Estońska siatkówka nie należy do grona europejskich potentatów. Choć w polskiej lidze grało (lub gra nadal) kilku reprezentantów kraju, to jednak volley na północy Europy przegrywa z piłką nożną czy koszykówką. Główną gwiazdą kadry kobiet jest Kertu Laak, która obecnie stanowi o sile BKS-u Bostik ZGO Bielsko-Biała. Przed sezonem 2024/2025 do Tauron Ligi dołączyła jej koleżanka z kadry. Kristiine Miilen otwarcie przyznaje, że nad Wisłą czuje się jak w domu.
Siatkarka Radomki Radom zaskoczona polskim zwyczajem
Można powiedzieć, że przyjmująca MOYA Radomki Radom jadła chleb z niejednego siatkarskiego pieca. W CV 28-latki znajdują się kluby z Finlandii, Grecji, Francji czy Włoch. Choć zespół z południa województwa mazowieckiego spisuje się poniżej oczekiwań, to zawodniczka cieszy się z możliwości gry w polskich rozgrywkach.
To jednak nie sam kraj, ale zwyczaj świąteczny wywołał w siatkarce największe zdziwienie. Po wygranym meczu Tauron Pucharu Polski przeciwko Eco Harpoon LOS-owi Nowy Dwór Mazowiecki Miilen opowiedziała o świętach Bożego Narodzenia z perspektywy atletki. Zdradziła także chłodną opinię na temat estońskiej siatkówki. - Prezesom nie chce się pracować dla rozwoju estońskiego volleya – grzmi gwiazda zespołu Jakuba Głuszaka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wszyscy łapali się za głowy. Co on zrobił?!
Michał Winiarczyk, WP SportoweFakty: W ostatnich tygodniach MOYA Radomka Radom falowała z wynikami. O wpadce z Sokołem & Hagric Mogilno mówiło się wiele. W Pucharze Polski postawiliście jednak na swoim, mimo że drużyna z Nowego Dworu Mazowieckiego walczyła do końca.
Kristiine Miilen, siatkarka MOYA Radomka Radom: Sokół Mogilno nie miał nic do stracenia, przez co grał na większym luzie. Z kolei na nas wisiała presja faworyta. Gdy wynik był na styku, to brakowało nam spokoju. Przykładowo w meczu z Rzeszowem czułam się spokojniejsza, bardziej skora do ryzyka, bo Developres to najmocniejszy kandydat do mistrzostwa Polski.
Również Nowy Dwór grał z nami tak jak Sokół. Szczęśliwie wygraliśmy i to najważniejsze. Nie jesteśmy Imoco Conegliano, by odprawiać każdego rywala w godzinę. Nie przejmuję się mocno tabelą, bo wiem, jak małe są różnice punktowe na miejscach od piątego w dół (rozmowa przeprowadzona przed meczem z LOTTO Chemikiem Police – przyp. M.W).
Radomka mocno odstaje od zespołów z Łodzi, Bielska-Białej i Rzeszowa w tym sezonie. Czy to powód do niepokoju dla was?
Można było się spodziewać, że pierwsza czwórka będzie taka, jaka jest. Te zespoły dysponują olbrzymią jakością. Mają w składach liczne reprezentantki. Przychodząc do Radomki wiedziałam, że drużyna będzie walczyła o piątą pozycję. Nic nie stoi na przeszkodzie byśmy to osiągnęli, lecz porażki takie jak ta z Mogilnem nie mogą się przydarzać. Nie wiem co stoi za naszymi problemami z formą, ale musimy to naprawić. Z drugiej strony cały czas liczymy się w walce o CEV Cup i Puchar Polski, co napawa optymizmem.
Trudno jest pogodzić karierę sportową i celebrowanie rodzinnych wydarzeń. Jak sobie radzisz w momentach takich jak Boże Narodzenie, gdy czasem kalendarz nie pozwala na lot do bliskich?
Przez ostatnie dwa lata nie mogłam nawet na moment wrócić do domu na święta. We Włoszech i Francji akurat w tym czasie miałam spotkania. W tym roku szczęśliwie będę mogła zobaczyć się z rodziną. Pamiętam jak w poprzednich sezonach czułam się smutna w tym okresie. Teraz od kilku dni słucham piosenek świątecznych, wyczekując podróży do Estonii.
Wiem, z czym wiąże się życie profesjonalnego sportowca. Nie odczuwam smutku, gdy „tracę” inne święta albo nawet urodziny. Boże Narodzenie to jednak co innego. Widok bliskich na Facetime siedzących przy stole tysiące kilometrów ode mnie mocno dołował. Cieszę się, że tym razem tego nie doświadczę.
Czy jest coś dotyczącego świąt, w czym Polska różni się od Estonii?
Dla mnie to dziwne, że u was Mikołaj przychodzi 6 grudnia. U nas jest 24 grudnia. Z tego co wiem, to tego dnia wy także dostajecie prezenty, więc jesteście szczęściarzami. Dwa razy cieszycie się z Mikołaja. Naprawdę zazdroszczę wam tego!
Grałam w wielu krajach Europy, ale w Polsce czuje się prawie, jak w domu. Jedzenie, ludzie – to wszystko przypomina mi czasem Estonię. Kertu Laak zawsze mówi, że świetnie jej się tutaj żyje. Polacy mówią bardzo dobrze po angielsku, a dodatkowo duże miasta są ze sobą świetnie skomunikowane.
Laak zadbała o dobry PR estońskiej siatkówki w Tauron Lidze. Jak wygląda popularność tej dyscypliny w waszym kraju?
Dobre wyniki męskiej reprezentacji siatkarzy sprawiły, że poprawił się ogólny wizerunek dyscypliny. Więcej osób chce oglądać kadrę, a to także przekłada się na lepsze finanse i warunki do treningów w lecie. Lepsze, to nie znaczy takie jak w Polsce.
W przypadku kadry kobiet trudno patrzyć na przyszłość w różowych okularach. Reprezentacja opiera się na doświadczonych zawodniczkach, które zakończyły lub niedługo zakończą karierę. Młode dziewczyny nie chcą opuszczać kraju bądź po prostu są słabe na grę w zagranicznych rozgrywkach. To sprawia, że poziom drużyny kobiet spada.
Estonki nie marzą o podboju europejskich parkietów?
Juniorki trenują siatkówkę tylko na tyle, by móc spokojnie łączyć ją ze studiami czy pracą w kraju. Nie myślą o wyjeździe za granicę. Na dziś w dobrych ligach zagranicznych występuje może z pięć Estonek. Kilka lat temu mieliśmy takich zawodniczek w zespole dwa razy więcej. W przyszłym roku nie zagramy w Lidze Europejskiej, co także jest niepokojące. O poziomie ligi estońskiej nie chciałabym zbyt wiele mówić. Tam nie ma profesjonalizmu. Dziewczyny trenują po godzinach, mają po dwie, trzy jednostki w tygodniu.
Chciałbym kiedyś zagrać u siebie w domu, ale za co? Za darmo? Nie opłacę sobie rachunków. To marzenie ściętej głowy. Jak jeden klub zaczął płacić małe wynagrodzenia, to co zrobiła reszta? Zaczęła narzekać, że to niesprawiedliwe. Prezesom nie chce się pracować dla rozwoju estońskiego volleya. Czekają, aż wszystko spadnie im z nieba. U facetów masz ligę czterozespołową, rzekomo profesjonalną, gdzie dostają pieniądze. To też jednak dla mnie ma mały sens.
Rozmawiał Michał Winiarczyk, WP SportoweFakty