Piotr Stosio: Ostatnio niektórym trenerom sen z powiek spędza zmiana terminarza PlusLigi. Co pan sądzi o tym sądzi?
Dariusz Daszkiewicz: Dostosowanie kalendarza gier było konieczne, ponieważ cztery polskie drużyny zaszły daleko w pucharach. Trzeba pomóc naszym zespołom, aby mogły powalczyć jak najskuteczniej w europejskich rozgrywkach.
Wcześniej drużyny grały co trzy dni. Czy według pana ciężko będzie przestawić się zawodnikom na niespełna miesiąc ligowej przerwy?
- Z pewnością jest to jakiś problem, zwłaszcza dla szkoleniowców. Na szczęście w grupie spadkowej, w której gra Fart Kielce takiego kłopotu nie ma.
Wróćmy chwilę do przeszłości. Jako zawodnik grał pan w Lechii Tomaszów Mazowiecki, podobnie jak Jacek Nawrocki. Czy dobrze się znacie?
- Z Jackiem nie graliśmy razem, raczej mijaliśmy się. Jest dwa lata starszy ode mnie. Razem nie mieliśmy przyjemności wspólnego grania w siatkówkę, ale znamy się doskonale.
A czy spodziewał się pan już wtedy, że możecie zostać w przyszłości trenerami?
- O trenerce kiedyś nie myśleliśmy. Generalnie Tomaszów Mazowiecki jest miejscowością, w której kiedyś grało się w siatkówkę wszędzie i w zasadzie przy każdej okazji. Ten sport w mieście jest zdecydowanie numerem jeden. Zresztą z Lechii wywodzi się wielu reprezentantów Polski, olimpijczyków, mistrzów europy i świata. Tradycja grania w volleya była zawsze, a my związaliśmy się z tym sportem na dłużej. Natomiast to, że wybraliśmy zawód trenera, było naturalną koleją rzeczy. Po zakończeniu grania, chcieliśmy zostać przy siatkówce. Skończyło się na profesji trenera.
Jako szkoleniowiec pracował pan wcześniej w SMS Spała. Czy jeżeli weźmiemy pod uwagę kariery absolwentów liceum, można powiedzieć, że skończenie szkoły to połowa sukcesu, by zostać dobrym siatkarzem?
- Z pewnością dyplom SMS-u nie przeszkadza. Jednemu pomaga bardziej, innemu może mniej. Nie kończąc szkoły w Spale również można zostać świetnym siatkarzem. Ja prowadziłem roczniki 87 i 88, a wielu reprezentacyjnych graczy nie trafiło do SMS-a, chociażby: Zbyszek Bartman, Michał Kubiak, Grzesiek Łomacz, Piotrek Nowakowski i Bartek Kurek. A jak widzimy są siatkarzami wspaniałymi. Miałem do dyspozycji jednak między innymi Kubę Jarosza, Bartka Janeczka, Mikołaja Sarneckiego i Dawida Gunię, którzy obecnie grają w PlusLidze. Zawodnikom pochodzącym z mniejszych ośrodków siatkarskich łatwiej przychodzi rozwijanie kariery w SMS-ie, natomiast jeżeli w danym klubie jest dobry trener i wyrównana, mocna grupa zawodników, na tym polu również można osiągać sukcesy.
Od 2008 roku Fart Kielce rozwija się szybko. Najpierw był awans do pierwszej ligi, potem do PlusLigi. Jeśli utrzymacie tempo, w kolejnym sezonie powalczycie o europejskie puchary.
- Nie mam nic przeciwko temu, żeby tak było (śmiech). A tak poważnie, w Kielcach jest fajna grupa ludzi, którzy chcieli kiedyś postawić na siatkówkę. W pierwszym roku nikt nie myślał nawet, że Fart mógłby zagrać w PlusLidze. Natomiast systematycznie pracowaliśmy na treningach, jak i organizacyjnie i można powiedzieć, że ciągle klub budujemy, ponieważ Fart ma dopiero trzy i pół roku. Z czasem pojawiły się nowe cele, po awansie do pierwszej ligi naszym zadaniem było utrzymanie się. Pozostawiliśmy zespół praktycznie bez zmian, gdyż doszedł tylko Maciek Krzywiecki. Udało się jednak awansować do PlusLigi, w której obecnie również staramy się utrzymać. Zespoły walczące z nami mają więcej doświadczenia, co nie znaczy, że nie nie jesteśmy bez szans.
A czy według pana w Kielcach są odpowiednie warunki, aby siatkówka na wysokim poziomie pozostała w mieście na dłużej?
- Cztery lata temu nikt nawet nie myślał, że może istnieć w Kielcach profesjonalny klub siatkarski. Niektórzy sądzili, że Fart zaliczy tylko krótki epizod i niewiele osób odpowiednio się starało. Świetną robotę wykonali za to prezes Farta Kielce - Mirosław Szczukiewicz, prezes Świętokrzyskiego Związku Piłki Siatkowej - Jacek Sęk oraz ksiądz Grzegorz Dudek, który był sprawcą całego zamieszania, bo w jego głowie właśnie pomysł się zrodził. W Kielcach siatkówki nie było od trzydziestu lat, bo wcześniej istniała w odległych czasach. W ostatnim okresie nastawienie do siatkówki jednak zmieniło się, dostaliśmy spore wsparcie od Urzędu Miasta, który stawia na sport: na piłkę nożną, szczypiorniak i siatkówkę. Zespoły z Kielc grają w najwyższych klasach rozgrywkowych i nie ma drugiego miasta w Polsce, które powyższym osiągnięcie może się pochwalić. Powoli klimat do siatkówki rodzi się, trzeba jednak na to czasu.
