Sześć i pół tysiąca widzów obserwowało w "Łuczniczce" sobotni pojedynek. Fani opuszczali miejscową halę bardzo zawiedzeni, bo nie doczekali się wielkich emocji. Skra wygrała lekko, łatwo i przyjemnie. Bełchatowianie pewne trudności mieli jedynie w drugim secie, kiedy po skutecznych atakach Cercena i dobrym bloku miejscowych było 18:18. Wówczas swoją klasę potwierdził Mariusz Wlazły, ale niemal bez echa przeszedł występ doświadczonego Macieja Dobrowolskiego. - Miguel Falasca miał pewne swoje problemy z kontuzją. A ponieważ w najbliższym czasie czekają nas bardzo trudne mecze w Lidze Mistrzów, trener dał mu odpocząć i postawił na mnie. Te rozgrywki są dla nas priorytetem. Przed meczem w Bydgoszczy mieliśmy sporo kłopotów zdrowotnych, a na dodatek przed meczem rozchorował się również Michał Bąkiewicz. Dlatego cieszę się, że już mamy to starcie za sobą - stwierdził zawodnik Skry.
Z kolei bydgoszczanie chyba nie lubią grać we własnej hali. W dotychczas trzech rozegranych pojedynkach siatkarze Delekty na własnym parkiecie triumfowali tylko raz, kiedy pod koniec października pokonali po ciężkiej walce pokonali AZS Politechnikę Warszawa 3:1. Teraz przed zawodnikami Waldemara Wspaniałego dwa wyjazdowe spotkania pod rząd. Za tydzień Delekta zmierzy się na wyjeździe z Resovią, a potem z Jastrzębskim Węglem. - Bardzo żałuję, że mecz z Jastrzębiem rozegramy na wyjeździe, bo wówczas Łuczniczka będzie zajęta przez inne ważne wydarzenia. Choć nie chciałbym mówić, że nasi siatkarze czują się lepiej właśnie w pojedynkach wyjazdowych, bo musimy szukać punktów przede wszystkim przed własną publicznością - dodał Wspaniały.
O meczu ze Skrą jak najszybciej będzie chciał zapomnieć Piotr Gruszka. Przyjmujący polskiej reprezentacji ciągle odczuwa skutki ostatniej kontuzji, przez co nie mógł zaprezentować pełni swoich umiejętności. - Skra pokazała swoją klasę, a my nie mogliśmy znaleźć żadnego punktu zahaczenia. Była szansa na zwycięstwo w połowie drugiego seta, ale wówczas popełniliśmy w obronie kilka głupich błędów. Najpierw dwukrotnie skutecznie zaatakował Mariusz Wlazły, a później rywale bardzo dobrze ustawili blok. To nas dobiło, bo później Skra kontynuowała swoją świetną grę - stwierdził lider bydgoskiej drużyny.
Przy okazji sobotniej potyczki warto też kilka słów poświęcić otoczce spotkania. Mimo najwyższej w tym sezonie frekwencji, na trybunach było zupełnie cicho. W pewnym momencie oba zespoły dopingowały nawet trzy zorganizowane Kluby Kibica. Jeden z Bełchatowa i dwa z Bydgoszczy. W tym ostatnim wypadku należy się wyjaśnienie - poprzedni fan club został rozwiązany, bo jego członkowie zdaniem działaczy Delekty bardzo nieprzyzwoicie zachowywali się podczas spotkań wyjazdowych. W październiku powołano więc do życia drugą grupę zorganizowanych fanów, których łatwo można rozpoznać poprzez czerwone koszulki. Wszystkich zagłuszał jednak krzyk DJ z Radia Gra oraz przeraźliwy pisk nastolatek na widok zawodników Skry. Trudno się dziwić, że komentarze niektórych neutralnych kibiców były bardzo negatywne. - Przyszedłem na sportowe widowisko. Miał być hit, a wyszedł kit. Również na widowni, dlatego z hali wyszedłem bardzo zdegustowany - podsumował krótko jeden ze starszych panów.