"Polska siatkówka i ja jesteśmy dużymi szczęściarzami, że na naszej drodze do rozwoju znalazł się ten Pan z Argentyny. Bez tego spotkania na pewno nie bylibyśmy w tym samym miejscu. Dziękuję za tą szansę te parę.. naście (?! lat temu Trenerze" - napisał Bartosz Kurek w specjalnym poście, na swoim instagramowym profilu, zadedykowanym doświadczonemu szkoleniowcowi.
Filigranowy szkoleniowiec w 2005 roku został pierwszym zagranicznym trenerem reprezentacji Polski w historii rywalizacji drużynowej. W rozmowie z serwisem espn.com Argentyńczyk powrócił do bardzo udanej przygody z Biało-Czerwonymi. Jak przyznał, o wszystkim decydował niezwykły zbieg okoliczności.
- To była niewygodna sytuacja. Rozwiązali mój kontrakt w Lube Macerata, gdy byliśmy liderem ligi włoskiej. Mój agent powiedział mi, że w Polsce trwa konkurs na trenera. Patrzyłem na ranking i Polska była na 17. lub 19. miejscu, ale mój agent nalegał: "Tu, we Włoszech, masz stracony sezon. Zacznij w Polsce, a jeśli nie pójdzie dobrze, możesz wrócić do Włoch". Odpowiedziałem: no cóż, nie mam nic do stracenia. Napisałem CV, przedstawiłem swoją analizę i prognozę, co można osiągnąć z tym zespołem - przyznał argentyński szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO: "Inspiracja". Tak polska gwiazda trenuje miesiąc po porodzie
Dla polskiej siatkówki był to przełom. Po raz pierwszy w historii władze PZPS postanowiły wyłonić selekcjonera w drodze konkursu. Zainteresowanie było ogromne, również ze strony największych sław trenerskich. Było to o tyle zaskakujące, że nigdy wcześniej selekcjoner z zagranicy nie prowadził Polaków.
- Było 38 trenerów, zostało nas trzech. Pozostali to Zoran Gajic, Serb, mistrz olimpijski z Sydney oraz Boris Kolcins, Rosjanin, który trenował we Włoszech. Poprosili nas, żebyśmy przyjechali do Warszawy, żeby porozmawiać z zarządem. Przedstawiona przeze mnie analiza była bardzo szczegółowa. Spędziłem tydzień, oglądając mecze! Kiedy poszedłem podpisać kontrakt, poczułem jaka presja spoczywa na trenerach piłkarskich. Siatkówka ma ogromne znaczenie w historii polskiego sportu. Kiedy wysiadłem z samolotu, nie mogłem w to uwierzyć: czekało na mnie 300 dziennikarzy! - wspominał Raul Lozano w sentymentalnym wywiadzie.
Argentyńczyk był pierwszym w historii szkoleniowcem, który objął reprezentację Polski rywalizującą w sportach drużynowych. Jak przyznaje, kontrakt, jaki mu zaproponowano, był wyjątkowo wysoki jak na realia obowiązujące w kraju. Chwilę później zgłosili się do niego przedstawiciele siatkarskiej federacji Argentyny. Na szczęście dla Biało-Czerwonych, było za późno na jakąkolwiek zmianę decyzji.
- Po podpisaniu umowy w Polsce na oczach 300 dziennikarzy wróciłem do Argentyny na letni odpoczynek i zadzwonił do mnie Alejandro Bolgeri, ówczesny prezes FeVA. Powiedział mi, że zamierzają zorganizować konkurs, ale chcą, żebym został trenerem drużyny. Powiedziałem mu, że niedawno podpisałem kontrakt z Polską. Gdybym wiedział wcześniej, nie podpisałbym. Nie mogłem jednak zerwać kontraktu. To był jedyny raz, kiedy zaoferowano mi prowadzenie męskiej reprezentacji Argentyny. Było mi bardzo przykro - przyznał.
- Po raz pierwszy zagraniczny trener poprowadził polską reprezentację w sporcie drużynowym. Kontrakt był rekordowo wysoki jak na polskie warunki. Nie było dobrych autostrad ani pociągów. Wszystko zmieniło się w ciągu kolejnych 10, 15 lat. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałem! Podczas prezentacji w hotelowym amfiteatrze czułem się jak trener piłki nożnej. Coś takiego było możliwe tylko w Polsce - dodał.
Pod wodzą Raula Lozano Polska poczyniła olbrzymie postępy. W 2006 roku nasi siatkarze sięgnęli po srebrny medal mistrzostw świata. Był to pierwszy krążek od 1974 roku. Osiem lat później Biało-Czerwoni znaleźli się na najwyższym stopniu podium mundialu.
- Drużyna grała bardzo, bardzo dobrze. Awansowaliśmy na mistrzostwa świata i zaczęliśmy wygrywać. 3:0. Kolejne 3:0. Siedem meczów z rzędu 3:0. Następnie 3:2 z Rosją i kolejne 3:0 z Serbią. W półfinale pokonaliśmy Bułgarię 3:1, a w finale spotkaliśmy się z Brazylią. Była to najmocniejsza Brazylia w całej karierze trenerskiej Bernardo Rezende. Dlatego nie odczuliśmy porażki jako czegoś dramatycznego. Mieliśmy do czynienia z niezwykłym zespołem. Byli lepsi. Grając perfekcyjnie, przegralibyśmy 1:3. W finale było 0:3 - wspominał Lozano.
- Kiedy wróciliśmy do Polski, wyglądaliśmy jak drużyna Messiego wracająca z Kataru (Argentyna w 2022 roku sięgnęła po mistrzostwo świata - dop. red.). Oczywiście w zupełnie innej skali. W Argentynie było sześć milionów ludzi. W Polsce na lotnisku było dwadzieścia tysięcy ludzi, a na całej trasie wiele tysięcy z flagami. Nawet w deszczu na placu, gdzie nas uhonorowali, było około 12 tysięcy osób. To przyjęcie, jako że byliśmy wicemistrzem, a nie mistrzem, było czymś wyjątkowym - przyznał argentyński szkoleniowiec w wywiadzie dla espn.com.
Dla reprezentacji Polski okres pod wodzą Raula Lozano okazał się pasmem sukcesów. Argentyńczyk wprowadził Biało-Czerwonych do światowej czołówki, co zaowocowało gigantycznym skokiem w rankingu światowym. Nasi siatkarze w ciągu kilku lat przebili się z drugiej dziesiątki na podium zestawienia FIVB.
- W 2005 roku zajmowaliśmy 16. lub 17. miejsce w rankingu, a po dwóch, trzech latach byliśmy na czwartym miejscu, po srebrnym medalu mistrzostw świata i półfinale Ligi Światowej. To był zespół, który zaczął tworzyć historię. Na mundialu 2010 nie poszło im najlepiej, ale w 2014 roku zostali mistrzami świata. I powtórzyli to w 2018 r. Spośród mistrzów z 2014 r. wielu pojechało ze mną na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie w 2008 r. Była to młoda grupa z dużym potencjałem, która nadal się rozwijała i osiągnęła szczyt - powiedział Lozano.
Czytaj także:
Uważa Kubiaka za idealnego kapitana. Wskazał jego następcę w kadrze
Rosyjska siatkówka słabnie. Legenda mówi o tym otwarcie
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)