Canarinhos świetnie rozpoczęli spotkanie od wysokiego prowadzenia 8:1. Ich dobra gra polegająca w głównej mierze na skutecznych blokach, dosłownie obezwładniła Japończyków. Na środku siatki brylował Lucas a dodatkowo swoje zagrywką robili Murilo oraz Giba. Zwłaszcza serwy tego pierwszego przysparzały wiele problemów w odbiorze gospodarzom. Brazylijczycy robili na parkiecie, co chcieli. Bezlitośnie punktowali rywali, którym od czasu do czasu udało się zdobyć punkt. Jednym z takich momentów było przechytrzenie Visotto przez Yusukę Ishijimę przy stanie 16:7. Jednak pojedyncze zrywy zdecydowanie nie wystarczyły na doprowadzenie do remisu, o wygranej nie wspominając.
Podopieczni Uety Tatsui postanowili się nie poddawać i szybko wymazali poprzednią partię z pamięci. I rzeczywiście, druga odsłona miała zgoła odmienny i dość wyrównany przebieg. Do pierwszej przerwy technicznej (8:7 na korzyść Brazylii) Japończycy dotrzymywali kroku rywalom, jednak po wznowieniu gry zmienił się jej przebieg. Giba i spółka odskoczyli na kilka punktów, w czym przyjmujący Canarinhos miał spory udział. Zawodnicy w Kraju Kwitnącej Wiśni kilkukrotnie próbowali przybliżyć się do obrońców tytułu, ale były to chwilowe zrywy - Brazylijczycy szybko odskakiwali na kilka oczek. Nieco dramaturgii wkradło się w końcówce seta, kiedy Japończykom udało się dogonić przeciwników i doprowadzić do stanu 24:24. Jednak w walce na przewagi nie potrafili zachować zimnych głów, a błąd w ataku Shimizu zakończył drugiego seta.
Canarinhos chcieli szybko zakończyć zarówno trzecią partię, jak i całe spotkanie. Ale aby tak się stało, musieli cały czas utrzymywać odpowiedni stopień koncentracji. Gospodarze postanowili grać punkt za punkt i w ten sposób nie tracili wiele do rywali podczas pierwszej przerwy technicznej, 8:7. Wkrótce sytuacja uległa zmianie, gdyż Brazylijczycy nabrali wiatru w żagle i zwiększyli przewagę do trzech oczek. Wówczas trener Japończyków poprosił o czas. Przerwa na niewiele się zdała - Canarinhos kontynuowali dzieło. Przy stanie 19:14 gospodarze postawili wszystko na jedną kartę zmieniając kilku zawodników i wysilając się na ostatni zryw. Poskutkował odrobieniem kilku oczek, na co błyskawicznie zareagował trener Rezende. Końcówka spotkania należała już do jego zawodników, którzy zdobyli trzeci Puchar Wielkich Mistrzów.