Stawką sobotniego spotkania w bydgoskiej hali "Łuczniczka" było pozostanie w kontakcie z czołówką PlusLigi Kobiet. Zarówno zespół Centrostalu, jak i Tauronu MKS przed tym spotkaniem miał na swoim koncie dziewięć punktów, ale bydgoszczanki rozegrały jedno spotkanie mniej. Podopieczne Waldemara Kawki dominowały na boisku w pierwszej partii, którą gładko wygrały 25:17. Kolejne dwa sety padły jednak łupem gospodyń, a dąbrowianki nie potrafiły znaleźć na nie recepty. Środkowa MKS-u, Małgorzata Lis po meczu przyznała, że w tej części gry jej zespół trochę się pogubił.
- Dziewczyny z Centrostalu chyba były na początku spięte, a my grałyśmy bardzo dobrze na zagrywce i w przyjęciu. Bydgoszczanki są tworzą dobry zespół i w następnych setach się obudziły, a my zaczęłyśmy grać troszeczkę słabiej, oddałyśmy dużo punktów przez własne błędy - skwitowała siatkarka.
Jednak w czwartej partii dąbrowianki złapały swój rytm gry i doprowadziły do tie-breaku. Decydująca partia upłynęła pod znakiem walki i zaciętej gry. Pierwszą piłkę meczową miały przyjezdne, ale nie wykorzystały jej i zespół Piotra Makowskiego doprowadził do remisu 17:17. Kolejna akcja, jak się później okazało, była ostatnią tego wieczoru. Sędzia Paweł Zajc odgwizdał dotknięcie siatki przez zawodniczkę MKS-u i kiedy przyjezdne zaczęły protestować, arbiter bez wahania pokazał żółty kartonik.
- Gramy pięć setów, a potem sędzia decyduje o przebiegu całej gry. Fajnie, gdybyśmy to same rozstrzygnęły, kto jest lepszy. Niestety ten pan chciał być bohaterem meczu i udało mu się - nie kryła rozżalenia środkowa MKS-u. - Potrafimy przegrywać, ale jeden pan nie może decydować o całym meczu. Zostawiłyśmy bardzo dużo zdrowia i serca na boisku i jest mi strasznie przykro - dodała.
Tym samym zespół MKS-u wrócił do domu z jednym punktem i zajmuje piąte miejsce w tabeli PlusLigi. Kolejne spotkanie dąbrowianki rozegrają dopiero 24 stycznia, kiedy będą podejmować u siebie Atom Trefl Sopot.