Nie boimy się niczego i nikogo - rozmowa z Leszkiem Rusem, drugim trenerem MKS-u Dąbrowa Górnicza

Co łączy drużyny Płomienia Sosnowiec i MKS-u Dąbrowa Górnicza? Osoba Leszka Rusa, który był drugim trenerem w Płomieniu i taką samą funkcję pełni teraz w dąbrowskim zespole. Przed pierwszym gwizdkiem na europejskich parkietach dla dąbrowianek rozmawiał z portalem SportoweFakty.pl, przede wszystkim o minionej edycji Ligi Mistrzów oraz tej, która się rozpocznie.

W tym artykule dowiesz się o:

Olga Krzysztofik: MKS debiutuje w europejskich rozgrywkach. Nie lepiej byłoby zagrać na początek w niższym rangą Pucharze CEV?

Leszek Rus: - Liga Mistrzyń i Puchar CEV to są zbliżone rozgrywki i tak drużyna, która odpada po pierwszej fazie schodzi niżej, więc nie ma żadnego znaczenia. Jedynym mankamentem jest większa ilość spotkań, które trzeba rozegrać. Gra z drużynami lepszego formatu, bardziej liczącymi się w Europie na pewno pozytywnie wpłynie na naszą drużynę.

Dąbrowska hala jest wymarzonym obiektem do rozgrywania meczów w ramach europejskich pucharów.

- Tak, hala ma certyfikat europejski. Były w niej rozgrywane mecze reprezentacji narodowej, zresztą również Liga Mistrzów miała przyjemność w niej gościć, sam brałem w niej udział z Płomieniem Sosnowiec. Bez dwóch zdań pod tym kątem hala jest fantastyczna.

Mimo to w sezonie 2004/2005, gdy był Pan drugim trenerem Płomienia, nie zdobyliście w niej ani jednego seta.

- Zgadza się, ale to potem przyniosło korzyści. W momencie gdy straciliśmy kluczowych zawodników, co było spowodowane sprawami finansowymi, trzeba było zmienić szyki kadrowe. Młodzi zawodnicy spoza kadry, którzy byli mniej ograni mieli szansę stanąć naprzeciwko takich zespołów jak Lokomotiv Biełgorod czy Iraklis Saloniki, co oczywiście było na ich korzyść. Potem były tego efekty - utrzymaliśmy się w lidze, pomimo osłabionego składu.

Można zaryzykować stwierdzenie, że siła i potencjał MKS-u w tym sezonie oraz Płomienia sprzed pięciu lat, są porównywalne. Czy oznacza to, że czeka was taki sam los?

- Nie można rozpatrywać tego pod takim kątem, pomiędzy ligą męska a żeńską jest dosyć duża różnica, pod względem motorycznym i jakimkolwiek innym. Nie podchodzimy do Ligi Mistrzyń bojaźliwie, bo musielibyśmy zadać sobie pytanie po co w ogóle gramy. Za każdym razem, gdy wyjdziemy na parkiet będziemy walczyć, nie rozpatrujemy tego w kategoriach, że w każdym meczu dostaniemy po 0:3. Nic takiego nie przychodzi nikomu do głowy. Zawodniczki w MKS-ie prezentują równy poziom, jeśli za szóstkową siatkarkę wchodzi zmienniczka, to gra lepiej niż ona. Jeżeli przy tym będziemy mieli dobre przyjęcie, na co nas stać, do tego dobrą zagrywkę, która jest naprawdę trudna w naszym wykonaniu i fakt, że nie będziemy występować w roli faworytów, to jest to przede wszystkim naszą zaletą.

Ale przyzna Pan, że Scavolini czy VakifGunesTTelekom są przeciwnikami z najwyższej półki, a spotkania z nimi nie będą należeć do łatwych.

- Owszem, mecze z nimi nie będą łatwe. To samo było przed spotkaniem z Muszynianką, gdy wszyscy mówili, że przyjedzie do nas mistrz Polski i wygra łatwo 3:0, okazało się, że mecz był trzysetowy, ale to my zwyciężyliśmy. Fakt, potem nam się to odbiło czkawką w Bielsku-Białej, ale zarazem pokazało, że dziewczyny potrafią się zmobilizować na spotkanie z mistrzyniami. W sporcie nie ma reguł, wszystko się może wydarzyć. Liczy się dyspozycja dnia, a nawet chwili, także może być różnie.

Dla wielu dąbrowskich siatkarek będzie to debiut w rozgrywkach takiej rangi. Nie ma obawy, że nie wytrzymają pod względem fizycznym, w końcu natężenie spotkań będzie duże, a do tego dochodzą jeszcze podróże.

