Pierwszy set meczu Tauron MKS-u i Atomu Trefla nie zawiódł nikogo, po obu stronach była walka o każdą piłkę do końca. W bardzo dobrym stylu zwyciężyły dąbrowianki. Jednak jak się później okazało, ich postawa była jak równia pochyła - z akcji na akcję było coraz gorzej, a zaczęło się w końcówce drugiej partii.
- Z naszej strony gra wyglądała tragicznie i naprawdę nie wiem co powiedzieć. Musimy przeanalizować ten mecz i dopiero wtedy wyciągnąć wnioski. Jedno jest pewne, popełniałyśmy za dużo błędów własnych i to seriami - przyznała Natalia Kurnikowska, przyjmująca Tauron MKS-u.
Drugą odsłonę meczu Atomówki wygrały przede wszystkim dzięki zagrywce, która nie tylko utrudniała dąbrowianko wyprowadzanie akcji, ale również dawała punkty. - Zdecydowanie największe problemy miałyśmy w przyjęciu, w tym elemencie potrafiłyśmy popełniać błędy seriami, co decydowało o tym, że nie radziłyśmy sobie potem w ataku - wyjaśniła.
Gdy mniej więcej w połowie czwartej partii halę "Centrum" zaczęli opuszczać kibice MKS-u, nikt już nie pamiętał o tym, że w premierowej odsłonie meczu dąbrowianki zaprezentowały się z jak najlepszej strony. W pamięci była tylko ich koszmarna gra przepełniona prostymi błędami własnymi i coraz mniejsza chęć do gry. - Naprawdę nie wiem co powiedzieć, bo nasza gra w pierwszym secie wyglądała naprawdę bardzo dobrze. Nagle coś pękło i nie dało się już po prostu grać - powiedziała smutnym głosem Natalia Kurnikowska.
Popularny "Kurnik" był najmniej doświadczoną zawodniczką występującą na pozycji przyjmującej w ekipie MKS-u. Mimo to radziła sobie w tym elemencie najlepiej, w pokonanym polu pozostawiając Joannę Staniuchę-Szczurek, Mateę Ikić czy nawet libero Krystynę Strasz. Dopóki Kurnikowska przyjmowała, dopóty gra dąbrowianek jeszcze jakoś wyglądała. Gdy nawet ona zaczęła mylić się w tym elemencie, było już po meczu. - Akurat to jak się zaprezentowałam nie jest ważne, najważniejsze jest to, że jednak popełniłam kilka niepotrzebnych błędów w ważnych momentach, więc zdecydowanie mogło być lepiej - powiedziała z dużą dozą skromności.
Przed podopiecznymi Waldemara Kawki spotkanie z bardzo wymagającym przeciwnikiem jakim jest AZS Białystok, który ostatnio wyrasta na czarnego konia rozgrywek. - Będziemy na pewno walczyć, żeby wygrać na takim terenie, jakim jest Białystok - podkreśliła. Jednak sądząc po zwieszonych głowach wszystkich zawodniczek, które snuły się na boisku, a po meczu smutne schodziły do szatni, można być pewnym, że o punkty na Podlasiu łatwo nie będzie. - Na razie nastroje nie są zbyt dobre, ale mam nadzieję, że przez te dni troszkę się poprawią - z nutką optymizmu powiedziała Natalia Kurnikowska.