Wojciech Potocki: Za oknami, szaro, deszczowo i byle jak. Czyli zupełnie tak, jak gra pański zespół. Nastrój też ma pan pewnie pod psem?
Radosław Panas: Właśnie jadę pociągiem i cóż, muszę przyznać, że nie tryskam humorem. Trudno, żeby po ostatnich przegranych spotkaniach było inaczej.
Sześć meczów i tylko jeden punkcik na koncie. Czy obejmując Politechnikę brał pan pod uwagę tak słaby start?
- W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że tak to będzie wyglądać. Zresztą nie tylko ja, nikt nie przypuszczał, że po sześciu kolejkach będziemy zamykać tabelę i nie wygramy żadnego spotkania.
Zna pan już przyczyny takiej fatalnej passy?
- Nie ulega wątpliwości, że cała PlusLiga, gra na dużo wyższym poziomie niż rok temu. Drużyny się wzmacniały, a my niestety personalnie stanęliśmy w miejscu. Chyba nawet cofnęliśmy się. Co prawda odszedł tylko Jurij Gładyr, ale był on , kto wie czy nie najlepszym zawodnikiem Politechniki. Nie potrafiliśmy załatać tej dziury. Pozostali gracze wciąż przeżywają wahania formy, a to nie pozwala drużynie zagrać na maksymalnym poziomie. Ja mam taki zespół, w którym wszyscy muszą grac na bardzo wysokim, równym poziomie. Dopiero wtedy stać nas na zwycięstwa. Kiedy jednak z tej budowli wypadają jeden, pojedyncze klocki, to wszystko się wtedy sypie. I muszę przyznać, że w każdym z dotychczasowych spotkań, ktoś tam grał słabo.
Jednym z filarów zespołu miał być Karol Kłos. Okazuje się jednak, że młody środkowy nie prezentuj nawet połowy formy z ubiegłego roku. Co się z nim dzieje?
- To prawda, nie prezentuje się tak jak rok temu. Być może jest to efekt mocniejszego treningu siłowego jaki zastosowałem w tym sezonie. Rozmawialiśmy o tym wcześniej z trenerem kadry Danielem Castellanim. Karol trenuje teraz w siłowni na dużo większych obciążeniach, a chodzi o to, by wzmocnić go fizycznie i "obudować" mięśniami. Myślę, też, że dopadł go, jak ja to nazywam, syndrom drugiego sezonu. W ubiegłym sezonie był nieznanym zawodnikiem i nie wszyscy traktowali go poważnie. Teraz podchodzą do Karola z szacunkiem, wiedzą też jak gra i nie ułatwiają mu zadania. To trudna sytuacja, ale wierzę, ze Kłos się przełamie i pokaże co potrafi, bo talentu mu nie brakuje. Chciałbym przy okazji podkreślić, że za porażki odpowiada cała drużyna i nikt nie wini za nie jednego gracza.
Trzy tygodnie przerwy chyba przyda się wam jak żadnej innej drużynie.
- O tak. Zawodnicy dostali dwa dni wolnego i potem bierzemy się do pracy. Nie możemy sobie pozwolić na żaden luz. Będą zajęcia siłowe i szlifowanie techniki w hali. Najważniejsze, że chłopacy odpoczną psychicznie i odblokują się przed kolejnymi meczami. Może zagramy jakiś sparing, ale nie jest to dla mnie priorytet. Meczów mieliśmy ostatnio dość.
W ubiegłym sezonie, po kilku porażkach, trener Krzysztof Kowalczyk postanowił popracować nad mentalnym przygotowaniem zawodników. Zabierał ich z rodzinami do knajpek, po prostu integrował zespół. To dało efekt i przyniosło zwycięstwa. Może warto powtórzyć ten manewr?
- W najbliższym czasie zaczniemy współpracę z jednym z najlepszych polskich psychologów sportowych i mam nadzieję, że taka współpraca przyniesie rezultat. Nie znaczy to jednak, że możemy zaniedbać pracę nad stroną fizyczną i techniką.
W ostatnich trzech spotkaniach pierwszej rundy, gracie z Jadarem Radom, Skrą Bełchatów i Resovią. Gdzie chcenie znaleźć bezcenne dla was punkty? Dwie ostatnie drużyny leżą chyba na wyższej półce.
