W rezerwowym składzie przystąpiła Asseco Resovia do sobotniego pojedynku ze Skrą Bełchatów. Na boisku zabrakło nie tylko chorego Gyorgya Grozera, ale również Kosoka, Cernica i Akhrema, którzy odczuwali trudy wyjazdu do Teruel. Skra wystąpiła w najsilniejszym zestawieniu, ale dało się odczuć, że oba zespoły są już raczej myślami przy rewanżowych spotkaniach pucharowych, które przyjdzie im rozegrać w przyszłym tygodniu.
Rezerwowi rzeszowskiego zespołu wyszli jednak na boisko bez kompleksu przed rywalem i początkowo walczyli ze Skrą jak równy z równym. W poczynaniach siatkarzy Resovii widać było co prawda brak zgrania i nerwowość, co skutkowało licznymi błędami własnymi, ale długo przewaga bełchatowian była nieznaczna, 1-2 punktowa. Wszystko zmieniło się, kiedy na zagrywce stanął Mariusz Wlazły. Atakujący mistrzów Polski trzy razy huknął jak z armaty i zrobiło się 14:9.
Później dla gości było jeszcze gorzej. Bełchatowianie wzmocnili zagrywkę i szybko odjechali na 20:13. Bolączką Resovii były jednak w tym secie przede wszystkim błędy własne: masowo psute zagrywki i niewykorzystywanie "prezentów" od rywala. Gdyby nie stracone przez rzeszowian szanse, inauguracyjna odsłona spotkania mogła wyglądać zupełnie inaczej. Rzeszowianie podbili co prawda w końcówce kilka piłek w obronie i zniwelowali dystans do Skry do trzech oczek (23:20), ale przewaga mistrzów Polski była na tyle duża, że w tej partii nie mogło się już im nic złego przydarzyć.
W drugim secie walka długo trwała punkt za punkt, a żadna z drużyn nie mogła uzyskać większej przewagi. Dopiero po dobrej zagrywce Bartosza Kurka bełchatowianie odskoczyli na 13:10. Resovia szybko wyrównała po dwóch kąśliwych zagrywkach Ryana Millara, ale nie poszła za ciosem. Wręcz przeciwnie, kolejne błędy rzeszowian pozwoliły Skrze zdobyć cztery punkty z rzędu i wyjść na prowadzenie 17:13. Trener Ljubo Travica, który dwukrotnie przywoływał swoich siatkarzy do siebie, nie był już w stanie w tym secie zmobilizować ich do większej walki i wymusić reżimu taktycznego. Gospodarze bez problemów dowieźli kilkupunktowe prowadzenie do końca partii.
W trzecim secie na boisku wybiegły odmienione drużyny Resovii i Skry. Goście od początku dyktowali warunki gry, wykorzystując wszystkie potknięcia chyba nieco uśpionych łatwymi wygranymi w poprzednich partiach bełchatowian i szybko odskakując na 5:1. Bełchatowianie przebudzili się dopiero po pierwszej przerwie technicznej i uświadomili chyba sobie, że dobrze byłoby wygrać mecz z Resovią w trzech setach. Przyśpieszyli, uruchomili swoją najgroźniejszą broń, czyli zagrywkę i momentalnie dogonili rywala (11:11).
Od tego momentu wszystko wróciło "do normy". Skra co prawda nie odskoczyła, jak w poprzednich partiach, na kilka punktów, ale skromna dwupunktowa zaliczka, którą gospodarze uzyskali po drugiej przerwie technicznej, okazała się wystarczająca, by również i w tym secie pokonać gości z Rzeszowa. Porażka Resovii, w takim składzie, absolutnie nie może dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że w i najsilniejszym zestawieniu rzeszowianom bardzo rzadko udało się pokonać mistrzów Polski. Skra wygrała w sobotę pewnie (chociaż pogromu nie było), ale styl gry, a zwłaszcza duża ilość błędów własnych, nie mogły się podobać. W kontekście rewanżu z belgijskim Knack pozostaje mieć tylko nadzieję, że drużyna Jacka Nawrockiego dostosowała się po prostu poziomem do rywala.
PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia Rzeszów 3:0 (25:20, 25:21, 25:21)
Skra: Wlazły, Możdżonek, Kurek, Pliński, Falasca, Winiarski, Zatorski (libero) oraz Nowotny, Woicki, Antigua, Bąkiewicz, Kłos
Resovia: Grzyb, Millar, Baranowicz, Mika, Buszek, Józefacki, Ignaczak (libero) oraz Perłowski, Kosok