Okres transferowy jest wisienką na torcie - pierwsza część rozmowy z Jakubem Malke, menedżerem siatkarskim

Jakub Malke jest czołowym polskim menedżerem siatkarskim. W pierwszej części rozmowy z portalem SportoweFakty.pl ujawnia kulisy tego zawodu, opowiada o swoich kontaktach z zawodnikami, a także o sytuacji agentów.

W tym artykule dowiesz się o:

Piotr Stosio: Menedżerowie prowadzą interesy zawodników, negocjują w ich imieniu z klubami. Tak naprawdę znamy tylko ogólniki. Czym tak naprawdę zajmują się menedżerowie? To chyba nie jest praca od ósmej do szesnastej.

Jakub Malke: Dobrzy menedżerowie prowadzą usługi typu full-service. Najważniejszym zadaniem jest znajdowanie pracy naszym klientom. Omawiamy sprawy kontraktowe razem z klubami, ustalamy szczegóły umów pod względem formalnym i prawnym. Potem zaczyna się praca codzienna, dobrym przykładem jest kontuzja Sebastiana Świderskiego. Trzeba chociażby znać wszystkich liczących się lekarzy w Europie, wiedzieć do kogo udać się na konsultację, z kim rozmawiać, jakie poczynić kroki związane z rehabilitacją. Jeśli zawodnicy są za granicą zajmujemy się sprawami bardzo prozaicznymi. Począwszy od przedszkola dla dziecka, przez zakup pralki i lodówki do mieszkań siatkarzy.

Doradza pan zawodnikom również prywatnie, na przykład w co zainwestować?

- Nie zajmuję się inwestowaniem pieniędzy. Oczywiście znam pewnych ludzi, którzy się na tym znają i polecam ich zawodnikom, jeśli tego potrzebują. Tacy menedżerowie jak książkowy Myron Bolitar z powieści Harlana Cobena, prowadzący interesy zawodników NBA i zajmujący się doradztwem finansowym nie istnieją.

Z pana podopiecznymi łączy was przyjaźń, czy są to relacje czysto zawodowe?

- Z większością moich klientów mamy przyjacielskie stosunki, bo takie zasady pracy przyjąłem. Są jednak zawodnicy, z którymi mam kontakty wyłącznie zawodowe.

Okres transferowy trwa w PlusLidze od kwietnia do października. Czy można zatem powiedzieć, że od listopada do marca ma pan wolne?

- Okres transferowy jest tylko wisienką na torcie. W polskiej lidze transfery mogą być przeprowadzane do grudnia, w tureckiej do stycznia. Podobnie jest we Włoszech, jeśli chodzi o zawodników, którzy nie grali wcześniej w Italii. W poprzednim sezonie we Francji można było zatrudniać graczy aż do fazy play-off. Większość transferów jest przeprowadzanych od kwietnia do sierpnia, potem jednak bywa różnie. Czasami trzeba dobierać zawodnikom kluby w trakcie sezonu, ponieważ strony są niezadowolone ze współpracy. Na co dzień muszę utrzymywać kontakt z zawodnikami, dowiadywać się, jak wyglądają ich relacje z trenerami i działaczami. Z pewnością nie jest to praca na jedną piątą etatu.

A czy jest jakiś zawodnik, bądź trener, o którym z dumą może pan powiedzieć: "To ja, Jakub Malke jestem jego menedżerem"?

- Nie chciałbym nikogo wyróżnić. Z każdym pracuję z takim samym zaangażowaniem. Oczywiście prowadzę interesy również zawodników bardziej znanych, chociażby reprezentantów Polski Sebastiana Świderskiego i Piotrka Gruszki, Francuza Stephana Antigi oraz trenerów Daniela Castellaniego i Glenna Hoaga. Jednak bardzo cieszą mnie zwłaszcza postępy zawodników młodych, Mateusza Miki, Wojtka Ferensa, Piotrka Haina czy Maćka Krzywieckiego.

Sebastian odniósł w meczu z Resovią ciężką kontuzję, jak czuje się po tym urazie?

- Psychicznie dobrze, jeśli można tak powiedzieć. W sobotę przeszedł operację, która nie należała do najprostszych. Ważną kwestią jest, że operowali go lekarze, którym Sebastian ufa. "Świder" ma silny charakter, co pokazał już nie raz. Myśli o powrocie, nawet jeszcze w tym sezonie.

Kiedyś powiedział pan, że taką górną, krytyczną liczbą jest pięćdziesięciu prowadzonych klientów. Iloma osobami zajmuje się pan obecnie?

- To nie jest najważniejsza sprawa. Dopóki nie zbliżam się do granicy, przy której trudno mi znaleźć dla wszystkich czas, to wiem, że nie jest za dużo. Podana liczba jest trudna do przekroczenia. Nie stoi za mną żadna agencja menedżerska, w której pracuje grupa kilku osób. Wszystkimi zajmuję się osobiście.

A co jest najważniejsze w kontaktach z zawodnikami?

- Myślę, że szczerość, zawodnicy ją doceniają. Dzięki temu nasze relacje bazują na zaufaniu.

W środowisku piłki nożnej niektórzy twierdzą, że menedżerowie to największe zło polskiego futbolu. Pan spotyka się z negatywnymi opiniami w siatkówce?

- Czasem słyszę takie poglądy, natomiast czy menadżerowie są największym złem w piłce nożnej, tego nie wiem. Jeśli chodzi o siatkówkę, na pewno nie każdy jest zadowolony z menedżerów. Jednak nie ma przymusu posiadania agenta. Ja nie podpisuję wieloletnich umów z zawodnikami, więc każdy może zrezygnować, jeśli uzna, że to dla niego najlepsze. Natomiast, nie zdarza się to często.

Na drugą część rozmowy z Jakubem Malke zapraszamy w poniedziałek.

Komentarze (0)