- Można by powiedzieć, iż najłatwiejszym rywalem będzie Jadar, ale my w tym roku lepiej gramy z drużynami silniejszymi, że przypomnę mecze z ZAKSĄ czy Delektą. Tak gdzie byliśmy faworytami chłopaki nie potrafili udźwignąć tej roli. Więc nie wiem jak to będzie w najbliższym meczu. Na pewno po raz kolejny czeka nas bardzo ciężka walka. Z drugiej strony rozgrywki pokazują, że możnym też da się urwać punkty. Pamapol Wieluń przegrał tylko 2:3 z Jastrzębiem, AZS Częstochowa pokonał ostatnio Resovię, czemu nie mielibyśmy powalczyć z rzeszowianami czy nawet Skrą?
Wspominał pan o zespole Delecty. Po meczu z nimi zareagował pan strasznie emocjonalnie. Czy teraz, po spokojnej analizie podtrzymuje pan swoją opinię, że sędzina zabrała wam punkty? Będziecie walczyć o walkower/
- Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem spokojnym człowiekiem, którego bardzo trudno wyprowadzić z równowagi. W Bydgoszczy nie wytrzymałem. Tyle tylko, że decyzje pani sędzi i jej zachowanie były naprawdę fatalne. I to nie jest tylko moje czy zawodników zdanie, ale nawet miejscowi obserwatorzy oraz kibice przyznawali nam rację. Natomiast ewentualny walkower to zupełnie inna rzecz.
Wyślecie w tej sprawie wniosek do władz PlusLigi?
- On już chyba jest chyba wysłany, ale wrócę do tych wydarzeń. Zawodnik Delecty nie był wpisany w protokole, więc nie miał prawa pojawić się na boisku. Tak mówią przepisy i one powinny obowiązywać wszystkich. W piłce nożnej jeśli ktoś ma kilka żółtych kartek i zagra, to później wynik meczu jest weryfikowany, a decyzja o walkowerze jest nieuchronna. Regulamin powinien być rzeczą świętą. W przeciwnym wypadku zupełnie niepotrzebne byłyby te wszystkie książeczki zdrowia, zatwierdzanie zawodników, licencje i inne sprawdzane przez komisarza zawodów dokumenty. W zespole Delecty ktoś nie dopełnił swoich ważnych obowiązków ale to nie powinno ujść nikomu bezkarnie. Niektórzy już nam zarzucają, że skoro nie możemy punktów zdobyć na parkiecie, to szukamy ich przy zielonym stoliku. Nic podobnego. My chcemy tylko, aby regulamin rozgrywek był dla wszystkich taki sam. Jeśli nie, to wyrzućmy go do kosza i niech wszystko idzie me żywioł. Dla mnie walkower to ewidentna sprawa. Na razie jednak władze PlusLigi nie podjęły decyzji, bo wszyscy decydenci byli w Katarze. Mam nadzieję, że teraz, kiedy wrócili, zajmą się sprawą i w ciągu dwóch tygodni zapadnie ostateczne rozstrzygnięcie.
Niektórzy mówią, że zawodnicy Politechniki grają słabo, bo nie uregulowano wobec nich zaległości finansowych…
- Nie chcę o tym nawet myśleć. To po prostu niemożliwe. Władze klubu starają się, by wszystkie tego typu sprawy uregulować i zawodnicy na bieżąco znają sytuację. Trzeba jednak pamiętać, że miejsce w tabeli też daje dużo do myślenia sponsorom, który przecież zastanawiają się czy warto wydawać pieniądze. Nie, nikt nie podcina gałęzi na której siedzi, a ja chłopaków obserwuję na treningach i wiedzę jak bardzo chcą wygrywać.
Przed sezonem był pan optymistą, zapowiadał dobrą grę i niespodzianki. Teraz nie wygląda to jednak tak różowo.
- Byłem optymistą, bo miałem podstawy. Mieliśmy niezłe wyniki sparingów, drużyna prezentowała się bardzo dobrze na treningach, ale już wtedy mówiłem jednak, że wszystko zweryfikuje liga. No i okazało się, że nie wszystko zagrało. Moja drużyna nie opiera się na jednym graczu, który w każdym meczy zdobywa po 25 punktów. Akcenty rozkładają się na wszystkich sześciu zawodników i wystarczy, że jeden albo dwóch nie zagra na wysokim poziomie, to pozostali czterej sobie nie poradzą. Dlaczego wszyscy nie grają równo i dobrze? To młoda drużyna i w stresie popełnia błędy, których jest zdecydowanie za dużo. Ja każdą analizę zaczynam jednak od siebie. Pierwszy patrzę w lustro, a dopiero potem oceniam innych. Więc teraz też za wyniki odpowiadam ja… razem z zespołem. Myślę, że przerwa w rozgrywkach pozwoli na nowo skonsolidować drużynę i wszystkie tryby zaskoczą, a maszyna się rozpędzi. Myślę, że sprawimy jeszcze radość kibicom. Może już w meczu z Jadarem?