Do zobaczenia w finale - echa spotkania na szczycie drugiej ligi

- Gramy dalej, nic się nie stało - mówi trener Grześków Helleny Kalisz. Jego drużyna po raz pierwszy w tym sezonie znalazła pogromcę w drugoligowych zmaganiach. Siatkarze z najstarszego miasta w pomeczowych rozmowach podkreślają, że ich celem jest znalezienie się w czwórce. W ekipie beniaminka nikt otwarcie nie mówi o awansie do pierwszej ligi.

W tym artykule dowiesz się o:

Kibice w Kaliszu ostrzyli sobie zęby na środowe spotkanie, w którym miejscowy lider rozgrywek grał z drugą drużyną tabeli z Zielonej Góry. niezwykle bojowe nastawienie w obu zespołach przełożyło się na emocje w spotkaniu. Nikt nie odpuszczał. Ostatecznie lepsi okazali się przyjezdni, którzy z najstarszego miasta wywieźli pełną pulę. - Bardzo dobra gra i bardzo wysoki poziom. Łatwo było tylko w pierwszym i czwartym secie, natomiast w drugim i trzecim gra była naprawdę bardzo wyrównana. Przez cały tydzień pracowaliśmy nad zespołem z Kalisza i wiedzieliśmy, jak on może zagrać. Znaliśmy ich mocne i słabe strony. Moi podopieczni w 90 proc. wypełnili założenia, jakie sobie postawiliśmy przed meczem - ocenił spotkanie Tomasz Paluch, trener AZS UZ Zielona Góra. - Musimy wyciągnąć wnioski z tej porażki i grać dalej, bo to dopiero półmetek. Stać nas na lepszą grę, kombinacyjną, którą będziemy mogli rozrzucić blok - odpowiada Marian Durlej szkoleniowiec Grześków.

Zespół z grodu nad Prosną przegrał swoje pierwsze spotkanie w tym sezonie. Jak ta porażka podziała na kaliską drużynę? - Mam nadzieję, że dobrze. Liczę, że to będzie taki chłodny prysznic, obudzimy się i w kolejnym meczu pokażemy na co nas stać - twierdzi Łukasz Murdzia, kapitan Wielkopolan. - Może troszeczkę tremy w nas weszło. To był ostatni mecz rundy, może i presja. Przyszło bardzo dużo kibiców. Wszyscy zaczynają od nas wymagać coraz lepszych wyników - tłumaczył porażkę swojej ekipy.

Kaliszanie zbytnio nie przejmują się porażką. -Nasze przedsezonowe założenia były zupełnie inne - mówi Piotr Haładus, rozgrywający Grześków. - Mięliśmy spokojnie grać w czwórce. Po pierwszych meczach wydawało się, że ten cel jest w naszym zasięgu. Potem z meczu na mecz się rozkręcaliśmy. Wygraliśmy osiem kolejnych spotkań, co jako beniaminek można uznać za spory sukces. Dziewiąty mecz zagraliśmy z wiceliderem, zespołem uważanym za "drużynę gwiazd" drugiej ligi. Co niektórzy pograli w pierwszej lidze i sporo lat grają w drugiej lidze. Doświadczenie, nazwiska na papierze, to wszystko lepiej wyglądało u nich. Mamy zespół jakim mamy. Jest dużo młodych chłopaków. Czas będzie działał na naszą korzyść. Będą mięli coraz więcej pewności siebie - dodał.

Spotkanie, które zapowiadane było jako hit rundy zgromadził na trybunach kameralnej hali przy ul. Łódzkiej 800 widzów, co na drugoligowe realia jest naprawdę znakomitym wynikiem. W kaliskiej hali można było zobaczyć również Jana Kolańskiego, prezesa firm sponsorujących kaliszan i jednocześnie prezesa klubu. Jego pierwsza wizyta w tych rozgrywkach okazała się pechowa. Może to on wywarł presję na swoich siatkarzach? - Na pewno nie przegraliśmy przez niego. Nie mamy żadnego paraliżu, jeśli chodzi o władze klubu. Nie ma także presji ze strony władz czy trenera, dlatego gramy bez obciążenia i takie sytuacje jak obecność prezesa nie ma wpływu na naszą grę - tłumaczy Piotr Haładus, rozgrywający Grześków.

Jak więc poszczególni zawodnicy postrzegają szanse swoich drużyn na zwycięstwo w całych rozgrywkach. - Szczerze mówiąc, to ciągle gramy o czwórkę. Jeśli uda się wygrać ligę, bo przegrany mecz z AZS-em wcale nie przekreśla naszych szans na play-off i możliwości awansu, to pojedziemy na turniej barażowy z założeniem awansu. Nie odpuścimy nikomu i będziemy starali się zaprezentować z jak najlepszej strony. To jest dla nas najważniejsze - mówi Haładus. - Runda play-off na pewno jest w naszym zasięgu - dodaje Murdzia. - Grześki są bardzo trudnym i rywal i myślę, że spotkamy się w finale - kończy Mikołaj Maraskin kapitan zielonogórzan.

Komentarze (0)