Olga Krzysztofik: Przegrana premierowa odsłona meczu z dąbrowiankami, paradoksalnie, zmobilizowała pańskie zawodniczki do gry.
Bogdan Serwiński: Dziewczyny nie mogły wejść w meczowy rytm. Napięty terminarz, w którym gramy systemem środa-sobota, powoduje duże zmęczenie i czasami takie sety się zdarzają, ale dobrze, że później nasza gra wyglądała dobrze. W pierwszej partii był problem z błędami własnymi, których zrobiliśmy bodajże 12. Z takim wynikiem nie da się wygrać seta. Potem był ładny set, następny nie najgorszy, a później dąbrowianki włączają swoją ambicję i cholernie trudno się gra. Już któryś raz stajemy naprzeciw MKS-u, przypominam sobie zeszłoroczne play-offy, gdy było tak samo - wszystko robiliśmy dobrze, przyjmowaliśmy, rozgrywaliśmy, atakowaliśmy, a Zagłębianki podbijamy i podbijały te piłki w nieskończoność. Właśnie to nas deprymowało i tak samo było podczas niedzielnego spotkania, ale tylko momentami. Cieszę się, że w nim zwyciężyliśmy.
Dąbrowianki wygrały tę premierową odsłonę między innymi dlatego, że główna armata Joanna Kaczor była nieskuteczna, nie zdobyła bowiem żadnego punktu w ataku. Odrodziła się dopiero w drugim secie. Jednak co się stało w czwartej partii, nie wykorzystaliście aż czterech piłek meczowych?
- Tak już jest w siatkówce. Chcę wrócić do pierwszego seta - problemem nie było to, że Asia Kaczor nie kończyła piłek, bo w ataku mieliśmy olbrzymią przewagę. Jeśli spojrzy się w statystyki, to chyba mieliśmy może nie dwukrotną, ale sporą przewagę. Po prostu zrobiliśmy dwanaście błędów własnych. Natomiast bardzo często jest tak, że ma się kilka piłek meczowych, a set się odwróci i ostatecznie się go przegrywa. Nie mogę mieć o to zupełnie pretensji do zespołu, to są naturalne siatkarskie sprawy.
Jak wygląda sprawa z powracającą po kontuzji Debby Stam-Pilon? Rozpoczęła ona spotkanie z Tauronem MKS w wyjściowym składzie, ale w pierwszym secie bardzo dużo piłek zaatakowała w aut.
- Po przerwie zawsze tak się gra. Musiałem ją wpuścić w tym meczu na boisko, przynajmniej na jednego seta, żeby miała przetarcie. Niezależnie od tego, co się z nią działo, to trzymałem ją na parkiecie prawie całą premierową partię, po to by miała właśnie to przetarcie przed następnymi meczami. Powroty po kontuzjach zawsze są trudne.
Czyli można liczyć na to, że w Baku spędzi na boisku więcej niż jednego seta?
- W meczu z Tauronem MKS Klaudia Kaczorowska pokazała się z dobrej strony, więc akurat jest rywalizacja na tej pozycji, która jest pożyteczna.
Czy muszynianki wrócą z Azerbejdżanu z uśmiechami na twarzach, tak jak z Dąbrowy Górniczej?
Zwycięstwo z Tauronem MKS jest dobrym wynikiem przed rewanżowym meczem Ligi Mistrzyń w Baku, który będzie o wiele trudniejszy niż ten na waszym terenie.
- Spotkanie w Baku jest dla nas bardzo ważne. Powiem, że ono jest w tym momencie najważniejsze, mecz z dobrze grającym i będącym na fali MKS-em był dla nas bardzo istotny. Chcieliśmy sprawdzić się w tej konfrontacji, myślę że sprawdziliśmy się skutecznie i z optymizmem jedziemy do Azerbejdżanu.
Jak ustosunkuje się pan do informacji na temat konfliktu z Mileną Sadurek, które pojawiły się tuż po meczu z Rabitą?
- Od razu powiem, że jest to całkowite wypaczenie rzeczywistości. Nie było żadnego konfliktu, co zresztą było widać podczas spotkania w Dąbrowie Górniczej. Sprawy zupełnie nie tyczyły się meczu, a kwestii chorobowych i wizyty u lekarza - kto co zawalił, że nie dotarła informacja - więc nic nie związanego z meczem. Zrobiliśmy to w sposób dziecinny, z mojej winy, jeszcze nie skończył się bowiem mecz z Rabitą, a my już rozmawialiśmy na ten temat. Właśnie z tego powstał taki obraz w krzywym zwierciadle.
Kontynuując temat pierwszego spotkania z Rabitą. Czy azerska drużyna rzeczywiście tak wysoko postawiła poprzeczkę?
- Ten mecz dziwnie się układał, bo oba zespoły zaczęły go cholernie nerwowo. Premierowa partia była tego dowodem, ani jeden, ani drugi zespół nie powinien na takim poziomie tak nerwowo grać. W końcówce mieliśmy wynik 23:22 i przegraliśmy do 23. To ustawiło cały mecz, siatkarki Rabity rozluźniły się, a my graliśmy jeszcze bardziej nerwowo. Mimo prowadzenia w drugim secie taka gra spowodowała to, co spowodowała. Zapewne gdybyśmy tę partię wygrali, to mecz potoczyłby się zupełnie inaczej, zwycięstwo byłoby nasze, co jest naturalne. Oba zespoły chcą zagrać w Final Four, stąd nic dziwnego, że pierwszy set był jaki był. Czasami w siatkówce szczęście przechyla się raz na jedną, raz na drugą stronę. Ta premierowa odsłona ułożyła się dla nas niefortunnie, a potem było już tylko pokłosie takiego rezultatu.
Powracająca po kontuzji Debby Stam-Pilon nie może być pewna miejsca w wyjściowym składzie
Mecz po prostu ułożył się tak, a nie inaczej. Trzeba więc mieć nadzieję, że Rabita wcale nie jest takim groźnym przeciwnikiem. Chociaż należy dodać, że jedziecie na bardzo trudny teren.
- Bardzo trudny. Nigdy nie grałem w Baku, ale ponoć gra się tam źle.
Specyfika kibiców, hali...
- Mam nadzieję, że sędziowie nie będą specyficzni (śmiech), wtedy będzie wszystko dobrze. Natomiast formuła złotego seta nie przekreśla naszych szans. I tak trzeba wygrać dwa mecze albo jeden i złotego seta. Myślę, że jeśli daliśmy sobie radę w trudnej sytuacji w Odincowie lub grając z MC-Carnaghi Villa Cortese - przegraliśmy pechowo tie-breaka i potrafiliśmy wygrać złotego seta - to jest nadzieja, będziemy walczyć. Chociaż należy powiedzieć, że siatkówka prezentowana przez Rabitę specjalnie nam nie leży. Zawodniczki atakują z wysokich piłek, na dużym zasięgu, mamy problemy, by je zablokować lub obronić w polu. Wolelibyśmy raczej zespół, grający typ włoskiej siatkówki, ale nie wybiera się, ma się to, co się ma.
Nie pozostaje nic innego jak życzyć dobrego, czyli sprawiedliwego sędziowania. Nie życzę w roli sędziów Bułgara i Greka (śmiech).
- Mam Białorusina i Litwina, ale pewnie żaden z nich nie lubi Polaków (śmiech).