Zespół Jastrzębskiego Węgla przegrał po bardzo nierównym pojedynku z obu stron z mistrzami Polski, siatkarzami Skry Bełchatów, 2:3. Chociaż wynik wskazuje, że mecz był bardzo zacięty, to różnice punktowe poszczególnych partii mówią zupełnie co innego. - Zespół, który zdobywał przewagę w początkowej części każdego z czterech pierwszych setów, wygrywał go łatwo i przyjemnie. Myślę, że tak to wyglądało, bo drużyny na początku sezonu nie są jeszcze w optymalnej formie. Poszczególne zespoły przygotowują się do najważniejszych części rozgrywek - komentuje libero Jastrzębskiego Węgla, Paweł Rusek.
Podopieczni Igora Prielożnego, po porażce 1:3 w pierwszej kolejce w Warszawie z Politechniką, nie mogli sobie pozwolić na kolejną porażkę, bez jakiejkolwiek zdobyczy punktowej. Szczęście było blisko, ale udało się zdobyć tylko jedno oczko, choć była szansa na więcej. - Bardziej martwi przegrana w tie-breaku i strata tego drugiego punktu, niż zdobycie tego jednego. Nie ukrywajmy, nasza sytuacja nie była wesoła po przegranej w Warszawie. Przyjechaliśmy do Bełchatowa po punkty i nie dopuszczaliśmy innych myśli. Kolejny raz nie udało się pokonać siatkarzy Skry, aczkolwiek było blisko. Zdobycie jednego punktu to jednak też osiągnięcie, biorąc pod uwagę klasę rywala - kontynuuje jastrzębianin.
W rozstrzygającym secie zawodnicy z Jastrzębia popełniali seryjne błędy w polu zagrywki. Chociaż potrafili nadrobić straty innymi elementami, bo przegrali piątego seta do 13, to wydaje się, że właśnie to zdecydowało o ich porażce. - W tie-breaku bełchatowianie popełnili tylko 2 błędy, my 8. To ogromna różnica. Gdybyśmy popełnili o połowę mniej tych błędów, to z Bełchatowa wywieźlibyśmy o jeden punkt więcej - kończy Paweł Rusek.