WGP: Wiara to nie wszystko. Medalu nie będzie - relacja ze spotkania Polska - Włochy

Liczyliśmy, kalkulowaliśmy, wierzyliśmy. Wszystko układało się po naszej myśli tylko w jednym secie. Niestety polskie siatkarki okazały się wyraźnie słabsze od mistrzyń Europy, które brutalnie zabrały im marzenia o brązowym medalu w tegorocznym cyklu World Grand Prix.

W tym artykule dowiesz się o:

Znając wynik pierwszego spotkania, w którym Amerykanki pokonały Japonki, obie ekipy miały jeszcze większą motywację, aby odnieść zwycięstwo. Brak zdobytych punktów przez Azjatki oznaczał, że zarówno Polki, jak i Włoszki miały szansę na zajęcie trzeciego miejsca w całym turnieju. Bezwzględnym warunkiem było zwycięstwo za trzy punkty.

Jerzy Matlak nie dokonał żadnej zmiany w porównaniu ze zwycięskim bojem z Japonią. Z kolei Massimo Barbollini chciał zaskoczyć nasze zawodniczki, ustawiając Simone Gioli po przekątnej z rozgrywającą. Już początek spotkania pokazał, że to nasze kadrowiczki znajdują się w lepszej dyspozycji. Od samego początku biało-czerwone potrafiły wywalczyć kilka punktów przewagi dzięki akcjom Agnieszki Bednarek-Kaszy oraz Anny Barańskiej. W końcówce na tablicy świetlnej widniał nawet wynik 20:15 na korzyść biało-czerwonych. Wówczas do ataku zerwały się Włoszki. Na szczęście zabrakło im czasu na wyrwanie zwycięstwa naszym zawodniczkom, które wygrały 25:23.

Manewr Barbolliniego okazał się niewypałem, co stwierdził sam trener, przestawiając Gioli na jej nominalną pozycję. Na boisku roiło się od nowych zawodniczek. Drugiego seta Włoszki rozpoczęły z Sereną Ortolani i Giulią Rondon. Z kolei trener Matlak zdecydował się na pozostawienie na parkiecie Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty kosztem Joanny Kaczor. W drugiej partii wszystko potoczyło się dość szybko. Dobry wynik utrzymywał się tylko do pierwszej przerwy technicznej. Później, aż do kolejnej regulaminowej przerwy, nasze siatkarki zdobyły tylko jeden punkt! Nasze rywalki prowadziły 16:7 i całkowicie rozluźnione kontynuowały dobrą grę. Biało-czerwone nie kończyły piłek i popełniały zdecydowanie zbyt dużo błędów. O dobrym wyniku nie można było marzyć, a 15 zdobytych oczek było szczytem możliwości.

Nasz szkoleniowiec ponownie zdecydował się na zmianę na pozycji atakującej. Szansę otrzymała Katarzyna Zaroślinska i ją wykorzystała. Jako pierwsza z zawodniczek grających w tym spotkaniu była pewnym punktem zespołu. W dużej mierze dzięki niej nasze zawodniczki utrzymywały wynik oscylujący w granicach remisu. O losach seta miała zadecydować końcówka. Niestety jeden prosty błąd w przyjęciu zaprzepaścił całe starania naszej ekipy. W polu serwisowym tuż po przerwie pojawiła się Rondon i zaskoczyła Mariolę Zenik, ustalając wynik na 25:23 dla mistrzyń Europy.

Mimo tej porażki pojawiła się jeszcze szansa na upragniony medal. Trzeba było wygrać koniecznie w pięciu setach i liczyć małe punkty. Z początku wydawało się to jeszcze realne. Biało-czerwone wyszły nawet na prowadzenie 12:5! Siedem punktów przewagi dawało odrobinę nadziei. Niestety jeszcze przed przerwą techniczną została ona roztrwoniona (15:16). Punkty uciekały seriami. Swoje robiło zmęczenie, co szczególnie było widać u naszej liderki Anny Barańskiej. Naszym nie udawało się nic. Ostatnia partia zakończyła się wynikiem 17:25.

Za spotkanie można pochwalić Katarzynę Zaroślińską i trudno o kolejne wyróżnienia. Momentami nasz zespół grał bardzo źle, a doświadczone Włoszki pewnie to wykorzystały. Dzięki temu mają szansę na brązowy medal, bowiem przed niedzielną konfrontacją były w takiej samej sytuacji jak biało-czerwone. Niestety, chińskie Ningbo ponownie okazało się pechowe dla Polski. Nasze reprezentantki zajęły ostatnie miejsce w turnieju.

Polska - Włochy

1:3

(25:23, 15:25, 23:25, 17:25)

Polska: Milena Sadurek, Joanna Kaczor, Agnieszka Bednarek-Kasza, Katarzyna Gajgał, Karolina Kosek, Anna Barańska, Mariola Zenik (libero) oraz Katarzyna Skowrońska-Dolata, Joanna Staniucha-Szczurek, Katarzyna Skorupa, Katarzyna Zaroślinska.

Włochy: Eleonora Lo Bianco, Simona Gioli, Jenny Barazza, Lucia Crisanti, Lucia Bosetti, Antonella Del Core, Enrica Merlo (libero) oraz Serena Ortolani, Giulia Rondon.

Komentarze (0)