Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
- Faktycznie obawiałem się przed meczem, jak dwie godziny spędzone w deszczu podczas ceremonii otwarcia wpłyną na dyspozycję dziewczyn. Nie żałuję jednak, że dałem im wolną rękę i pozwoliłem samodzielnie zdecydować, czy chcą uczestniczyć w tym wydarzeniu, czy może jednak wypoczywać w wiosce - przyznał po meczu Stefano Lavarini.
W przeciwieństwie do polskich siatkarzy, siatkarki ostatecznie uczestniczyły w ceremonii otwarcia igrzysk, a ta jak wiadomo, nie była dla nikogo na miejscu łatwym doświadczeniem. Polska reprezentacja spędziła na barce ponad cztery godziny, z czego przynajmniej dwie z nich w ulewnie padającym deszczu.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Wolne od meczu, ale nie od treningów. Tak minął drugi dzień polskim siatkarzom
Trener był konsekwentny i zdecydował się przestrzegać wcześniejszych ustaleń z drużyną.
- Już wcześniej umówiliśmy, że jeśli mecz będziemy grać w sobotę, to nie ma możliwości, by ktokolwiek wziął udział w ceremonii. Graliśmy jednak dzień później, więc uznałem, że decyzja należy do każdej zawodniczki. Wtedy jednak nie spodziewałem się, że będzie aż tak źle, jeśli chodzi o pogodę. Zdawałem sobie sprawę, że takie wydarzenie może odebrać im energię i mocno zmęczyć, a nawet spowodować chorobę, ale jednocześnie nie bez znaczenia w takim turnieju są kwestie psychologiczne, a udział w uroczystości otwarcia igrzysk na pewno mógł sprawić, że niektóre zawodniczki poczuły się lepiej i pewniej. Uznałem więc, że skoro są dorosłe, to same mogą zdecydować, co będzie dla nich lepsze - przyznaje włoski szkoleniowiec, który już przed igrzyskami przedłużył kontrakt z polską federacją o kolejne cztery lata.
Choć niedzielny mecz nie należał do najłatwiejszych, to ostatecznie Polki lepiej wytrzymały psychicznie końcówkę czwartego seta i zwyciężyły. Znakomitą zmianę dała Martyna Czyrniańska.
- Zdawałem sobie sprawę, że dla wszystkich dziewczyn, to olimpijski debiut, dlatego starałem się przekonać je, by robiły wszystko dokładnie tak samo, jak do tej pory. To się udało, a na czasach sporo czasu zajęły nam rozmowy o taktyce. W pewnym momencie po zmianie rozgrywającej, gra Japonek zaczęła wyglądać coraz lepiej. Japońskie atakujące stały się bardziej skuteczne, a my musieliśmy znaleźć na to rozwiązanie - dodał szkoleniowiec.
- To było kluczowe zwycięstwo. Wiedziałyśmy, że nie będzie łatwo, bo Japonki doskonale grają w obronie. Pierwszy stres poczułam dopiero, gdy wyszłam tutaj na parkiet. Zobaczyłam tłum kibiców, usłyszałam wrzask i zrozumiałam, że to początek igrzysk. Teraz trzeba wygrać za trzy punkty z Kenią i powalczyć o zwycięstwo w grupie z Brazylią - mówiła po meczu atakująca, Magdalena Stysiak.
- Japonki nigdy się nie poddają, a dla nich nie ma wyniku, który nie jest nie do odwrócenia. Jestem dla nich pełna uznania, bo nie są wysokie, a radzą sobie doskonale. Jestem zachwycona igrzyskami i mam wrażenie, że nawet osoby, które uczestniczą w tej imprezie po raz czwarty, czy piąty, nigdy nie będą się nią nudzić. Zasypiając w wiosce olimpijskiej mam wrażenie przebodźcowania. Codziennie spotykam mnóstwo wybitnych sportowców, na trybunach siedzi Dawid Podsiadło, a kolację je się z dwukrotnym mistrzem olimpijskim Tomaszem Majewskim. To niesamowite - tłumaczyła Malwina Smarzek.
Następny mecz Polski rozegrają w środę o godz. 21 z Kenią. Kolejnym grupowym rywalem 4 sierpnia o godz. 21 będzie Brazylia.
Czytaj więcej:
Gorąco w sieci po sukcesie Linette. Co za słowa!
Dziennikarze TVP szykują oświadczenie ws. Babiarza
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)