Domator przyzwyczajony do presji - rozmowa z Sebastianem Świderskim, przyjmującym ZAKSY Kędzierzyn-Koźle (cz.II)
Sebastian Świderski, po siedmiu latach spędzonych we Włoszech, znowu zagra w polskiej lidze. W drugiej części rozmowy z portalem SportoweFakty.pl zawodnik ZAKSY opowiada czytelnikom jak radzi sobie z presją kibiców, ujawnia również swoje plany na przyszłość oraz zdradza gdzie… jeździ na ryby.
Wojciech Potocki
Wojciech Potocki: Za dwa tygodnie rozpoczną się mistrzostwa świata. Jak pan ocenia szanse naszej reprezentacji? Stać naszych na medal we Włoszech?
Sebastian Świderski: Pojedzie grupa bardzo zbliżona do tej, która wywalczyła mistrzostwo Europy. Mogę tylko potwierdzić, że zespól się doskonale rozumie, jest kolektyw, a każdy doskonale wie co ma robić. Wierzę więc, że stać ich na walkę i zwycięstwa. Obawiam się jedynie, że presja kibiców może to wszystko zburzyć. Że będzie się komentowało, tak, jak już się zresztą dzieje, porażki w meczach sparingowych. Tak było po porażkach w Memoriale Wagnera, czy po meczach w Brazylii. Te komentarze zostają w głowach zawodników i boję się, że właśnie presja, czy zbyt duże oczekiwania mogą źle wpłynąć na grę. Jeśli chłopakom uda się od tego odciąć, to powinni walczyć o najwyższe laury.
Nie boi się pan, że oczekiwania kibiców w Kędzierzynie będą wobec pana zbyt duże? Już widać w różnego rodzaju ankietach, że Świderski ma zaprowadzić ZAKSĘ przynajmniej na podium. Zdaniem fanów, to pan poprowadzi kędzierzynian do nowych sukcesów.
- Nikt sam meczu, ani ligi nie wygra. Mogę wziąć odpowiedzialność na siebie w najważniejszych momentach, mogę zdobyć najważniejsze punkty. Żeby jednak tak się stało, potrzebna jest dobra gra całej drużyny. Wiem, że oczekiwania są bardzo duże, ale wierzę, że stworzymy taką grupę, w której każdy będzie dokładał coś do końcowego sukcesu. W końcu jesteśmy zawodowcami i z taką presją mamy do czynienia na co dzień. Dla mnie to nic nowego.
Gdzie jest ona większa? W Kędzierzynie czy we Maceracie?
- Trudno powiedzieć. Jeśli mam być szczery, to po prostu się do takich sytuacji przyzwyczaiłem. Owszem, czuję presję, tyle że kiedy wychodzę na boisko to nie myślę o tym co będzie kiedy przegramy. Od razu kombinuję jak zdobyć kolejny punkt i co zrobić, żeby wygrać spotkanie.
Wraca pan do Kędzierzyna sam czy z całą rodziną?
- Z rodziną.
Zna pan to miasto sprzed paru lat. Może jest jakieś miejsce, do którego lubi pan wpadać, żeby trochę odpocząć? Jak to się często mówi – miejsce magiczne.
- Nie, nie ma takiego miejsca. Chociaż, pamiętam, że odkryliśmy niedaleko Kędzierzyna akwen w Dziergowicach, gdzie brało się całe rodziny i przy grillu albo ognisku miło spędzaliśmy czas. Oczywiście w ruch szły również wędki. Szkoda tylko, że trafiłem tam w ostatnim okresie mojej gry w ówczesnym Mostostalu. Trzeba teraz odkurzyć stare wspomnienia i pojechać do Dziergowic. Mam nadzieję, że będzie tak samo fajnie jak kiedyś.