Paweł Sala: Sezon zasadniczy 2009/2010 drużyna KPSK Stali Mielec zakończyła na dziewiątym miejscu w ligowej tabeli wyprzedzając tylko najsłabszy zespół PlusLigi Kobiet, Gedanię Żukowo. Wydaje się jednak, że ta pozycja w tabeli nie odpowiada waszym umiejętnościom. Chyba liczyłyście na więcej w tym sezonie, niż konieczność walki o utrzymanie?
Anita Kwiatkowska: Tak jak Pan mówi, to dziewiąte miejsce jest dla nas dużym "pstryczkiem w nos", bo zemściła się na nas nasza niekonsekwencja podczas rundy zasadniczej. Nie wystarczyło osiem odniesionych zwycięstw by ze spokojem znaleźć się w ósemce, dlatego, że wiele spotkań, które mogłyśmy wygrać 3:1 owszem wygrywałyśmy, tylko że w tie-breaku, oddając cenne jak się okazało na koniec punkty. Dwóm zespołom, które teraz grają w play-off wystarczyło do tego 7 zwycięstw. Tym bardziej boli to, że gramy o utrzymanie...
W meczach o możliwość gry w barażach o utrzymanie w PlusLidze Kobiet spotkałyście się z Gedanią Żukowo, zdecydowanie najsłabszą ekipą w stawce dziesięciu drużyn ligi. Rywalizacja zakończyła się dla was szybko i pomyślnie. Wygrana w czterech meczach nie pozostawia złudzeń, kto był lepszy. Czy już przed rozpoczęciem tej rywalizacji byłyście pewne sukcesu w niej?
- Prawda jest taka, że zespół z Żukowa przystąpił do rozgrywek z młodymi i niedoświadczonymi zawodniczkami i z góry wiedział, że nie ma zbyt wielkich szans na to by coś zdziałać w lidze. Przez całą rundę nie wygrały żadnego meczu i skłamałabym mówiąc, że nie byłyśmy pewne sukcesu i tego, że te cztery zwycięstwa odniesiemy. Natomiast było ważne by podejść do tych spotkań skoncentrowanym i nie zlekceważyć przeciwnika.
Już 16 maja rozpocznie się dla was decydująca rozgrywka o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Waszym przeciwnikiem będzie ekipa Trefla Sopot. Sądząc po pierwszych meczach Trefla z EC Wybrzeże TPS Rumia wydawało się, że to siatkarki z Rumii będą waszym rywalem. Byłyście zaskoczone dramaturgią spotkań Trefla z EC Wybrzeże i końcowym rezultatem?
- Zgadza się, my też myślałyśmy, że będą to mecze z TPS Rumią, jednak okazało się inaczej. Rumia z Treflem biła się jak równy z równym i na koniec udowodniła, że jest po prostu lepsza. Oglądałyśmy część tego ostatniego meczu na video i to, co się rzuciło w oczy to ogromna determinacja obydwóch zespołów.
W Sopocie pozostaje niedosyt po przegranej z drużyną z Rumii. Czy może to wpłynąć na postawę siatkarek z Trefla? Czy według Ciebie mecze z Wami mogą być dla rywalek powodem do jeszcze większej mobilizacji? W końcu jest to walka o być albo nie być...
- Trudno mi powiedzieć, jaka atmosfera teraz panuje w Treflu, bo na pewno to będzie miało duże znaczenie. Natomiast tak samo dla nas, jak i dla Trefla, są to mecze o być albo nie być... i myślę, że nikt łatwo skóry nie sprzeda.
Czy atut własnego parkietu w pierwszych dwóch meczach może mieć według Ciebie znaczenie dla wyniku końcowego rywalizacji z Treflem Sopot?
- Na pewno atut sali będzie miał jakieś znaczenie, bo swoją salę znamy bardzo dobrze, natomiast nie mamy zielonego pojęcia jak wygląda sala przeciwnika i jak na niej będzie się grało. Dlatego ważne jest by w meczach w Mielcu doprowadzić do dwóch zwycięstw, a potem dokończyć dzieła na wyjeździe.
W trakcie weekendu majowego mieliście praktycznie tylko dwa dni wolnego. Po nich wróciłyście do intensywnych treningów. Trener Prus chyba nie odpuszcza wam na nich. Widać więc, że determinacja w Mielcu też jest ogromna.
- Mecze z Gdańskiem zakończyłyśmy już jakieś 2 tygodnie temu i teraz długo czekamy na kolejne mecze z Treflem. Trenujemy i trenujemy, a mecze nadal daleko przed nami, bo mamy jeszcze ponad tydzień. Myślę, że przepracujemy go na tyle solidnie, że będziemy w dobrej dyspozycji na nadchodzące mecze.
Czy według Ciebie będzie to prawdziwa siatkarska bitwa, czy też - używając terminologii piłkarskiej - będzie to "mecz do jednej bramki"?
- Chciałabym, żeby był to "mecz do jednej bramki". Jednak tak jak mówiłam wcześniej to są mecze o "życie" i nikt się nie położy. Musimy same udowodnić swoją grą, że jesteśmy lepsze i doprowadzić do trzech zwycięstw. Do tego trudno mi oceniać, na jakim poziomie gra Trefl, bo owszem grałyśmy z nimi i wtedy gładko wygrywałyśmy, ale to były sparingi i do tego w okresie przygotowawczym, a nie mecze o taką stawkę jak teraz - dla nich o awans, a dla nas o utrzymanie w PlusLidze Kobiet.
Jak oceniasz kończący się powoli sezon dla Stali Mielec pod kątem swoich występów na parkiecie?
- Cieszę się, że trafiłam do Mielca, bo po niezbyt udanym sezonie w Kaliszu tutaj dostałam szansę grania i uważam, że mogę być zadowolona ze swoich występów na parkiecie. Wiadomo, że były mecze lepsze i gorsze jak u każdego, jednak uważam, że wywiązałam się z postawionych mi zadań i zostawiłam dużo zdrowia i serca na boisku. Sezon mogę zaliczyć zdecydowanie na plus. Do tego atmosfera w zespole naprawdę sprzyjała podczas rozgrywek, ponieważ wszystkie świetnie się dogadywałyśmy i tworzyłyśmy kolektyw na boisku. Mam nadzieję, że ten kolektyw będzie dalej tak funkcjonował w meczach z Treflem.
Cztery sezony spędziłaś na parkietach PlusLigi Kobiet w barwach ówczesnego Farmutilu Piła, który odnosił w wtenczas liczne sukcesy, potem na rok przeniosłaś się do Kalisza. W tym sezonie zespołu z Kalisza nie ma wśród elity, natomiast pilanki prezentują średni poziom ligowy. Jak będzie wyglądała przyszłość Anity Kwiatkowskiej po obecnym sezonie?
- Sezon zbliża się ku końcowi i nie powiem, że nie myślałam nad tym, co będzie dalej, ponieważ kontrakt w Mielcu mam do końca maja. Myślę, że okienka transferowe tak naprawdę ruszą po zakończeniu sezonu. Nie lubię podejmować pochopnych decyzji, dlatego na razie jeszcze spokojnie czekam na rozwój sytuacji i może jakieś inne propozycje. Nie wykluczam, że zostanę w Mielcu na dłużej, ale wszystko zależy od władz klubu.