PWM: Sinusoidalny pojedynek Kubańczyków i Egipcjan zwycięski dla Leona i spółki

W konfrontacji faworyzowanych Kubańczyków z lekko chyba niedocenianymi i mimo wszystko nieobliczalnymi Egipcjanami doszło do zaskakująco zażartej batalii o zwycięstwo. Co prawda ostatecznie to właśnie podopieczni Orlando Samuelsa przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść, lecz na pokonanie swoich rywali potrzebowali aż pięciu partii.

W tym artykule dowiesz się o:

Z pozoru wydawać by się mogło, że wynik tego spotkania jest z góry przesądzony. Kubańczycy zdołali już bowiem napsuć sporo krwi wyśmienitym w swoim siatkarskim kunszcie Brazylijczykom, a także pokazać biało-czerwonym ich aktualne miejsce w szeregu. Egipcjanie z kolei byli od początku turnieju na przeciwległym biegunie. Przegrali zarówno z Iranem, jak i Japonią, co postawiło ich w Pucharze Wielkich Mistrzów pod ścianą. Jednak ten, kto sądził, że starcie Kuby i Egiptu będzie, mówiąc żargonem piłkarskim, meczem do jednej bramki, srogo się pomylił.

Podopieczni Orlando Samuelsa narzucili swój styl gry już od pierwszych piłek premierowej odsłony. Na wstępie udało im się unieszkodliwić zawsze groźnego Ahmeda Salaha, dzięki czemu prowadzili na pierwszej przerwie technicznej 8:5. Wprawdzie mieli drobne problemy z obroną ataków Moneima, lecz utrzymywali dobry poziom gry. Przy stanie 14:9 dla Kubańczyków, trener Egipcjan, Antonio Giacobbe, poprosił o czas, jednak nie przyniósł on jego zawodnikom wymiernych korzyści. Za sprawą efektywnej postawy Camejo, faworyzowani siatkarze dowieźli swoje prowadzenie do końca seta (25:17).

W drugiej partii role się dość niespodziewanie odwróciły. Mimo że Salah zdobył w premierowej odsłonie tylko jedno oczko, tym razem bez kompleksów wybiegł na parkiet i to właśnie jego postawa była kluczowa dla rozwoju wypadków w drugim secie. Egipcjanie grali w tym okresie gry jak natchnieni. Leon i spółka się jednak nie poddawali i starali za wszelką cenę odrobić straty do swoich przeciwników. Tuż przed granicą 20 oczek szkoleniowiec przedstawicieli kontynentu afrykańskiego poprosił o czas, co w konsekwencji okazało się świetnym posunięciem. Reprezentanci Egiptu odzyskali bowiem wigor i zaczęli raz po raz łapać Kubańczyków na bloku, w czym brylował przede wszystkim Rashad. Partię zakończył atak Moneima (25:23).

Po porażce w drugim secie, Kubańczycy zdawali się być wyraźnie rozdrażnieni, w wyniku czego rozpoczęli kolejną odsłonę meczu od mocnego uderzenia i prowadzenia na pierwszej przerwie technicznej 8:4. Na siatce nie miał sobie równych rewelacyjny środkowy bloku, Simon, zaś w ataku nie do zatrzymania byli Leal, Leon i Sanchez. Podopieczni Samuelsa dali w tym fragmencie pokaz fantastycznej gry, która przełożyła się też na końcowy wynik seta. Na drugiej przerwie wypracowali sobie siedmiopunktową przewagę (16:9), która pozwoliła im na spokojne kontynuowanie skutecznej gry. Co prawda Egipcjanie się nie poddawali, czego żywym dowodem były ambitne zagrywki Ahmeda Abdalla, a także skuteczne bloki Ahmeda Youssefa, lecz nie miały one większego wpływu na wynik trzeciej partii, która zakończyła się widowiskową zagrywką Simona (25:14).

Kolejna odsłona kubańsko-egipskiej batalii była zdecydowanie najbardziej wyrównana. Prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Najpierw Kubańczycy prowadzili 8:7, zaś chwilę później było już 16:14 dla siatkarzy z Afryki. Dopiero dobra współpraca bloku i obrony, a także mądre wykonywanie ataków przez niezawodnego tego dnia Moneima dały Egipcjanom cztery punkty przewagi (20:16), co zmusiło Orlando Samuelsa do wzięcia czasu na żądanie. Jednak rywale jego podopiecznych chwycili wiatr w żagle i śmiało kroczyli po zwycięstwo w czwartym secie. Pod koniec zrobiło się odrobinę nerwowo, lecz ostatecznie górą byli Egipcjanie (25:23). Oznaczało to automatycznie, iż zwycięzców tej potyczki wyłoni dopiero tie-break.

Ostatnia odsłona drugiego z trzech zaplanowanych na sobotę spotkań była już tylko i wyłącznie teatrem jednego aktora. Kubańczycy pokazali w tie-breaku całe swoje doświadczenie. Szczególnie we znaki dali się siatkarzom Antonio Giacobbe Sanchez i Camejo. Nasi czwartkowi pogromcy szybko uzyskali bezpieczną przewagę, którą sukcesywnie powiększali (6:3, 9:4, 12:4). Egipcjanie zaś stosunkowo szybko dali za wygraną, wskutek czego zdołali ugrać jednie siedem oczek. Siatkarski maraton zakończył Leon (15:7).

Kuba - Egipt 3:2 (25:17, 23:25, 25:14, 23:25, 15:7)

Kuba: Leon, Leal, Camejo, Sanchez, Simon, Hierrezuelo, Gutierrez (libero) oraz Odelvis, Hernandez.

Egipt: Abdalla Ahmed, Ahmed Abdelhay, Abdel Latif Ahmed, Saleh Youssef, Rashad Atia, Mohamet Badawy, Wael Alaydy (libero) oraz Mohammed Elnasr Seif, Ahmed Afifi, Ashraf Abouelhassan.

Komentarze (0)