miesięcy, bo tyle trwa sezon reprezentacyjny. Co chwilę widzimy się na śniadaniu, obiedzie, kolacji. Ta atmosfera jest ważna, by ułatwiać sobie trudy podróżowania, życia bez rodziny. Staramy wyciągać do siebie pomocną dłoń, rzucamy żartami, rozweselamy się. Wtedy ten czas trochę szybciej leci i inaczej po prostu się pracuje. Myślę, że tak będzie do końca, bo jesteśmy naprawdę fajną grupą ludzi, którzy się lubią - kończy Mateusz Kowalik.

Czytaj więcej:
Grbić popełnia duży błąd? Były kapitan kadry komentuje

Komentarze (0)