Sobotnie spotkanie z Sisleyem Treviso to jedno z ważniejszych spotkań w historii Asseco Resovii. Rzeszowianie, którzy przegrali w środę we własnej hali 2:3, aby marzyć o historycznym awansie do finału Pucharu CEV musieli w sobotę pokonać rywala w Belluno, a później rozstrzygnąć na swoją korzyść "złotego seta".
Świadomi wagi pojedynku, podopieczni Ljubomira Travicy rozpoczęli mecz bardzo nerwowo. Już w drugiej akcji spotkania zablokowany został na lewym skrzydle Olieg Achrem, chwilę później atak zepsuł Ryan Millar i polska drużyna schodząc na pierwszą przerwę techniczną przegrywała 6:8. Dopingowani przez kilkudziesięcioosobową grupę kibiców z Rzeszowa siatkarze Resovii na szczęście szybko przełamali początkową niemoc - zdobyli cztery oczka z rzędu i odwrócili wynik z 11:9 na 11:13 i bardzo zdenerwowany Roberto Piazza zmuszony był przywołać do siebie swoich zawodników. Przerwa poskutkowała, bo gospodarze szybko wyrównali na 14:14.
Przyjezdni długo nie mogli "oderwać się" od rywala. Dopiero w końcówce, po trójbloku na Jirim Kovarze ponownie wyszli na dwupunktowe prowadzenie, 21:19. W końcówce, podobnie jak w Rzeszowie, niesamowicie przyśpieszył jednak Sisley, który najpierw wyrównał na 22:22, a później miał nawet dwie piłki setowe. Kiedy wydawało się, że dla Resovii w tym secie już wszystko stracone, sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Gyorgy Grozer. Niemiecki atakujący posłał już w pierwszym secie kilka zagrywek w siatkę, ale w końcówce zrobił co do niego należy, dwoma świetnymi serwisami rozstrzygając losy pierwszej partii.
Tylko po pierwszej partii sobotniej potyczki cieszyć mogli się rzeszowianie
Drugi set rozpoczął się wyrównanie, ale po pierwszej przerwie technicznej rzeszowianie wrzucili piąty bieg i przy odrzucającej od siatki zagrywce Grozera momentalnie odjechali rywalowi na 12:7. Kiedy wydawało się, że przewaga Resovii jest bezpieczna, do walki poderwali się miejscowi, dowodzeni przez doświadczonego Samuele Papiego, z którego flotem nie mogli sobie zupełnie poradzić rzeszowscy przyjmujący. Gra polskiej drużyny zupełnie się posypała. Ataki zepsuli Kosok, Grozer i Cernić i po stracie sześciu z rzędu punktów, drużyna z Rzeszowa przegrywała 14:16 na drugiej przerwie technicznej.
Chociaż resoviacy szybko wyrównali na 16:16, w końcówce górą był Sisley. Ekipa z Treviso po świetnym fragmencie gry, zwłaszcza w wykonaniu Alessandro Fei, zwyciężyła 25:21. Podopieczni trenera Travicy z pewnością mieli czego żałować, bo gdyby nie roztrwonili pięciopunktowej przewagi z połowy seta, być może prowadziliby w meczu już 2:0.
Trzecia odsłona spotkania była bardzo wyrównana, ale niestety nie skończyła się po myśli zawodników z Rzeszowa. Resovia prowadziła tylko na początku, kiedy dowodzona przez Oliega Achrema wygrywała minimalnie, 6:5 i 10:9. Po dwóch zepsutych niemal z rzędu atakach Grozera Sisley odskoczył na 13:11 i już do końca partii nie dał sobie odebrać prowadzenia. Rzeszowianie wyrównali co prawda jeszcze przed drugą przerwą techniczną, a później długo przegrywali tylko jednym punktem, ale wyniku odwrócić nie zdołali. Ekipa z Treviso, podobnie jak w poprzednich dwóch partiach, popisała się natomiast piorunującym finiszem. i wygrała pewnie, podobnie jak w drugim secie, w stosunku 25:21.
Sisley Treviso ma szansę na piąty w historii klubu Puchar CEV
Już na początku czwartego seta na plac gry desygnowany został Rafał Buszek, bo dwa razy z rzędu zablokowany został Achrem. Gra Resovii wciąż jednak wyglądała niemrawo, a podopieczni Travicy wyglądali na lekko zrezygnowanych i niewierzących w zwycięstwo. Rzeszowian nie poderwał do gry ani udany blok Kosoka na Gabriele Maurottim tuż przed pierwszą przerwą techniczną, ani dwa punktowe bloki Ryana Millara tuż po niej. O tym, jak duże problemy miała drużyna z Podkarpacia najlepiej świadczy fakt, że amerykański środkowy posłał przechodzącą piłkę przy pustej siatce na aut. Sisley skrzętnie wykorzystywał wszystkie potknięcia Resovii i grając twardo odskoczył na 15:12.
Niewiadomo co trener Travica powiedział swoim siatkarzom na drugiej przerwie technicznej, ale na boisko wybiegła zupełnie odmieniona drużyna Resovii. Dobrze grając blokiem i na kontrze rzeszowianie zdobyli cztery oczka z rzędu i wyszli na prowadzenie 18:16. Niestety, polski zespół nie poszedł za ciosem. Wystarczyła chwila niefrasobliwości, by to Sisley wyszedł na prowadzenie 23:21. Chwilę później było już po secie, bo włoska drużyna, pod wodzą fenomenalnego Fei, zwyciężyli na przewagi 26:24 i cały mecz 3:1.
Rywalem Sisleya w finale będzie zwycięzca dwumeczu CSKA Sofia - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. W pierwszym meczu 3:0 wygrała ekipa z Bułgarii, rewanż w niedzielę w Kędzierzynie.
Sisley Treviso - Asseco Resovia Rzeszów 3:1 (26:28, 25:21, 25:21, 26:24)
Sisley: Boninfante, Fei, Bjelica, Bontje, Maruotti, Kovar, Farina (libero) oraz Elgarten, Papi, De Togni
Resovia: Grozer, Baranowicz, Kosok, Millar, Achrem, Ćernić, Ignaczak (libero) oraz Buszek, Grzyb, Mika