Trzeci raz z rzędu po triumf w Champions League sięgnęła włoska ekipa Itas Diatec Trentino. Osiągnięcie to wydaje się wręcz niewiarygodnym sukcesem nie tylko z perspektywy kibiców, ale także ze strony samych zawodników. - Nikt wcześniej przed nami tego nie dokonał. Zrobiliśmy coś wielkiego. Jeszcze nie mogę w to uwierzyć - mówi na łamach Przeglądu Sportowego sam Matej Kazijski, który został wybrany najlepszym atakującym tegorocznego Final Four Ligi Mistrzów.
W półfinale Itas Trentino rywalizował z Jastrzębskim Węglem. Mimo zwycięstwa faworytów z Włoch, mecz nie toczył się zdecydowanie pod ich dyktando. Mateja Kazijskiego nie zaskoczyła jednak dobra postawa polskiej ekipy. - Jeśli drużyna awansowała do FF, to znaczy, że w poprzednich meczach musiała dobrze grać i ma potencjał. Jeśli w PlusLidze będzie walczyć jak przeciwko nam, to spokojnie się utrzyma - twierdzi siatkarz. - Jeśli taka ekipa walczy o utrzymanie, to znaczy, że wasza liga jest teraz naprawdę silna. To nie kurtuazja. Wygraliśmy, lecz oni walczyli, cały czas wywierali presję - dodał.
Triumfatorzy Ligi Mistrzów udział w Final Four mieli zapewniony ze względu na organizację turnieju finałowego. W Polsce twierdzi się, że udział organizatora w decydujących starciach bez konieczności uczestniczenia w fazie play-off jest niesprawiedliwy. - To wasz problem. My takiego nie mamy. Skoro była taka okazja, to z niej skorzystaliśmy. Skra przecież już dwukrotnie była organizatorem. Za rok ktoś inny na tym skorzysta - powiedział na koniec Kazijski.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.