Michał Gałęzewski: Spodziewaliście się takiego oporu ze strony Avii w poniedziałkowym spotkaniu?
Jerzy Strumiło: Spodziewaliśmy się, że będą silni, ale nie spodziewaliśmy się tego, że aż tak.
Początek pierwszego seta był chyba taki, jaki by chciał pan widzieć cały mecz.. Dlaczego nie udało się zagrać przez cały mecz na takim samym poziomie?
- Oni zagrali słabo pierwszego seta. Bardzo dużo ryzykowali zagrywką, psuli, zrobili szalenie dużo błędów i nas uśpili. Było za łatwo. Każdy mówił, że już wygraliśmy. Później oni wygrali seta i zbudowali zespół, a u nas wkradła się panika. Chcę jednak przypomnieć, że w czwartym i piątym secie wygraliśmy wyraźnie. Należało nam się zwycięstwo. Avia przyjechała jednak z nami wygrać. Co prawda w pierwszym secie świdniczanie dużo psuli, ale potem nie puścili farby. Jak we wtorek dopisze kondycja, to ich pchniemy.
Czyli wyszło tak, że układ meczu wyszedł Świdnikowi na dobre?
- Myślę, że tak, jednak nas to obudziło i we wtorek wiemy o co chodzi. Trzeba grać od pierwszego gwizdka do samego końca. Uważam, że poniedziałkowy mecz nie był słaby, a wręcz przeciwnie - był dobry. Goście mięli trochę szczęścia, bo piłka nie trafiała im w sufit tyle, co nam. Był to typowy mecz play-off, w którym faworyt gra w ciasnych butach.
Sufit czasami rozstrzygał wynik w kluczowych momentach...
- Niestety tak. Tym razem częściej na naszą niekorzyść. My mamy zespół, ale nie mamy gwiazd. Oni nie mają wyrównanego zespołu, ale mają za to gwiazdę - Pawłowskiego. Tak nas szatkował, że ciężko było cokolwiek zrobić i nie wiadomo jak się wszystko rozstrzygnie we wtorek. Zwycięstwo nam się należało, bo wygraliśmy trzy sety wysoko. Opór rywali nie był niespodzianką, bo oglądaliśmy ich dwa treningi. Było widać, że są naładowani i mówienie, że w Świdniku nie chcą Ekstraklasy, to bzdury. To są kalkulacje.
Moment, w którym Zumbera padł na boisko mógł wyglądać nieciekawie...
- Dla mnie nie, bo on pada często na treningach. Ma problem z przemianą materii i brak mu czegoś w organizmie. Wiemy już na szczęście czego. Chcieliśmy go wypróbować na początku meczu, a nie na końcu. To, że padł to żaden dramat. To są po prostu skurcze spowodowane brakiem dotlenienia w mięśniach.
Pańskim zadaniem jest awans do Ekstraklasy. Trzeba jakoś budować zespół do gry w tej klasie rozgrywkowej. Czy widzi pan postęp u aktualnych zawodników Trefla w porównaniu do tego, co było na początku sezonu?
- Jest ogromny postęp.
Którzy zawodnicy mogą być gotowi do gry wśród elity?
- Nie mogę tego mówić przed drugim meczem play-off. Jak wymienię cały zespół, to będzie się pan ze mnie śmiał, a jak wymienię pięciu, to tych siedmiu we wtorek nie będzie chciało grać.
Nie grozi Gdańskowi to, co było poprzednio, czyli awans w cuglach, a potem serie przegranych spotkań i spadek?
- Myślę, że nie grozi. Ja nie jestem polskim trenerem, ale z zagranicy, jednak przypomnę, że my jeszcze nie weszliśmy. Nie można mówić o tym, czego się jeszcze nie osiągnęło Mamy dobry zespół. W poniedziałek graliśmy średni mecz, a nasi rywale świetny. My mamy się jednak rozwijać i forma ma przyjść na 6-7 mecz play-off.
Cel na wtorek - pewna i konsekwentna gra?
- Po poniedziałkowym spotkaniu wiemy już niektóre rzeczy, ale moim zawodnikom powiem tylko jedno - żeby grali swoje.