Adrian Heluszka: Trzeba przyznać, że twój debiut w roli pierwszego trenera wypadł bardzo dobrze. W dwóch meczach pod twoją wodzą odnieśliście dwa zwycięstwa...
Michał- Mieszko Gogol: To jest przede wszystkim zasługa chłopaków. Pomogłem na tyle, ile potrafiłem. Nie wiem, czy była to aż taka zmiana. Na pewno chcieliśmy stworzyć dobrą atmosferę i dobre widowisko. Myślę, że kibice mogą być z tego zadowoleni. Chylę czoła przed chłopakami, bo pokazali niezwykłą fantazję gry. Tak sobie ustaliliśmy przed meczem, że gramy pod hasłem: "robimy to, co kochamy" i myślę, że nie trzeba było więcej mówić. Mobilizacja była zbędna. Stało się i gramy w pucharach.
Atmosfera na hali wskazuję, że to piąte miejsce jest dla was, jak medal...
- W tym sezonie mieliśmy wzloty i upadki. Raz byliśmy na piedestale, a za chwilę skazywani na porażki. Mieliśmy czarną serię ośmiu porażek z rzędu. Najpierw niektórzy klepali nas po plecach, a następnie wyzywali od najgorszych. Myślę, że obiektywnie piąte miejsce oddaje naszą formę i to jest taki przekrój całego sezonu. Myślę, że zasłużyliśmy na to piąte miejsce i teraz to udokumentowaliśmy.
Pierwsza "czwórka" była poza waszym zasięgiem w tym sezonie?
- Ciężko teraz gdybać.Może gdybyśmy troszeczkę lepiej wypadli w rundzie zasadniczej i mieli innego przeciwnika, niż Resovia, to byłoby inaczej. Myślę, że wejście do "czwórki" byłoby dla nas już wielkim sukcesem, choć osiągnęliśmy i tak sukces patrząc obiektywnie.
Każdy dołożył swoją "cegiełkę" do tego zwycięstwa. Takim odkryciem był jednak Toni Kankaanpaa, który zagrał świetny mecz...
- Myślę, że Toni zagrał dwa świetne spotkania. Toni jest bardzo pozytywnym zawodnikiem i bardzo dobrze wpływa na swoich partnerów z drużyny. Nie reaguje nerwowo, czy emocjonalnie na to, co dzieje się na parkiecie. Jest człowiekiem, który potrafi uspokoić grę. Po każdej nieudanej akcji potrafi podejść do każdego i poklepać. Nie rozpamiętuje przegranych akcji, tylko skupia się na kolejnych.
Początki Fina w Częstochowie były bardzo trudne. Z biegiem czasu Toni pokazał jednak, że jego zakontraktowanie było słusznym posunięciem...
- Myślę, że każdemu, kto przyszedłby do nas zza granicy, bez znajomości języka polskiego byłoby trudno. Wszyscy w drużynie mówią po polsku, Marek Kardos także. Każdemu byłoby trudno się zaaklimatyzować. Toni tu przyjechał sam, mieszka także sam. Każdy potrzebuję takie czasu i początku. Nie chodzi tu nawet o siatkówkę, ale samo życie. Staraliśmy się stworzyć dobrą atmosferę, kolektyw i sądzę, że to się udało.
Dwumecz z Delectą pokazuję, że nazwiska do końca nie grają, bo Delecta dysponowała ciekawym składem, ale to jednak wy macie piąte miejsce i w rezultacie europejskie puchary...
- Nie powiedziałbym, że nazwiska nie grają, bo jak się spojrzy na pierwsze cztery drużyny to jest trochę inaczej. Może powiem w inny sposób. My sami powoli kreujemy własne nazwiska i stawiamy się oczywiście w zdrowej rywalizacji pośród tych najlepszych. Przynajmniej staramy się.
Wiążesz swoją przyszłość z częstochowskim klubem?
- Jest za wcześnie jeszcze by o tym mówić. Mamy ostatni dzień kwietnia, a na hali atmosfera jest niezwykle gorąca. Ciężko powiedzieć. Na pewno z coraz większą dumą noszę logo tego klubu na piersi. Myślę, że trzeba patrzeć z optymizmem w przyszłość w Częstochowie.
Teraz czas na jakiś odpoczynek i wakacje. Chyba, że po raz kolejny czekają cię pracowite wakacje?
- Dokładnie. Od kilku lat jeżdżę z reprezentacjami, czy to młodzieżowymi, czy kadrą B. W tym roku akurat tak się złożyło, że jestem wolny i zamierzam naprawdę odpocząć, bo od paru dobrych lat nie miałem wakacji, to po pierwsze. Po drugie natomiast, jestem jeszcze studentem i muszę dopilnować swojej pracy magisterskiej na Politechnice Szczecińskiej, bo praca zabrała mi trochę czasu i życia na rzecz uczelni i teraz trzeba trochę czasu oddać panom wykładowcom.