Liga grecka: Porażka Koniczynek, gra o złoto zaczyna się od nowa

Ci kibice, którzy spodziewali się kolejnej pięciosetowej batalii, musieli zadowolić się jedynie trzema widowiskowymi partiami, których głównymi aktorami byli dwaj atakujący - Ivan Mljković i Liberman Agamez. Tym razem lepsza okazała się drużyna Serba, która wyrównała tym samym stan finałowej rywalizacji.

W tym artykule dowiesz się o:

Każda z trzech odsłon drugiego meczu finałowego ligi greckiej trwała równo 26 minut. Jednak ich przebieg był za każdym razem zupełnie inny. Premierowa partia okazała się najbardziej zacięta. Zimna krew w rudnych momentach i umiejętność utrzymania minimalnej przewagi punktowej pozwoliła gospodarzom objąć w pojedynku prowadzenie 1:0. Panathiniakos miał jednak swoje szanse również i w drugim secie, lecz Olympiacos popisał się znacznie lepszą grą w końcówce, przez co podciął skrzydła podopiecznym Steliosa Kazazisa. Trzecia partia była jedynie formalnością. Team, którego najjaśniejszą gwiazdą był Ivan Mljković, nie pozostawił przyjezdnym najmniejszych złudzeń i dokończył dzieła, zwyciężając ostatecznie 3:0.

Największy wkład w triumf miał serbski bombardier, przez wielu nazywany najlepszym atakującym świata, Mljković. Zapisał on na swoim koncie 20 punktów, grając z bardzo dobrą skutecznością (55 proc.). Jego koledzy również nie zeszli poniżej określonego poziomu, co w konsekwencji dało im bardzo ważne w kontekście walki o mistrzostwo Grecji zwycięstwo.

Elementem, który zaważył na ich wiktorii, była zagrywka. Olympiacos punktował w polu serwisowym aż 11 razy, przy czym jego efektywność polegała również na odrzucaniu rywali od siatki.

Na największe słowa uznania w szeregach Wszechateńskich zasługuje Liberman Agamez, zdobywca 21 oczek. Natomiast polski rozgrywający, Paweł Zagumny, nie popisał się w spotkaniu ani jedną udaną kiwką, choć 3 razy podejmował próbę zaskoczenia defensywy swoich przeciwników.

Kolejne starcie pomiędzy oboma teamami zaplanowano na poniedziałek 10 maja.

Olympiakos Pireus - Panathinaikos Ateny 3:0 (25:23, 25:21, 25:15)

Komentarze (0)