Mariusz Wlazły: Nie można mówić o przyzwyczajeniu, ani rutynie

Pomimo że poziom PlusLigi stale rośnie, to Skra co roku uważana jest za faworyta w walce o złoto. Dla Mariusza Wlazłego każde następne zwycięstwo jest równie ważne jak pozostałe.

Skra w ciągu ostatnich sezonów całkowicie zdominowała ligowe podwórko. Mądrze zbudowana drużyna nie ma sobie równych w Polsce. Wielu zespołom zdarzają się pojedyncze zwycięstwa nad drużyną z Bełchatowa, jednak w ostatecznym rozrachunku górą zazwyczaj jest Skra. - Ufam, że jeszcze wiele dobrego przed nami, ale jest coraz ciężej. Znamy dobrze zasadę "bij mistrza". Nam się trudno gra z każdym przeciwnikiem. Drużyny przyjeżdżają do nas i nie mają nic do stracenia, a my za każdym razem musimy coś potwierdzać, udowadniać, walczyć o punkty. Żadna ekipa w innym meczu tak nie ryzykuje, bo wtedy walczy o punkty. Z nami wychodzą z założenia, że pewnie i tak przegrają, to przynajmniej mogą zaryzykować. Finał jest taki, że jak przegramy seta, to z naszego rywala robi się wielkiego bohatera. Przecież każdy gra o wygrane sety, o punkty, a każdemu zdarza się coś przegrać, nawet faworytom. My podchodzimy do tego normalnie, a co niektórzy robią z tego wielki szum. Słyszałem już, że obrona przez nas mistrzowskiego tytułu to jest czysta formalność. To ja się pytam, po co w ogóle grać. We wrześniu rozdajmy medale, a my będziemy się spokojnie przygotowywać do Ligi Mistrzów - powiedział w rozmowie z portalem plusliga.pl Mariusz Wlazły.

Bełchatowianie zdążyli przyzwyczaić kibiców do tego, że to oni na koniec sezonu mają prawo zawiesić na swojej szyi złote medale. Jednak każdy medal smakuje równie dobrze. - Absolutnie nie można mówić o przyzwyczajeniu, ani rutynie. Ja myślę, że każdy kolejny cieszy nas bardziej, bo wiemy jak trudno jest utrzymać dobrą dyspozycje przez tyle lat. Każde zwycięstwo dodaje nam skrzydeł i motywacji na następny sezon. Daje nam możliwość grania w Lidze Mistrzów, a to dla nas jest super sprawą. Mamy możliwość konfrontacji z równymi sobie i z lepszymi, ale tam też decyduje często jedna, czy dwie piłki - dodał Wlazły.

Gdyby Final Four Ligi Mistrzów nie zostało przełożone, to bełchatowianie zrezygnowaliby z udziału w nim. Z pewnością była to trudna decyzja, jednak jak mówi kapitan Skry, obok takiego dramatu nie można przejść obojętnie. - My przyjmiemy każde wyjście, ale wszyscy wiedzieliśmy, że na boisko w Łodzi byśmy nie wyszli, jeśli ktoś tego nie rozumiał... Nie będę tego komentował - zakończył zawodnik.

Komentarze (0)