Indykpol AZS Olsztyn powoli odbija się od dna. Na razie nie widać tego w ich pozycji w tabeli, ale widać na boisku. Z czterech dotychczas wygranych spotkań dwa miały miejsce w ostatnich kolejkach. Najpierw zwycięstwo w Wieluniu, potem we własnej hali z faworyzowaną Politechniką Warszawską. Zwłaszcza ta ostatnia wygrana wywołała wśród olsztyńskich zawodników i kibiców istną euforię. Pozwoliła uwierzyć, że zespół stać na równorzędną walkę z dużo mocniejszymi przeciwnikami i że praca wykonywana pod wodzą nowego trenera Gheorghe Cretu przynosi efekty.
Trzeba przyznać, że zwycięstwa nie były przypadkowe. Zarówno w grze, jak i postawie olsztynian widać zwrot. Przez większość sezonu olbrzymia liczba błędów w każdym meczu doprowadzała do rozpaczy sympatyków siatkówki w Olsztynie. Z każdą przegraną zespół tracił resztki pewności siebie, a na boisku brak było lidera. Pod koniec grudnia coś drgnęło. Gra zaczęła być bardziej poukładana, a i prostych pomyłek jest dużo mniej. W rezultacie przyszły dwa zwycięstwa. - Wiktoria w meczu z Politechniką była swego rodzaju pokłosiem zwycięstwa nad wielunianami - przyznawał w rozmowie z naszym portalem środkowy Akademików Piotr Hain. - Tamta wygrana okazała się dla nas bardzo istotna praktycznie pod każdym względem.
Zwycięstwo nad Politechniką tylko wzmocniło wiarę w siebie u olsztynian. - Pokazaliśmy naszą siatkówkę, która przecież tak wyglądała na każdym treningu, a której nie mogliśmy odnaleźć w meczach. W tej chwili wszyscy się uśmiechamy, bo walczyliśmy i pokazaliśmy swój prawdziwy poziom - mówił po meczu pełen euforii Samuel Tuia. Podstawową sprawą dla AZS-u wydaje się teraz utrzymanie poziomu gry i morale w zespole. Zwycięstwo w bełchatowskiej "jaskini lwa" wydaje się misją niemal niemożliwą, ale dobra postawa nawet przy porażce nie pozwoli na podcięcie skrzydeł w dalszych meczach.
- Przez resztę sezonu musimy pokazywać naszą siatkówkę, by zmienić nieco myślenie kibiców, bo wydaje mi się, że dla nich - i dla nas również, choć w innym stopniu - trudna mogła być wiara w zwycięstwo - mówił po ostatnim meczu francuski przyjmujący Akademików.
Oczywiście PGE Skra Bełchatów to zespół, przy którym ostatniej ekipie w tabeli będzie niezwykle ciężko pokazać swoje atuty. Mistrzowie Polski przegrali w lidze tylko jedno spotkanie, w pierwszej rundzie z Resovią Rzeszów. Do tego kilka dni temu efektownie zakończyli rozgrywki grupowe Ligi Mistrzów, wygrywając "grupę śmierci" z Itasem BetClic Trentino i VfB Friedrichshafen w składzie.
Bełchatowianie są niezagrożeni na pierwszym miejscu w tabeli PlusLigi, mając przewagę siedmiu punktów nad drugim AZS-em Częstochowa. Ich siła to równorzędna dwunastka zawodników, dzięki czemu w dowolnej kompilacji na boisku efekt końcowy jest niezmiennie ten sam. - Każde nasze zwycięstwo jest odbierane jako normalne, ale my wkładamy w to dużo serca i pracy - zapewniał kilka dni temu Michał Winiarski, który zdaje się stabilizować formę na wysokim poziomie, czego efektem są ostatnie statuetki MVP. Skra zagra z dużym komfortem psychicznym i wydaje się, że jedyne, na co może liczyć AZS to rozluźnienie w jej szeregach. Szansa na urwanie punktów mistrzowi Polski to walka od początku i wiara w siebie.
Spotkanie w Bełchatowie rozpocznie się w sobotę o godz. 16.00, a portal SportoweFakty.pl zaprasza na relację live.