Koniec koszmaru Kadziewicza

Gdy po zeszłym sezonie wyjeżdżał z Polski do najlepszej ligi świata – Serie A, Łukasz Kadziewicz miał nadzieje na spokojne, ustabilizowane życie, dobrze płatną pracę i grę na wysokim poziomie na pięknym Półwyspie Apenińskim. Rzeczywistość okazała się jednak straszna, a reprezentant Polski z ulgą wraca nad Wisłę.

Beniaminek Serie A, Sparkling Mediolan zbankrutował i nie płacił zawodnikom. Kadziewicz cieszy się, że ten koszmar ma już za sobą. - To było traumatyczne przeżycie - przyznaje w rozmowie z "Super Expressem". - Widocznie każdy musi w karierze przejść coś takiego. Lepiej, że stało się to teraz niż za dziesięć lat.

W tej chwili szuka nowego zespołu i zupełnie mu się nie spieszy. Plotki mówią o zainteresowaniu Kadziewiczem ze strony Mlekpolu Olsztyn. Na razie jednak siatkarz tylko tam trenował, żeby utrzymać formę. Nie wiadomo, gdzie będzie grał.

- Otworzyłem sezon castingowy - mówi środkowy reprezentacji Polski, którego mimo ciężkich przeżyć nie opuszcza poczucie humoru. - Nie twierdzę, że mogę przebierać w ofertach, nie nazywam się Mariusz Wlazły. Ale też nie narzekam, na pewno coś dla siebie znajdę. Nie ma znaczenia czy podpiszę kontrakt w maju, czy w sierpniu. Ostatnio nauczyłem się cierpliwości. Patrzę na wszystko z dużo większym dystansem - zdradza. - Bo pod względem profesjonalizmu my, siatkarze, robimy wielkie postępy, ale ludzie dookoła nas nie zawsze. Na prezesów, trenerów i menedżerów trzeba brać ogromną poprawkę.

Na pozycje dotychczasowych pewniaków na środku bloku kadry szykują się młodzi gniewni z Piotrem Nowakowskim na czele. Łukasz Kadziewicz spokojnie jednak patrzy na konkurentów. - To prawda, że obok Daniela Plińskiego jestem najstarszym graczem na swojej pozycji, powoli mój czas się kończy i trzeba wykorzystać jedną z ostatnich szans na sukces z reprezentacją - uważa.

Więcej w "Super Expressie".

Komentarze (0)