Hale w Jaworznie i Będzinie są oddalone od siebie o trochę ponad 29 kilometrów. Nie dziwią więc przedmeczowe nawiązania do zeszłorocznego Pucharu Polski, w którym w VI rundzie MKS MOS Będzin wyeliminował AZS Częstochowa. Rok 2010 przyniósł w tej fazie rozgrywek parę w składzie Energetyk Jaworzno i Delecta Bydgoszcz. Młodzi zawodnicy z pierwszej ligi byli więc typowani do wyeliminowania nierówno grających bydgoszczan.
Przed spotkaniem szkoleniowiec Delecty ostrzegał swoich podopiecznych, by ci nie byli zbyt pewni swoich umiejętności, bo Puchar Polski lubi sensacyjne porażki murowanych faworytów. - Nigdy nie można lekceważyć żadnego przeciwnika, szczególnie w Pucharze Polski, bo w tych rozgrywkach zdarzają się różne rzeczy. Widać było, że moi zawodnicy podeszli do meczu bardzo skoncentrowani, zmobilizowani, starali się wygrać jak najszybciej, ponieważ przed nami święta, a to był ostatni dzień przed przerwą i rozjazdami do domów. Cieszymy się, że jesteśmy w finale i to jest najważniejsze - podkreślił Waldemar Wspaniały, szkoleniowiec bydgoszczan.
Największą bolączką jaworznian było przyjęcie zagrywki. Potrafili przyjąć mocny serwis w punkt, by za chwilę mieć ogromne problemy z dograniem flota. Z tego rodziły się kontry po bydgoskiej stronie siatki, przyjezdni nie mieli bowiem kłopotów z wybronieniem sytuacyjnych ataków gospodarzy. - Z największym szacunkiem dla tych chłopaków, którzy mają po około 20 lat, ale jeszcze muszą się dużo uczyć. Nie tylko zagrywka była naszą bronią, bo praktycznie w każdym elemencie zagraliśmy dobrze. Nie ma się co dziwić, w meczu uwidoczniła się bowiem różnica klas między nami a naszymi rywalami, którzy na co dzień grają w pierwszej lidze - zauważył podczas rozmowy z portalem SportoweFakty.pl.
Dzięki wygranej nad Energetykiem Delecta w ćwierćfinale spotka się z rewelacją ligowych rozgrywek, aktualnym liderem tabeli, AZS-em Częstochowa. - Nikt nikogo w siatkówce jeszcze nie zabił, nikt nikogo się nie boi. Z AZS-em jesteśmy na remis, wygraliśmy w Częstochowie, przegraliśmy u siebie, więc zapowiada się ciekawe widowisko - skomentował ze spokojem następnego rywala.
Jednak pucharowe spotkanie miało również drugie dno. Na ławce trenerskiej zmierzyli się bowiem mistrz i uczeń. Waldemar Wspaniały podczas ery wielkiego Mostostalu prowadził obecnego szkoleniowca Energetyka Sławomira Gerymskiego. Spotkanie po latach w zupełnie innej roli nie wywołało żadnych dodatkowych emocji. - Ja nie miałem żadnych, może Sławek miał. Spędziliśmy ze sobą jeden sezon w Mostostalu, zresztą bardzo fajny, bo zdobyliśmy i mistrzostwo Polski, i Puchar Polski, a w finale Final Four we Florencji zajęliśmy trzecie miejsce. Miło się spotkać ze Sławkiem, dobrze, że pracuje, ma w zespole ciekawych, młodych chłopaków. Życzę mu wszystkiego najlepszego w karierze trenerskiej - zakończył Waldemar Wspaniały.