Zbigniew Bartman był w sobotnim meczu wyróżniającym się zawodnikiem w polskich szeregach. Nie tylko dał dobrą zmianę, wchodząc na boisko za gorzej dysponowanego Bartosza Kurka, lecz też żył meczem, żywiołowo reagując na sytuację na parkiecie. W jego opinii także i pozostali reprezentanci bardzo starali się w tym spotkaniu pokazać z jak najlepszej strony. - Myślę, że to nie jest tak, że moi koledzy nie mieli ochoty do gry. Każdy do poszczególnych spotkań podchodzi indywidualnie i każdy je inaczej przeżywa - stwierdził po zakończonej potyczce.
Jednocześnie przyznał, że wprost nie był w stanie nie reagować na kubańskie zaczepki. - Kubańczycy rozzłościli nas swoich zachowaniem. Byli aroganccy, atakowali nas po swoich udanych akcjach. Doprowadzało nas to do szału - wyznał z wyraźnym podenerwowaniem. Jednak jak się chwilę potem okazało, zachowanie podopiecznych Orlando Samuelsa niczym nie różniło się od tego, jakie prezentowali w poprzednich pojedynkach. - Tak samo reagowali na Kubie, dlatego spodziewaliśmy się pojedynku z podtekstem. Tym bardziej boli mnie więc fakt, że nie udało się nam wygrać tej konfrontacji. Nie chodzi nawet o sam wynik, ale o skarcenie tak nagannych zachowań, które są naprawdę denerwujące - wciąż nie mógł przejść obok tego tematu obojętnie.
Zapytany o to, czy Kubańczycy zachowywali się w ten sposób z pełną premedytacją i wyrafinowaniem, odpowiedział z pewną dozą dystansu. - Wydaje mi się, że wynika to po prostu z ich natury. Identycznie sprawowali się w meczach w Hawanie oraz w starciach z innymi zespołami. Z mojej perspektywy jest to w ich mniemaniu całkowicie normalne - przyznał obiektywnie.
Bartman nie chciał jednak przy tym zwalać na kubański styl bycia całej odpowiedzialności za porażkę polskiego teamu. - Uważam, że nie wybiło nas to z rytmu. Kubańczycy zagrali inaczej niż w pierwszym dwumeczu - byli bardziej skoncentrowani, walczyli o każdą piłkę, do wszystkiego, co robili, przykładali się w stu procentach - cierpliwie wymieniał składowe, które dały wypadkową w postaci kapitalnej formy Kubańczyków. - Było to dla nas zaskakujące, bo takiego zachowania z ich strony w Hawanie nie było po prostu widać - skwitował.
W rozmowie poruszona została też kwestia przyczyn, które realnie wpłynęły na taki, a nie inny rezultat konfrontacji. - Myślę, że na niekorzystnym wyniku zaważyła tak naprawdę nasza gra, ponieważ gdybyśmy zagrali lepiej w zagrywce i odrzucili naszych rywali od siatki, to dzisiejsze spotkanie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej - nie miał wątpliwości. - Nieskuteczna postawa w bloku była konsekwencją słabej zagrywki. Nie odrzuciliśmy naszych przeciwników od siatki, co umożliwiło im swobodną grę - przyznał bez wahania. - To niewątpliwie boli, że po dwóch przegranych partiach nie potrafiliśmy zmienić naszego stylu gry. Walkę co prawda podjęliśmy, lecz w każdym secie graliśmy seriami, swoistymi zrywami. Szkoda jedynie, że nie umieliśmy w końcówkach utrzymać wysokiego poziomu gry - dodał ze smutkiem w głosie.
Polski przyjmujący udowodnił poniekąd, że wie, co trzeba poprawić, aby niedzielny mecz miał zupełnie inny przebieg. - Szczególnie musimy unikać kubańskiego bloku. Udane akcje w tym elemencie są dla nich swego rodzaju wodą na młyn. Im więcej blokują, tym pewniej się czują. Z kolei gdy uda nam się zdobyć pod rząd kilka punktów i nasze kontrataki okazują się skuteczne, całkowicie tracą swój rezon, stają się "malutcy" - ukazał nam słabość Kubańczyków. - Jeśli się więc na nich naskoczy, przyciśnie ich do muru, można z nimi wygrać - nawet jeśli są tak dobrze dysponowani jak dzisiaj - dodał z werwą i nadzieją na lepsze jutro.
Nie omieszkaliśmy również zapytać Zbigniewa Bartmana o ataki z drugiej piłki w wykonaniu kubańskiego rozgrywającego. Czy stanowiły one zaskoczenie? - Byliśmy przygotowani na jego ataki z lewej ręki, jednak robił to z taktycznego punktu widzenia naprawdę dobrze, ponieważ uruchamiał owo zagranie w ustawieniach, w których z reguły gra dużo krótką - zaprzeczył, jakoby było to coś całkowicie nowego w wykonaniu Kubańczyka. - W związku z tym nasi skrzydłowi oraz środkowi byli bardziej skoncentrowani na Robertlandy Simonie, a on to skrzętnie wykorzystywał i atakował z drugiej piłki. Jednocześnie myślę, że wyciągniemy z tego wnioski i w niedzielnym pojedynku znajdziemy receptę na jego grę - zapowiedział.
Poprosiliśmy więc popularnego "Zibiego" o drobne podsumowanie całej konfrontacji. - W pierwszym secie przyczyną naszej porażki była na pewno zagrywka przeciwników. Rywale uciekli nam za sprawą 3 asów serwisowych Simona - stwierdził zdecydowanie. - Z kolei w trzecim secie zabrakło nam tak naprawdę jednego oczka. Nie skończyliśmy akcji przy piłce meczowej, mimo że mieliśmy piłkę po swojej stronie. Wprawdzie dwukrotnie broniliśmy atomowe zagrania kubańskich graczy, lecz ostatecznie udało im się postawić kropkę nad i, co nam z kolei odbiło się czkawką - nie mógł odżałować zaprzepaszczenia szans na pozostanie w meczu.
Tajemnicą nie jest fakt, iż sobotnia klęska sprawiła, iż awans Polaków do turnieju finałowego znacznie się oddalił. Jaka jest opinia Zbigniewa Bartmana na ten temat? - Wydaje mi się, że nie powinniśmy w tym momencie myśleć o ewentualnym awansie do Cordoby, tylko o naszej grze, ponieważ po sobotnim spotkaniu mamy Kubańczykom coś do udowodnienia - odpowiedział w swoim stylu. Jednocześnie zwrócił uwagę na inne możliwości wyjazdu do Argentyny. - Istnieje jeszcze opcja awansu z drugiego miejsca, jeżeli zdobędziemy odpowiednią liczbę punktów. Niedzielny pojedynek będzie więc niezwykle ważny, tak samo jak i potyczki z Niemcami - dodał na koniec.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)