W meczu ze Skrą kibice Farta wyszli w połowie spotkania, ponieważ za chwilę grę rozpoczynała Korona. Czy w klubie jest jakiś pomysł, by przyciągnąć fanów głównie do siatkówki?
- Jest jeden, za to bardzo prosty: wystarczy dobrze grać! Pamiętajmy, że chociażby Skra Bełchatów potęgę budowała przez kilka lat, najpierw awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej, później spadła, potem znowu wskoczyła do PLS-u i zdobyła brązowy medal. I tak krok po kroku. Korona i Vive Targi mają tradycje sięgające wielu lat wstecz, a kibiców do siatkówki po prostu trzeba wychować - chociaż może nie brzmi to zbyt dobrze. W Kielcach ten sport jest czymś nowym. Fani powoli uczą się siatkarskiego dopingu, zaczynają jeździć też z nami na mecze. Ostatnio byli w Jastrzębiu i Wieluniu. To z pewnością napawa optymizmem, jeśli spojrzymy od ilu lat istnieje klub.
Zawodnikami, którzy grają w pierwszej szóstce od drugiej ligi są Sławomir Jungiewicz i Miłosz Zniszczoł. Pozostali okazali się po prostu zbyt słabi?
- W pierwszej rundzie takim graczem był również libero Adaś Swaczyna, jednak wiadomo, iż ta pozycja wymaga wiele doświadczenia. Tego nieco Adamowi brakuje, stąd zmiana i wprowadzenie Richa Lambourne`a. Pozostało jednak kilku zawodników w klubie, którzy grają w Farcie od drugiej ligi. Michał Kozłowski w ostatnim meczu z Siatkarzem Wieluń dał dobrą zmianę, wcześniej też grał nieźle. Jest też Adrian Staszewski, zawodnik bardzo młody, dopiero 21-letni. Nie jest tak, że wymieniliśmy cały skład. Musieliśmy się wzmocnić, gdyż w poprzednim roku graliśmy zawodnikami z II ligi. Różnice pomiędzy tymi rozgrywkami a PlusLigą są jednak znacznie większe i potrzebowaliśmy zawodników doświadczonych. Obecnie mamy w zespole mieszankę rutyny z młodością.
Chyba można powiedzieć, że transfer Xaviera Kapfera był prawdziwym strzałem w dziesiątkę?
- Myślę, że wszystkie nasze transfery okazały się trafione. Bo Robert Szczerbaniuk, Piotrek Łuka, Maciek Dobrowolski, Ludo Castard i od niedawna Richard Lambourne z pewnością nie zawodzą i stanowią o sile Farta. Każdy ma mocną pozycję w zespole, a całość stanowi fajny zespół. Celem jest utrzymanie i staramy się powoli go realizować.
Chwalił pan Amerykanina Lambourne`a. Czy nie obawia się pan, że podczas jednej z przerw technicznych podobnie jak trener Wspaniały zobaczy środkowy palec?
- Nie mam takich obaw. Gdy Rich przyjechał do Polski, to pytanie słyszałem w zasadzie od każdego dziennikarza i zwykle padało w pierwszej kolejności. Każdy w życiu popełnia błędy, uważam jednak, że Rich wszystko zrozumiał. Poza tym, nie znamy też wszystkich okoliczności zaistniałej sytuacji. Na pewno popełnił duży błąd, za który już zapłacił, ponieważ kontrakt z Delectą Bydgoszcz został rozwiązany. Przychodząc do Farta z pewnością liczył się z tym, że wszyscy będą o to pytać. Jednak Rich jest profesjonalistą, przede wszystkim chce grać w siatkówkę tak, aby zapamiętano go z dobrej gry, a nie tego typu gafy. Miał pecha, że pokazał gest przed kamerami, jednak - powtarzam - każdy zasługuje na drugą szansę!
Na koniec mam pytanie o bardzo popularny temat, jakim ostatnio jest zamknięcie ligi. Co pan o tym sądzi?
- W naszym kraju jak zwykle wszystkie pomysły realizuje się w dziwaczny sposób. Pojawiła się idea, której nikt z nikim nie konsultował. Zamknięcie ligi nie zostało odpowiednio przygotowane, zbyt szybko temat pojawił się w mediach i wywołał burzę. Podobnie było z Młodą Ligą. Nikt o niej nie wiedział, a nagle pomysł się pojawił i - moim zdaniem - został wprowadzony w kompletnie nieprzygotowany sposób, mimo że idea była słuszna i powinna być kontynuowana. Szczerze mówiąc liga i tak jest zamknięta, co pokazał przykład sprzedania licencji Jadaru Radom działaczom AZS-u Politechniki Warszawskiej, dzięki czemu PlusLiga jest dalej obecna w stolicy. Podejrzewam, że gdyby siatkówka w Warszawie nie stała na obecnym poziomie, mogłoby by jej nie być w ogóle. Z pewnością dużo łatwiej pozyskać sponsorów dla najwyższej klasy rozgrywkowej, niż w innym drużynach spoza niej. Pomysł zamknięcia ligi trzeba przedyskutować i odpowiednio przeanalizować, ponieważ wciąż jest wiele niewiadomych, chociażby o co walczyć miałyby zespoły od miejsca siódmego do dziesiątego. Plusem jest na pewno stabilność, ponieważ sponsorzy będą mieli gwarancję, że produkt będzie istniał i nic się nie zawali. W tym pomyśle są plus i minusy, jednak musi zostać dopracowany. Dzisiaj wszyscy mówią o zamknięciu PlusLigi, a nikt nie wie, jak ma wyglądać w przyszłości.