Resovia walcząca, Politechnika słabnąca - relacja z meczu AZS Politechnika Warszawska - Asseco Resovia Rzeszów

Jedyne wtorkowe spotkanie PlusLigi pomiędzy AZS-em Politechniką Warszawską a Asseco Resovią Rzeszów miało dwa oblicza. Najpierw brylowali Inżynierowie, a potem górą byli rzeszowianie. Gospodarze mogą pluć sobie w brodę, gdyby wygrali za trzy punkty mieliby jeszcze szansę awansu do fazy play-off.

Piotr Stosio
Piotr Stosio

Wtorek sportowym dniem w stolicy! O 18:30 piłkarze Legii Warszawa zagrali na Łazienkowskiej z Ruchem Chorzów w ramach rozgrywek Pucharu Polski, a półtorej godziny później siatkarze AZS-u Politechniki Warszawskiej zmierzyli się na pobliskim Torwarze z Resovią.

Kibice idący na siatkarskie widowisko, słyszeli więc wyraźnie głośny doping legijnych fanów. Tymczasem przed spotkaniem zabrzmiały nieśmiałe śpiewy rzeszowskich kibiców, którzy zasiedli nie tylko na trybunie przeznaczonej dla osób w pasiastym stroju, ale także byli rozproszeni po całym Torwarze. Spotkanie obecnością zaszczycił również Andrea Anastasi, a obok niego uważnie obserwował mecz trener Jan Such.

Od początku premierowej partii oglądaliśmy wyrównane widowisko. Raz prowadzili goście, raz gospodarze. Nieco zawodził w drużynie Politechniki Oleksandr Staszenko, który raził nieskutecznością. Świetnie radził sobie za to Zbigniew Bartman, wbijający siatkarskie gwoździe. Po drugiej stronie siatki brylował natomiast, jak zwykle zresztą, Georg Grozer, a drugi z liderów Aleh Akhrem szybko doznał kontuzji. Górą był jednak pierwszy, a Politechnika wygrała 25:22. Kropkę nad "i" postawił Marcin Nowak, który zakończył seta słynnym atakiem z obejścia.

W drugim secie od początku dominowali Inżynierowie. Świetnie pracowali blokiem oraz mocno i skutecznie zagrywali. Ataki kończył Nowak, mocno serwował Ardo Kreek i gospodarze odskoczyli aż na sześć punktów. Grali na luzie, nie popełniali błędów i mogli sobie pozwolić na kilka efektownych akcji, jak wtedy gdy Maikel Salas oszukał całą obronę rywali skutecznie kiwając. Rzeszowianie popełniali proste błędy albo nadziewając się na blok Inżynierów, albo atakując w aut. Mimo odrobienia kilku punktów w końcówce, nikt nie miał wątpliwości, kto był lepszy.

W trzecim secie goście od początku ruszyli do zdecydowanych ataków, wykorzystując niezdecydowanie i błędy rywali. Na pierwszej przerwie technicznej Matej Cernić i spółka prowadzili 8:6. Potem przewagę powiększali, a wszystko przez proste błędy w przyjęciu gospodarzy. Mylił się Bartman, podobnie jak i Damian Wojtaszek. Wynik seta: 25:17 dla rzeszowian. W czwartym było podobnie. Gospodarze popełniali ogromną liczbę błędów, a skutecznie grający siatkarze Resovii wykorzystywali niemal każdą okazję do zdobycia punktu. W drugiej części seta gra się wyrównała, jednak rzeszowianie wypracowali zbyt dużą przewagę i wygrali do dwudziestu dwóch.

Powtórzył się więc scenariusz ze spotkania drugiej kolejki PlusLigi, gdy obie drużyny również rozstrzygnęły losy meczu w tie-breaku. Wtedy górą byli Inżynierowie. Tym razem rzeszowianie poszli za ciosem i od początku narzucili gospodarzom własny rytm gry. Set i mecz zakończyły się zwycięstwem gości, a całe spotkanie można podsumować siatkarskim przysłowiem: kto nie wygrywa 3:0...

AZS Politechnika Warszawska - Asseco Resovia Rzeszów 2:3 (25:22, 25:20, 17:25, 22:25, 10:15)

AZS: Salas, Staszenko, Bartman, Kubiak, Kreek, Nowak, Wojtaszek (libero) oraz Wierzbowski, Żaliński, Prygiel, Neroj, Szulik.

Resovia: Baranowicz, Grozer, Akhrem, Cernić, Kosok, Millar, Ignaczak (libero) oraz Buszek, Mika, Perłowski.

Widzów: 4200.

MVP: Gyorgy Grozer.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×