Awans do finału Pucharu Polski dla obu ekip był przed rozpoczęciem turnieju celem nadrzędnym. Głównie dlatego, że taki wynik pozwala realnie myśleć o awansie do przyszłorocznych rozgrywek Ligi Mistrzów. Co prawda zdobycie trofeum nie daje jeszcze stuprocentowej gwarancji startu, ale stanowi pierwszy krok w tym kierunku. Nic więc dziwnego, że obie ekipy rozpoczęły z dużą dozą ostrożności czego efektem było zaledwie jednopunktowe prowadzenie ZAKSY podczas pierwszej przerwy technicznej. - Musimy na nich ruszyć. Razem! Razem! - starał się pobudzić swoich kolegów libero częstochowian Michał Dębiec, który w pamięci miał z pewnością porażkę 2:3 poniesioną przez Tytan na własnym parkiecie przed czterema dniami. Trener Marek Kardos natomiast podpowiadał podopiecznym w jaki sposób ustawić blok, aby uniemożliwić rywalom skuteczny atak. Podobne nastroje panowały w obozie Kędzierzynian i być może to sprawiło, że mimo upływającego czasu wynik przez dłuższy czas oscylował wokół remisu. Przy stanie 18:18 Krzysztof Stelmach próbował odmienić losy meczu delegując w pole serwisu Wojciecha Kaźmierczaka za Patryka Czarnowskiego, jednak bez efektu. Nieco bardziej interesująco zrobiło się w końcówce. Po blokach Bartosza Janeczka Akademicy odskoczyli bowiem na trzy oczka (23:20) i trener Stelmach po raz drugi musiał poprosić o przerwę. - Przyjęcie, przyjęcie, przyjęcie. Bez tego możemy się spakować bo nas nie będzie - instruował swoich podopiecznych szkoleniowiec czwartej drużyny minionego sezonu. Jak się okazało bez efektu, bowiem chwilę później Łukasz Wiśniewski ustrzelił zagrywką Michała Ruciaka kończąc tym zagraniem pierwszą partię.
Druga odsłona rozpoczęła się po myśli siatkarzy ZAKSY, którzy błyskawicznie odskoczyli dzięki znakomitej zagrywce na 6:2. W tym momencie o przerwę poprosił trener Kardos starając się uspokoić zwłaszcza Dawida Murka. Przyjmujący drużyny z Częstochowy w dość mocnych słowach przyznał, że właśnie odbiór serwisu rywali sprawia zespołowi spory kłopot. Kolejne akcje pokazały jednak, że w podobnym tonie mogliby się wypowiedzieć siatkarze z Górnego Śląska. Podopieczni Krzysztofa Stelamach pozwolili rywalom odrobić straty i wyjść na prowadzenie 12:10 powtarzając błędy z pierwszej partii. Na niewiele zdawały się instrukcje szkoleniowca drużyny z Kędzierzyna-Koźla, który na tablicy rysował różne sposoby rozgrywania akcji. Paweł Zagumny często musiał bowiem szukać dogrywanej piłki co nie ułatwiało realizacji założeń. Z biegiem czasu udało się zespołowi nominalnych gospodarzy dojść rywali spod Jasnej Góry, a nawet odzyskać utracone prowadzenie (21:19). Wówczas o przerwę poprosił słowacki szkoleniowiec, starając się dodatkowo umotywować zespół. Wydawało się, że kibice zgromadzeni w hali warszawskiego Torwaru mogą być świadkami wyjątkowo emocjonującej końcówki, bowiem drużyna Tytana AZS Częstochowa w kilku akcjach popisała się fenomenalnymi obronami, oraz skutecznym kontratakiem. Podobnie było w ostatniej akcji seta, kiedy piłkę w polu rywali umieścił Krzysztof Gierczyński. Były przyjmujący reprezentacji polski popełnił jednak błąd dotknięcia siatki i zespół ZAKSY mógł cieszyć się z meczowego remisu.
Trzeci set podobnie jak inauguracyjna odsłona rozpoczęła się od wymiany ciosów. Być może wpływ na to miał remisowy stan meczu, który nieco uspokoił zespół ZAKSY i zmusił do większej koncentracji częstochowian. Podopieczni trenera Kardosa, co jakichś czas imponowali fantastyczną postawą w obronie, jednak nie potrafili udokumentować tego prowadzeniem. Dwoił się i troił Bartosz Janeczek wspierany przez Krzysztofa Gierczyńskiego, jednak na tablicy świetlnej wynik przez dłuższy czas oscylował wokół remisu. Duża w tym zasługa bloku kędzierzynian, który nierzadko okazał się dla drużyny spod Jasnej Góry zaporą nie do przejścia. Od stanu 11:12 cztery kolejne punkty zdobyli Akademicy i o czas przy wyniku 15:12 dla AZS poprosił trener Krzysztof Stelmach, który zwracał uwagę na szczególnie często stosowane zagrania w zespole rywali. Konsekwentna gra kędzierzynian, oraz kilka udanych bloków sprawiła, że po bloku Idnera Faustino Limy Martinsa na Łukaszu Wiśniewskim na tablicy pojawił się remis 21:21. Końcówka była bardzo emocjonująca i zakończyła się po myśli zespołu ZAKSY. Zadanie ułatwili rywalom sami częstochowianie, którzy przy stanie 23:23 popełnili błąd podwójnego odbicia, a chwilę później po ich bloku piłka wylądowała na aucie.
W czwartym secie na parkiecie w zespole ZAKSY od początku pojawił się Idi, który bardzo dobrze zaprezentował się wchodząc w końcówce trzeciej odsłony. Nieźle radzili sobie również podopieczni trenera Krzysztofa Stelmacha w kolejnej partii dzięki czemu, jeszcze przed pierwszą przerwą uzyskali dwupunktową przewagę nad Tytanem AZS Częstochowa. Obserwując grę obu ekip można było odnieść wrażenie, że gracze z Kędzierzyna-Koźla po długim czasie zdołali złapać swój rytm. Akademicy natomiast stracili energię, która szczególnie widoczna była w pierwszych dwóch odsłonach meczu, stąd spotkanie nieco straciło na widowiskowości. Podczas drugiej przerwy technicznej dodatkowo swoich zawodników starał się zdopingować szkoleniowiec ZAKSY namawiając do agresywnej zagrywki. Mimo niekorzystnej sytuacji spokój zachowywał natomiast Marek Kardos, który skupił się szczególnie na podpowiedziach dla Krzysztofa Gierczyńskiego. Na niewiele to się jednak zdało. Zespół z Częstochowy z każdą akcją tracił wiarę w sukces, a w szeregach kędzierzynian szalał Idi, który udowodnił, że zasłużył na miejsce w pierwszej szóstce.
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Tytan AZS Częstochowa 3:1 (21:25, 25:23, 25:23, 25:18)
ZAKSA: Paweł Zagumny, Tine Urnaut, Michał Ruciak, Jurij Gładyr, Patryk Czarnowski, Jakub Jarosz, Piotr Gacek (libero) oraz Wojciech Kaźmierczak, Grzegorz Pilarz, Idi
AZS: Dawid Murek, Krzysztof Gierczyński, Piotr Nowakowski, Fabian Drzyzga, Bartosz Janeczek, Łukasz Wiśniewski, Michał Dębiec (libero) oraz Jakub Oczko, Miłosz Hebda, Michał Żuk
MVP: Jakub Jarosz (ZAKSA Kędzierzyn-Koźle)