- W naszym przypadku czas podróży jest bez znaczenia. Lepszym rozwiązaniem jest autokar, zważywszy na połączenia lotnicze, które nie wypadały korzystnie. Do Pesaro przyjedziemy o dobrej porze, bo przed południem, a więc będziemy mieli czas na spokojny wypoczynek i trening. Faktem jest, że dużo spotkań ligowych oraz Ligi Mistrzyń nam się nakłada, co powoduje, że gramy w małych odstępach czasu. Jednak nie wydaje mi się, żeby źle wpłynęło to na dziewczyny. Natomiast młodość jest ich atutem, bo mogą zdobyć doświadczenie podczas spotkań z zespołami, gdzie grają zawodniczki rangi europejskiej, a niektóre nawet światowej.

Gdzie będzie wam się łatwiej grało? W Dąbrowie Górniczej czy na wyjazdach? Można odnieść wrażenie, że Płomieniowi grało się lepiej poza granicami kraju.

- Są różne poglądy na ten temat i ciężko wybrać ten najbardziej trafny. Z reguły, gdy gra się u siebie, człowiek chce się jeszcze bardziej sprężyć, żeby dobrze zaprezentować się przed własną publicznością, która zwykle przybywa do hali w dużej ilości, by kibicować nam z całych sił. Zawsze wyzwalają się jakieś dodatkowe emocje, czujemy większą moc i siłę. Jednak z drugiej strony różnie kończy się wyjazd za granicę bez ciśnienia, nie w roli faworyta, a jedynie drużyny, która łatwo przegra, ale może sprawić niespodziankę.

W Dąbrowie Górniczej będzie ciążyć na was presja ze strony kibiców, którzy wydają się być lekko podrażnieni przestojami w grze MKS-u. Odczuwacie to, a może jesteście tego świadomi?

- To jest sport i presja będzie zawsze, jeśli nie ze strony działaczy, tak jak jest w niektórych klubach, to ze strony kibiców. Jakoś nie odczuwamy tego za bardzo. Wiadomo, że też chcielibyśmy aby wyniki były jak najlepsze i w PlusLidze Kobiet i w Lidze Mistrzyń, ale to jest tylko sport. Będziemy robić co w naszej mocy. Przestoje zdarzają się każdej drużynie, czy to lepszej czy gorszej. Czasami podczas meczu następuje chwilowe rozluźnienie, zawodnikom wydaje się, że mecz już jest wygrany. Ostatnio było tak przy wyniku 20:15 (w czwartym secie spotkania z PTPS-em Piła dąbrowianki prowadziły 20:15, jednak przegrały 28:30 – przyp. red.), gdy mogło się wydawać, że wygramy za trzy punkty, ale chwila dekoncentracji i kilka błędów wpłynęło na naszą przegraną. Ale ostatecznie wygraliśmy, co świadczy o charakterze. Pomimo chwilowego rozluźnienia dziewczyny są w stanie się sprężyć i wygrać spotkanie o ważną stawkę. To jest bardzo ważna cecha naszej drużyny, wszystkie siatkarki mają charakter i chcą walczyć do końca. Myślę, że w miarę upływu czasu będziemy prezentować się coraz lepiej i wyeliminujemy te przestoje.

Chyba nie ma Pan dobrych wspomnień z Ligi Mistrzów z sezonu 2004/2005. Jest nadzieja, że z tej edycji będą lepsze?

- Nie można porównywać drużyny męskiej z żeńską. Natomiast mam nadzieję, że wspomnienia z tego roku będę miał o wiele lepsze. Płomień wygrał tyle ile wygrał, ale doświadczenie pozostało, może w pewnym stopniu nauczka, aczkolwiek myślę, że MKS będzie miał lepszy wynik.

Czy skorzysta Pan ze zdobytego doświadczenia?

- Z racji mojej pracy, pomijając fakt, że pełnię funkcję kierownika drużyny, jestem również drugim trenerem i statystykiem. Gdy podczas meczu dzieje się coś na boisku, to moim zadaniem jest pójść do trenera i powiedzieć, który element należy poprawić lub jakie błędy popełnia zespół przeciwny. Cyfry, które się wklepuje są cyframi. Ja zawsze powtarzam, że cyfry nie grają. Ale to co się widzi z tyłu, czasem nie odzwierciedla tego, co się widzi z boku, więc jesteśmy w stałym kontakcie.

Jaki jest cel MKS-u na ten sezon Ligi Mistrzyń?

- Zaprezentować się jak najlepiej.

A zaryzykuje Pan wytypowanie miejsca, które zajmiecie po zakończeniu pierwszej fazy rozgrywek?

- Daleko mi do tego. To jest sport, wszystko może się zdarzyć, więc nigdy nie zakładam wcześniej jakie możemy zająć miejsce. Z prostej przyczyny, koleje losu są różne, możemy być wyżej i równie dobrze możemy być niżej. Czas pokaże.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w Lidze Mistrzyń.

- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć (śmiech).

Komentarze (0)