Gospodarze potrzebowali trzech punktów, więc je wywalczyli - relacja ze spotkania Indykpol AZS Olsztyn - Pamapol Wieluń

Mecz piątej kolejki pomiędzy Indykpolem AZS Olsztyn a Pamapolem Wieluń miał duży ciężar gatunkowy dla obu zespołów. Dwie ostatnie drużyny w tabeli chciały odebrać sobie nawzajem punkty. Potrzebował ich przede wszystkim AZS, którego ambicje przed sezonem sięgały znacznie wyżej niż skromny dorobek prezentowany po czterech kolejkach. Nie było więc wyjścia - musiała nastąpić absolutna mobilizacja w szeregach Akademików, którzy nie mogli już sobie pozwolić na utratę punktów. Zwłaszcza we własnej hali z bezpośrednim rywalem w tabeli. Plan został wykonany w stu procentach.

Od początku spotkania mobilizację widać było też na trybunach. Olsztynianie licznie stawili się w hali i zamierzali mocno wspierać swój zespół, zgodnie z prośbami kierowanymi do nich w mediach. Mecz rozpoczął się w sposób wyrównany, z niewielką przewagą wielunian. Prowadzili dwoma punktami na pierwszej przerwie technicznej, ale zaraz po niej gospodarze zdołali wyrównać. Gracze Pamapolu zaczęli mieć problemy z pierwszym atakiem. AZS natychmiast wykorzystywał obrony i wybloki, skutecznie kontratakując. Jednym z głównych egzekutorów był Samuel Tuia. Zarysowała się niewielka przewaga gospodarzy, która przy drugiej przewie technicznej urosła już do czterech punktów.

Kiedy w tej sytuacji widzowie zgromadzeni w hali zaczęli nieco spokojniej oglądać mecz, w szeregach olsztynian zaczęły się dziać niedobre rzeczy. Wielunianie punkt po punkcie zaczęli odrabiać straty. Zaczęło szwankować przyjęcie. Nieskuteczny był w tym okresie gry Marcel Gromadowski, po stronie gości zaś Serhiy Kapelus bezlitośnie kończył kolejne kontrataki. Pamapol doprowadził do remisu 19:19, by zaraz wyjść na prowadzenie 22:20. Tuż przed drugą piłką setową (23:24) trener Dariusz Marszałek poprosił o czas. Najwyraźniej wybił tym z rytmu Dawida Gunię, który posłał zagrywkę w aut, nie dając swojemu zespołowi szansy na ewentualny kontratak. Dość nieoczekiwanie wielunianie prowadzili 1:0.

Jednak w dwóch kolejnych setach obraz gry zupełnie się zmienił. AZS nie zraził się niepowodzeniem. Od początku drugiego seta prowadził uważną, prawie pozbawioną błędów grę. Zupełnie odwrotnie niż goście. Ich gra zupełnie się rozregulowała. Byli nieskuteczni nie tylko w ataku, ale mieli też problemy z przyjęciem. Trzeba przyznać, że zwłaszcza Samuel Tuia swoją zagrywką utrudniał im mocno życie w tym elemencie. Marcin Lubiejewski nie był już tak skuteczny jak w poprzednim spotkaniu z Delectą Bydgoszcz. Olsztynianie prowadzili od początku drugiego seta, a ich przewaga powiększała się z każdą akcją.

Przy stanie 11:6 trener Marszałek poprosił o czas, a następnie zmienił Lubiejewskiego na Mikołaja Sarneckiego. Nie wprowadził się on jednak dobrze, bowiem szybko został złapany na pojedynczym bloku przez Pawła Siezieniewskiego. Po stronie wielunian mnożyły się kolejne błędy. Rozpoczął się festiwal zmian, jednak z dość mizernym skutkiem. Przy dziesięciopunktowej przewadze Akademików zszedł w końcu z boiska i Andrzej Stelmach, który dotąd robił co mógł, żeby ułatwić zadanie swoim atakującym. Zespoły dograły tę partię przy ogromnej przewadze gospodarzy, a ostatni punkt poszedł na ich konto po dużym aucie z zagrywki Martina Blanco Costy.

W kolejnej odsłonie goście w dalszym ciągu nie potrafili się odnaleźć. Źle rozpoczął Dmytro Babkov, który po kolejnych błędach w ataku opuścił boisko. W jego miejsce wszedł Serhiy Antanovich. Robert Milczarek, libero wielunian, miał spore problemy z przyjęciem szybującej zagrywki Kerta Toobala, a Lubiejewski nie mógł przebić się przez trójblok. W ten sposób set rozpoczął się od prowadzenia AZS-u 7:0. Goście nie odbudowali się już do końca tej partii. Słabą skuteczność ich pierwszej akcji natychmiast wykorzystywali Akademicy do wyprowadzania kontrataków. Goście zbliżyli się w tym secie jedynie na pięć punktów (20:15), ale AZS szybko powiększył przewagę i wygrał bardzo spokojnie partię numer trzy.

W kolejnej wielunianie zaprezentowali wreszcie inną grę. Wyszli na boisko bardziej zdeterminowani i spokojni. AZS w dalszym ciągu grał dobrą siatkówkę, ale miał teraz równego rywala. Dlatego set toczył się punkt za punkt. Żaden z zespołów nie prowadził więcej niż jednym oczkiem. Aż do momentu, kiedy Marcel Gromadowski uderzył w antenkę. Zrobiło się 11:9 dla gości. Kolejny raz mocno popracował zagrywką Tuia, dzięki czemu można było postawić trójblok i wyrównać na 14:14.

Tak wyglądał obraz seta aż do stanu 19:19. Olsztynianie postanowili wtedy przystąpić do ataku. Dzięki skutecznemu zablokowaniu ataku z szóstej strefy pierwszy raz od dłuższej chwili wyszli na prowadzenie 20:19. W kolejnej akcji kontratak wykorzystał bardzo dobrze spisujący się w tym meczu Samuel Tuia. Ta minimalna dwupunktowa przewaga dała gospodarzom trochę swobody i więcej luzu. Przy stanie 22:20 na zagrywkę poszedł Gromadowski i… zaserwował dwa asy serwisowe pod rząd. Olsztynianie nie mogli już wypuścić tego wyniku. Przy żywiołowym dopingu swoich kibiców wygrali z przewagą czterech punktów, w ostatniej akcji blokując atak Blanco Costy. Trzy cenne punkty pozostały w Olsztynie.

Indykpol AZS UWM Olsztyn - Pamapol Wielton Wieluń 3:1 (23:25, 25:14, 25:17, 25:21)

AZS Olsztyn: Tuia, Toobal, Gunia, Gromadowski, Cedić, Siezieniewski, Mierzejewski (libero)

Pamapol Wieluń: Lubiejewski, Stelmach, Blanco Costa, Kapelus, Zajder, Babkow, Milczarek (libero) oraz Sarnecki, Błoński, Matejczyk, Antanovich, Buniak

MVP: Marcel Gromadowski

Komentarze (0)