Jerzy Matlak: Kadra zmierza w dobrym kierunku

Trener reprezentacji Polski Jerzy Matlak twierdzi, że przeszedł metamorfozę. Rok temu przejmował się krytyką, teraz zmienił podejście, podzielił obowiązki. - Jestem pewien, że nawet po moim odejściu nie zostawię spalonej ziemi. Kadra zmierza w dobrym kierunku - przekonuje szkoleniowiec na łamach Przeglądu Sportowego.

W tym artykule dowiesz się o:

Jerzego Matlaka trochę zaskoczyła gra jego podopiecznych na turnieju World Grand Prix w Gdyni. Zawodniczki w różnym czasie dołączały do zespołu i większość z nich nie jest jeszcze w najwyższej formie. Mimo to zwyciężyły w trzech spotkaniach, choć niektóre, według statystyk, były nie do wygrania. Jak choćby to przeciwko USA. - Nasze rywalki prawie nie robiły błędów. W sumie w czterech setach popełniły zaledwie 9 pomyłek, my aż 23, a mimo to wygraliśmy - wyjaśnia szkoleniowiec. Niemniej jego zdaniem takie mecze jak ten, w którym biało-czerwone przegrywały w drugim secie 19:24, a potem wygrały siedem kolejnych akcji, są bardzo potrzebne, ponieważ wzmacniają zespół i budują w nim dobrą atmosferę.

Trener Matlak musi jednak pamiętać, że jeśli w kolejnych turniejach World Grand Prix Polki zagrają równie dobrze, szybko zacznie się presja ze strony kibiców. I niewiele trzeba, by ich przychylność zmieniła się w krytyczność. - Trzeba cieszyć się z tego, co już osiągnęliśmy, bo wygląda to naprawdę dobrze. Z drugiej strony pamiętajmy, że rywalki nie są w najwyższej formie - naświetla na łamach Przeglądu Sportowego Jerzy Matlak. - Cieszę się ze zwycięstw, ale nie kozakuję, nie żądam słów uwielbienia. Cieszę się, że zespół podąża w dobrym kierunku, że rozpoczęliśmy sezon z wyższego poziomu niż ubiegłoroczny, że dziewczyny, które wchodzą na plac z ławki rezerwowych nie dają plamy, że omija nas plaga kontuzji. Przed rokiem wiele zawodniczek z różnych powodów zrezygnowało z występów w reprezentacji, teraz wszystkie chcą grać i ciężko pracować. Ale pamiętam co przeżyłem w poprzednim sezonie. Pamiętam jak wylewano na mnie kubeł pomyj - dodaje.

Rok temu szkoleniowiec polskiej drużyny narodowej bardzo denerwował się krytyką. Zwłaszcza gdy podczas mistrzostw Europy pojawiały się głosy, że reprezentacja zdobyła medal, bo przestał ją prowadzić. - Nagle wszyscy zapomnieli, że na sukces pracuje się kilka miesięcy, a mistrzostwa Europy były tylko zwieńczeniem tej pracy. Było mi cholernie ciężko, tym bardziej, że moja żona miała bardzo poważne kłopoty zdrowotne - tłumaczy i dodaje, że teraz uodpornił się na krytykę, a w kadrze jest zupełnie inaczej. - W poprzednim sezonie dziewczyny przyszły do mnie i poprosiły żebym podczas czasów ich tak bardzo nie opieprzał. Spełniłem tę prośbę, uspokoiłem się, ale nie czułem się z tym dobrze. Nie byłem sobą, męczyłem się i tłumiłem w sobie emocje. Szkodziło to i mnie, i drużynie. Teraz zmieniłem podejście. Szanuję swoje podopieczne, ale nie pozwolę sobie wejść na głowę - mówi trener Matlak. Część obowiązków przekazał kolegom z zespołu szkoleniowego i dzięki temu może skupić się na sprawach ogólnych, na mobilizowaniu zawodniczek. - Nie wiem, czy będę ciągnął ten wózek aż do igrzysk w Londynie, ale jestem pewien, że nawet po moim odejściu nie zostawię spalonej ziemi. Kadra zmierza w dobrym kierunku - kończy.

Więcej w Przeglądzie Sportowym.

Komentarze (0)