Leon zaskakująco o srebrnym medalu. Po meczu podziękował jednemu koledze

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Andrzej Iwanczuk/NurPhoto / Na zdjęciu: Wilfredo Leon
Getty Images / Andrzej Iwanczuk/NurPhoto / Na zdjęciu: Wilfredo Leon
zdjęcie autora artykułu

- Srebrny medal to będzie jednak porażka. Oczywiście będziemy świętować i cieszyć się, ale to nie będzie to samo, co w przypadku złota. W sporcie liczą się tylko zwycięzcy - uważa Wilfredo Leon, który od początku igrzysk jest liderem kadry.

Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Polacy w sobotę 10 sierpnia o godz. 13 zmierzą się w finale igrzysk olimpijskich z Francją. Sytuacja nie jest jednak łatwa, bo nasza drużyna ma duży problem z kontuzjami i wciąż nie wiadomo, czy w decydującym meczu będą mogli zagrać Marcin Janusz i Paweł Zatorski . To jednak nie zmienia faktu, że celem Polaków ma być złoty medal.

- Umówiliśmy się, że zrobimy dosłownie wszystko, by wygrać ten mecz. Kilku zawodników odczuwa ból, ale nikt nawet o tym nie myśli. Nie czuję, że jestem bohaterem. Jestem tutaj, żeby wykonywać swoją pracę w trudnych momentach. Nie sztuką jest zdobywać punkty, gdy wszystko idzie znakomicie. Ja jestem tutaj dla trudnych momentów. Bohaterem jest cała drużyna. Naprawdę kto nie jest z nami na co dzień, ten tego nie zrozumie. Na treningach naprawdę nie jest łatwo. Ten sezon jest dla nas bardzo wymagający - przyznał po ostatnim spotkaniu Wilfredo Leon, który był najlepiej punktującym zawodnikiem naszej drużyny.

To jednak wcale nie oznacza, że uniknął kryzysów. Przyjmujący został zdjęty z boiska w trzecim secie, po kilku nieudanych atakach. Nasz zespół nie był w stanie nawiązać wtedy walki z rywalem, a na dobre obudził się dopiero w końcówce czwartego seta.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Stanęła w obronie polskich siatkarek. "Trudno było oczekiwać"

- Nie skończyłem trzech ataków i trochę straciłem głowę. W sumie to nawet dobrze, że miałem okazję ochłonąć na ławce, nie jestem zły na trenera. Pod koniec meczu byłem jednak bardzo spokojny - przyznaje Leon.

To właśnie on zapewnił dodatkowe emocje w tie-breaku, gdy przy wyniku 14:10 nie był w stanie skończyć trzech kolejnych piłek. Rozgrywający Grzegorz Łomacz uznał jednak, że to właśnie on zasługuje na kolejne szanse. Ostatecznie udało mu się skończyć dopiero czwarty kolejny atak, gdy sytuacja robiła się już bardzo nerwowa.

- Naprawdę byłem pewny i spokojny, że skończę ten mecz. Po ostatniej piłce podszedłem do Grzegorza Łomacza i po prostu podziękowałem mu za zaufanie. Być może inni rozgrywający uznaliby, że nie ma sensu grać do mnie kolejny raz skoro poprzednich ataków nie skończyłem. To był trudny moment także dla niego, a mimo to zdecydował się zaufać mi - zdradził Leon.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty