W uszach wielu kibiców siatkówki musi teraz rozbrzmiewać smętna część piosenki, powszechnie znanej z siatkarskich hal:
Jaki tu spokój… lalalala
Nic się nie dzieje… lalalala
Pszczoły się bawią… lalalala
Czewa sprzedana… lalalala
Długo, bardzo długo zwodziliśmy się, że przepełniona gwiazdami PGE Skrax_001 zostanie zdetronizowana przez AZS_Domexis. Pieniądze, czy ambicja, pyszny Wielki P., czy pełen woli walki Pakox. Wygrała kasa, przegrały rycerskie ideały. Cóż… w średniowieczu przecież już nie żyjemy. Kto ma pieniądze ten rządzi, czy chcemy czy nie, musimy to zaakceptować. W ostatnim czasie byliśmy świadkami strasznego procesu, jaki rozgrywał się na planecie Domexis. Z ludzi, którzy niespodziewanie zawojowali Międzyplanetarną Ligę Siatkówki kompletnie spompowano powietrze. Zatracili to, co było ich siłą, a więc wolę walki, ambicje. Kuszeni ogromnymi pieniędzmi z różnych klubów, zamiast skupić się na wojnie o tytuły, skupili się na negocjowaniu kontraktów na nowych planetach. Można by rzec… przegrali, bo się sprzedali.
Od razu pragnę zaznaczyć, że nie oskarżam, ani nie ganię w żaden sposób podopiecznych Panxisa, choć nie ukrywam, że zawiedli mnie. Mało kto bowiem potrafiłby się skupić na wojnie, gdyby dookoła otrzymywał wspaniałe oferty pracy z innych planet, wysokie kontrakty, jakich Domexis byłby mu w stanie zapewnić. To już nie te czasy, gdy zawodnik potrafił oddać serce i całe zdrowie dla swojej planety. Teraz już nie ma takiego oddania dla barw, siatkarze przychodzą i odchodzą, zmieniając planety jak rękawiczki. Po prostu zarabiają. Tylko kibice pozostają ci sami, wierni i oddani…
Nie ma co jednak płakać nad rozlanym mlekiem, bowiem zbliża się już wielkimi krokami kolejna wojna, a nawet kilka wojen, na kilku frontach. Kontynentalna, Światowa i Olimpijska – międzygalaktyczne potyczki, które pokażą nam nasze miejsce w szeregu. Odpowiedzą, czy wysokie mniemanie o sobie, o naszej sile, nie jest przypadkiem zdecydowanie zawyżone. Przełkniemy gorycz porażki, czy będziemy świętować w glorii chwały. Wszystko zależy od jednego, malutkiego, ale za to jakże ważnego człowieczka – Lorda Argentina, który od dłuższego czasu na dobre zadomowił się w naszej galaktyce.
O Lordzie nie muszę Wam chyba opowiadać, wszyscy go znają i wiedzą, na co go stać. Wiedzą również, że jak każdy popełnia błędy. Niestety, a może raczej stety, wszyscy sobie zdają doskonale sprawę: teraz na błędy nie będzie miejsca. Wóz albo przewóz.
Lord Argentina rozpoczął swoje działanie od zgromadzenia reprezentantów, ponoć najlepszych z najlepszych. Graczy z różnych planet, którzy bez w względu na podziały i przynależności planetarne mają stanowić o sile naszej galaktyki. Obecnie wszyscy zgromadzeni są na niewielkiej, mało zaludnionej planetce – Spalle. Wbrew pozorom to właśnie od pobytu tam będzie w dużej mierze zależeć powodzenie naszej armii. Sposób przygotowań, jaki obierze Lord Argentina zadecyduje o przyszłości. Drugim niezwykle ważnym czynnikiem, który musimy spełnić, aby zwyciężać jest stworzenie prawdziwej drużyny. Armii, która będzie się składała z ludzi oddanych i w pełni poświęconych dla swojej galaktyki. Ludzi, którzy bez względu na wszystko będą w stanie zostawić na parkiecie całe zdrowie. Ludzi, o których ostatnio coraz ciężej.
Naszym reprezentantom, którzy chcą nabrać ducha walki polecam sienkiewiczowski „Potop”, który wypełniony jest rycerskimi ideałami. Jeżeli nasi żołnierze chcą zwyciężyć, muszą być jak Michał Wołodyjowski – świetni technicznie, w pełni oddani ojczyźnie, jak Andrzej Kmicic – pełni fantazji, czy jak Onfury Zagłoba – sprytni i przebiegli. Połączenie tych cech pozwoli im stworzyć mieszankę wybuchową i zabójczą.
Niestety wygląda na to, że mój pomysł z lekturą „Potopu” nie jest najbardziej oryginalny, bowiem jeden z naszych reprezentantów wyraźnie zdążył się już z lekturą zapoznać już przeszło rok temu i co gorsza wyciągnął z tego nie najlepsze wnioski. Mówię oczywiście o Szamponixie, z PGE_Skrax_001, zwanym popularnie Mariuszkiem Auuua. Historia jego różnych chorób i tłumaczeń przypomina coraz bardziej operę mydlaną. Szamponix, jak wspomniałem, wyraźnie zdążył już przeczytać „Potop”. Jednak o dziwo, nie zaimponował mu żaden z rycerzy patriotów, ale Bogusław Radziwiłł. Pamiętacie sfrancuszczałego księcia? Technicznie świetny, mało kto był mu w stanie dorównać w walce, jednak ponad ojczyznę zdecydowanie bardziej cenił prywatę, dbanie o własny nos i interesy. Podczas gdy jedni byli w stanie walczyć dla naszej galaktyki z ciężkimi ranami, on rozglądał się, jak wypocząć, pobawić się i zagarnąć jak najwięcej dla siebie. Szamponix zgrupowanie tradycyjnie zaczął od choroby, a właściwie nie zaczął, bo został w domu. Oby się nie okazało, że ten sezon będzie przypominał poprzedni. Telenoweli „Mariuszek Auuua” nasza galaktyka mówi stanowczo nie! Dlatego czekamy, aż nasza gwiazda nabierze wreszcie hartu ducha i woli walki, bo bez tego, „nie będzie niczego” – jakby powiedział jeden z polityków zwany Kononem.
Gwiezdne Wojny trwają! Strzeżcie się wrogowie naszej galaktyki! Mocy przybywaj!
*Wszystkie opisane sytuacje są wytworami fantazji autora. Zbieżność osób, miejsc i zdarzeń jest przypadkowa.