Marta Solipiwko miała być największym obok Doroty Pykosz wzmocnieniem TPS-u Rumia. Sama zawodniczka doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej roli w zespole - Ja sobie zdaję z tego bardzo dobrze sprawę, iż będę od dużą presją, gdyż przechodzę do beniaminka, gdzie jest przewaga młodych zawodniczek, więc wiem, że na moich barkach, jako tej bardziej doświadczonej, będzie spoczywała odpowiedzialność, ciężar gry. Nie zawracam sobie tym głowy za bardzo, bo taka zawodniczka jak ja faktycznie powinna brać na siebie odpowiedzialność, i mam nadzieję, że dam radę. Ale co z tego wyjdzie to zobaczymy - mówiła w trakcie przygotowań rumska atakująca. Zawodniczka jednakże zupełnie swobodnie podchodziła do gry w Rumi, zaprzeczając jakoby było to dla niej wyzwanie. - W pewnym sensie można tak powiedzieć, bo nie ma na boisku 6 równym zawodniczek, tak jak w Muszynie, bo tutaj gra młodzież i nie każdy będzie mógł wziąć na siebie ciężar gry. To my tutaj musimy pomagać, brać odpowiedzialność za grę, ale to jest kolejny sezon i następna przygoda z siatkówką, więc jak na pewno nie podchodzę do tego na zasadzie wyzwania - kontynuowała.
Niestety od kilku tygodni nie można było zobaczyć Marty ani na treningach ani podczas sparingów. Zawodniczka po badaniach lekarskich, które przeszła musiała zrezygnować z gry w Rumi. - Odnowiły się problemy z kolanem Marty. Tym razem jednak jest to sytuacja na tyle poważna, iż nie jestem pewien czy Marta będzie w stanie jeszcze zagrać. Tak więc nie będzie ona zawodniczką Rumi, rozwiązaliśmy kontrakt za porozumieniem stron - komentuje sytuację trener Jerzy Skrobecki.
W związku z tym Rumia pozostaje z jedną atakującą w swoim składzie. Trener próbuje różnych wariantów w ustawieniu, jednakże wzmocnienia są bardzo prawdopodobne. - Testowaliśmy kilka zawodniczek, grały z nami w turniejach, jednakże wciąż szukamy. Na oku mamy zawodniczkę z Francji, kadrowiczkę, natomiast zobaczymy jak sytuacja się rozwinie. Na razie musimy sobie radzić bez jednej atakującej - zakończył trener Skrobecki.