- Zabrakło mi kilku dni, może tygodni, żeby przekonać do siebie trenera, żeby nadrobić stracony z powodu kontuzji czas - przyznał Sebastian Świderski w rozmowie z Przeglądem Sportowym. - Do samego końca wierzyłem, że uda mi się pokonać swoje słabości, ale z organizmem się nie wygra. Paradoksalnie powrót do gry po pierwszej poważniejszej kontuzji ścięgna Achillesa był szybszy niż można było się spodziewać - wysunął dość odważną tezę. - Rozłożyła mnie druga kontuzja, kolana, pozornie mniej groźna. Ale najwyraźniej nałożyły się wieloletnie ciężkie treningi, setki rozegranych meczów - nawiązał do wywiadu, jaki stosunkowo niedawno udzielił Michał Winiarski.
Jednocześnie zwrócił uwagę na fakt, iż przepełnione kalendarze rozgrywek ligowych i reprezentacyjnych mogą doprowadzić do sytuacji, w której siatkarze przestaną korzystać z reprezentacyjnych powołań. - Żeby nie skończyło się tak, że zawodnicy zaczną odmawiać gry w reprezentacji. Nie dlatego, że im nie będzie zależało, ale dlatego, że nie będą w stanie pogodzić występów w klubie z grą w drużynie narodowej - zauważył.
Wracając jednak do jego braku w składzie na sparingi z Brazylijczykami, popularny "Świder" wyznał, że nie żywi urazy do trenera. - Pewnie, że jest mi przykro. (...) Nie mam do niego żalu. Rozumiem Daniela. Musiał podjąć decyzję, a ja sportowo odstawałem od reszty. W mniejszej grupie będzie się chłopakom lepiej pracowało - dodał ze smutkiem.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)