Anna Barańska podczas drugiego turnieju spisywała się znakomicie, choć podkreśla, że turniej w Japonii nie wypadł wzorowo. - W skali szkolnej na czwórkę z plusem. Byłaby piątka, gdybyśmy wygrały z Japonkami. Szkoda tego meczu, ale uczciwie trzeba przyznać, że byłyśmy słabsze. Brakowało nam wszystkiego od przyjęcia po atak i było "kaput". Ale nie ma co narzekać, bo wygrałyśmy dwa spotkania i jesteśmy bardzo blisko Final Six. Czas działa na naszą korzyść. Niektóre z nas potrzebują go, aby dojść do optymalnej dyspozycji. Ale nie ma się co martwić, bo forma powinna przyjść, najpierw na turniej finałowy Grand Prix, a potem na mundial - twierdzi na łamach Przeglądu Sportowego zawodniczka.
Barańska nie może również racjonalnie wytłumaczyć sytuacji, gdzie Polki przegrywały z Japonią 0:9 oraz Niemcami 0:7. - Same nie wierzyłyśmy, że da się takie straty odrobić. Trudno wyciągnąć wynik ze stanu 12:20. Tak naprawdę uwierzyłam, że możemy z Niemkami wygrać seta, kiedy doszłyśmy je na 18:23. Zdarza się, że te dwa punkty stanowią dla prowadzącego zespołu barierę nie do przebycia. Najważniejsze, że nie straciłyśmy wiary w zwycięstwo - dodaje z pewnością siatkarka.
Niestety trudy turniejów dają się już naszej siatkarce we znaki. Barańska będąc liderką jest bardzo często eksploatowana, co kosztuje sporo sił. Na szczęście, nie ma żadnych poważnych urazów. - Nie czuję się liderką. Po prostu robię to, co do mnie należy. A jeżeli chodzi o zdrowie, to mam trochę kłopotów ze śródstopiem, które bardzo ucierpiało podczas meczu sparingowego z Rosją. Teraz będzie jednak kilka dni luzu i spokojnie dojdę do siebie - mówi na zakończenie Barańska.
Więcej w Przeglądzie Sportowym
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)