- Jak to się stało? - pytanie to mogą sobie po pojedynku z Resovią Rzeszów zadawać siatkarze AZS Politechniki Warszawskiej. Podopieczni Ljubomira Travicy w imponującym stylu odwrócili bowiem losy wtorkowej potyczki, wygrywając z gospodarzami 3:2. Dwie premierowe odsłony nie przyniosły zespołowi z Rzeszowa chluby. W głównej mierze kulał atak rzeszowian, dodatkowo pozwalali oni sobie zbyt często na zasługujące na naganę pomyłki w innych elementach siatkarskiej rzemiosła.
- Pierwsze dwa sety były w naszym wykonaniu bardzo senne - być może było to spowodowane długą przerwą w rozgrywkach. Na całe szczęście wzięliśmy się potem w garść i zdobyliśmy dzięki temu dwa cenne punkty - ocenił "na gorąco" Grzegorz Kosok, środkowy Asseco Resovii. Czy więc można domniemywać, iż goście poczuli się po ostatniej piłce w meczu usatysfakcjonowani zdobyciem dwóch punktów? - Nasi rywale mieli szansę na zgarnięcie kompletu oczek. Cieszymy się jednak przede wszystkim z tego, iż udało nam się zagrać w kolejnych odsłonach znacznie lepiej - skwitował na łamach portalu SportoweFakty.pl.
W pierwszych dwóch setach Resovia nie przypominała zespołu, który z zacięciem maszyny likwidował wszelkie przeszkody na swojej drodze. Nie błyszczał Georg Grozer, postawa przyjmujących, którymi rotował Ljubo Travica, także pozostawiała wiele do życzenia. Później jednak coś w grze przyjezdnych jakby "zaskoczyło". - W zwycięskich partiach popełniliśmy zdecydowanie mniej błędów własnych. Wyeliminowaliśmy ataki w aut i w siatkę, dzięki czemu triumfowaliśmy - cieszył się z takiego obrotu sprawy Kosok. - Potyczka ta była poniekąd obrazem dwóch innych drużyn. My mieliśmy ostatnio z racji europejskich pucharów dłuższą przerwę i wydaje mi się, że nie znajdowaliśmy się w takim cyklu, w którym byliśmy wcześniej (ostatni mecz rzeszowianie rozegrali w lidze 19 lutego - przyp. red.) - kontynuował rozkładanie wtorkowej konfrontacji na czynniki pierwsze. -Zawodnicy Politechniki z kolei rozegrali w międzyczasie mecz z ekipą z Częstochowy, więc są w trochę innym trybie niż my. Na całe szczęście zagraliśmy w sumie stosunkowo dobrze - dodał z uśmiechem.
W tym sezonie teamy z Warszawy i Rzeszowa rozegrały pięć spotkań (cztery w ramach PlusLigi i jedno w Pucharze Polski). W aż czterech z nich ręce w geście zwycięstwa mogli unieść medaliści poprzedniego sezonu. Czy znaleźli więc sposób na grę stołecznych podopiecznych Radosława Panasa? - Patent to chyba za dużo powiedziane. Koncentrujemy się po prostu na każdym kolejnym starciu. Mamy świadomość tego, że w lidze prostych spotkań po prostu nie ma i właśnie w tym tkwi nasza siła - orzekł z pewną dozą ostrożności w głosie. - Reasumując, pojedynek zakończył się w pięciu setach i trzeba się ze zdobytych punktów cieszyć, ponieważ skupiamy się już obecnie tylko i wyłącznie na grze o medale mistrzostw Polski - zakończył rozmowę z portalem SportoweFakty.pl