Zapytany o ocenę obejrzanego spotkania Jerzy Matlak nie krył delikatnego rozczarowania wahaniami formy obu zespołów: - Szkoda, że są takie sety, gdzie jeden zespół gra, a drugi wcale, a nie ma takich meczów, gdzie przez pięć setów jest równa walka. W pierwszym secie wydawało się, że Muszyna jakby spóźniła się na mecz. Potem nastąpiły dwa bardzo łatwo wygrane przez Muszyniankę sety. Wtedy to Dąbrowa nie miała całkowitego kontaktu z rzeczywistością. Dopiero w czwartym secie pojawiły się poważniejsze emocje. Choćby to, że ten set był grany na przewagi, było samo w sobie emocjonujące, poza tym obie drużyny grały na swoim, wysokim poziomie. W piątym secie było już prawie "pozamiatane", widzieliśmy na tablicy wynik 12:7 [dla Muszynianki - przyp.red] i wydawało się, że to już jest koniec meczu z korzyścią dla Muszyny. Za chwilę wszystko się odwróciło i Dąbrowie prawie udało się wygrać ten mecz. Ogółem tylko dwa ostatnie sety były naprawdę emocjonujące, zaś trzy pierwsze - owszem, były niezłe, ale dystans pomiędzy grającymi klubami był zbyt duży - podsumował trener.
W meczu z dąbrowiankami zagrał trzon żeńskiej kadry, m.in Milena Sadurek, Joanna Kaczor i Katarzyna Gajgał. Szkoleniowiec kadry na gorąco ocenił ich grę w starciu z wymagającym przeciwnikiem: - Te dziewczyny grają dzisiaj bardzo różnie. Kasia Gajgał zaliczyła dzisiaj sporą zdobycz punktową, bardzo dobrze zagrała Klaudia Kaczorowska - trochę niespodziewanie jak dla mnie, ale oczywiście bardzo się z tego cieszę. Klaudia w zeszłym roku przygotowywała się do wyjazdu na Mistrzostwa Świata i dopiero ostatnie treningi zadecydowały o tym, że nie znalazła się w kadrze na nie. To jest bardzo dobra wiadomość, że ta dziewczyna daje sobie nieźle radę na pozycji przyjmującej. Niestety, niepokoi mnie nieco słabsza forma Joasi Kaczor, która nie jest tak silna, dynamiczna i nie kończy tylu ataków co wcześniej; szczególnie w dwóch pierwszych setach, kiedy była prawie niewidoczna. Odbudowała się jednak w końcówce spotkania - ocenił trener Matlak.
Nie zabrakło także słów uznania dla młodej Natalii Kurnikowskiej, dzięki której dąbrowski zespół doprowadził do piątego seta: - W czwartym secie skończyła dwie najważniejsze piłki; najpierw kiwnęła po bloku Joasi Kaczor w aut, potem w samo boisko. To było bardzo ładne wejście w mecz, ale w tym wypadku mówimy tylko o nielicznych zagraniach - trzeźwo ocenił grę siatkarki selekcjoner kadry.
Temat Kurnikowskiej zmusił trenera do refleksji na temat młodych, perspektywicznych zawodniczek, które nie dostają zbyt wielu szans w swoich klubach: - Na takie zawodniczki trzeba długo czekać, a właśnie teraz są mi potrzebne zawodniczki na takich pozycjach jak ona [Kurnikowska - przyp.red]. One siedzą w swoich klubach na ławkach dlatego, że pozornie są od nich lepsze zawodniczki albo przez taką, a nie inną decyzję trenera. Tej gry dla takich zawodniczek jak Kurnikowska jest po prostu za mało. Oczywiście, ja nie dziwię się trenerom, bo oni mają własne cele, własne pomysły na ustawienie zespołu i to oni wybierają wyjściowe szóstki. A mając do wyboru kilkanaście zawodniczek decydują tak, jak decydują. Szkoda, że te młode dziewczyny nie grają więcej, bo taka Kurnikowska w formie, jaką zaprezentowała dzisiaj, zagrała naprawdę bardzo ładnie - żałował były szkoleniowiec PTPS-u Piła.
W zeszłym roku swój angaż do kadry narodowej zgłaszała spora grupa siatkarek z Plusligi Kobiet, np. Karolina Kosek czy Joanna Wołosz. Część z nich, jak wyżej wymienione, znalazła uznanie w oczach trenera Matlaka i dziś są pewnymi punktami polskiej kadry. Jakie nowe zawodniczki z ligi pań mają w tym roku szanse na grę w kadrze? - To są te, o których wciąż się mówi; na przykład Kinga Kasprzak, której dzisiaj nie widzieliśmy, ale wiemy, że może zagrać naprawdę dobrze - stwierdził trener i dodał: Jak już mówiłem - szkoda, że ich tak naprawdę nie ma, bo każdy mecz, w którym taka perspektywiczna zawodniczka nie zagrała, jest dla mnie bardzo wielkim kłopotem, kiedy przychodzi do konstruowania kadry - stwierdził szkoleniowiec.
Takie kłopoty muszą szybko znaleźć rozwiązanie, gdyż niedługo zaczyna się sezon reprezentacyjny. Jak zauważył trener Matlak, nie będzie w nim wiele czasu na odpoczynek: - Kończą się rozgrywki ligowe i nadchodzi czas urlopów dla większości dziewczyn. Potem w lipcu zaczynamy przygotowania do Mistrzostw Europy, a następnie z marszu, bo już w sierpniu zaczynamy World Grand Prix. Czasu, podczas którego te wszystkie dziewczyny mogłyby na zgrupowaniach kadry wyrobić nabrać umiejętności, jest niewiele. Jeżeli nie będą grały w polskiej lidze, jeśli będą grały sporadycznie lub w niepełnym wymiarze meczu, oznacza to wielką stratę dla reprezentacji. Kluby maja swoje problemy, my mamy swoje problemy, ale nie zmienia to faktu, że zostaje niewiele czasu na to, by młode siatkarki mogły wejść na poziom reprezentacyjny - nie krył żalu szkoleniowiec kadry.
Osoby zainteresowane polską siatkówką niepokoi nie tylko brak nowych twarzy w reprezentacji, ale także przeciętna postawa mistrza Polski z Bielska - Białej. Zespół Grzegorza Wagnera przeplata niezłe mecze słabymi występami i oddala się od szansy obrony tytułu, odpadł też z Ligi Mistrzyń: - To zarząd klubu i jego trener muszą znaleźć odpowiedź na pytanie, skąd się biorą problemy drużyny, natomiast dla mnie głównym problemem zespołu z Bielska jest nieobecność Anny Werblińskiej. To jest zawodniczka, która decyduje o obliczu takiej drużyny jak Bielsko. Jest to niepowetowana strata dla tego klubu, że przez przebytą kontuzję Werblińska nie może dojść do swojej zwykłej dyspozycji - mówił trener.
Jedyne, na co trener Matlak nie może obecnie narzekać, to organizacja pracy z kadrą: - Plan przygotowań mamy już dawno, jedyne czego nie mamy, to zespołu, którego zawodniczki grają obecnie na parkietach całej Europy. Czekamy tylko na to, kiedy się skończy liga, a pamiętajmy, że rozgrywki ligowe w Polsce rozpoczęły się dopiero w grudniu. Także plan przygotowań jest gotowy i mogę jedynie narzekać na czas, którego jest za mało - podsumował selekcjoner reprezentacji.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)