Patrząc na oficjalne statystyki spotkania Tauron MKS Dąbrowa Górnicza - Impel Gwardia Wrocław, aż trudno uwierzyć, że drużyna Rafała Błaszczyka przegrała ten mecz w czterech setach; nie odstawała przecież znacząco, przynajmniej na papierze, od rywala w przyjęciu i ataku. Główną przyczynę porażki z dąbrowiankami wyjaśnia sama zawodniczka: - Nie udało się i możemy mieć pretensje tylko do siebie. W tym meczu popełniałyśmy za dużo własnych błędów; może gdybyśmy zrobiły ich o połowę mniej, wynik na tablicy byłby zupełnie inny. Być może doprowadziłybyśmy do tie-breaka, lub po prostu wygrały ten mecz w takim samym stosunku, jak dzisiaj zrobił to zespół z Dąbrowy. Wydaje mi się, że to właśnie nasze błędy zadecydowały o tym, jak zakończyło się to spotkanie. Ale mimo to nie spuszczamy głów, jutro jest następny mecz i kolejna szansa - stwierdziła Joanna Wołosz, rozgrywająca IMPEL Gwardii Wrocław
Czy piątkowy mecz z ubiegłorocznym brązowym medalistą ligi będzie łatwiejszy, czy trudniejszy od czwartkowego? - Tego nie chcę oceniać, każdy mecz jest inny i na różne spotkania trzeba wychodzić z takim samym nastawieniem. Myślę, że to Tauron MKS ma większy ból głowy, bo on musi wygrać, a my tylko możemy. Też bardzo chcemy wygrać, ale będziemy grały na większym luzie i zależy nam na tym, by jutro nieco polepszyć naszą grę. Postaramy się wyeliminować błędy, niekiedy zupełnie niepotrzebne, burzące całą ciągłość gry. Będziemy już jutro szukać zwycięstwa w meczu - zapowiedziała zawodniczka.
W tym sezonie dąbrowski MKS niemal do perfekcji opanował kąśliwą zagrywkę i kombinacje w ataku, skutecznie odbierające rywalkom Zagłębianek ochotę do walki o punkty. Zapytana o przygotowywany na czwartkowy mecz "przepis na MKS" Joanna Wołosz odparła: - My, tak samo jak drużyna z Dąbrowy Górniczej, mamy dobrą zagrywkę i blok, o czym świadczą statystyki. My mamy swoje argumenty, MKS ma swoje, ale nie chcę za bardzo zdradzać tajników naszej gry. Mamy swoje założenia taktyczne; w pewnych elementach gramy "na maksa", by jak najbardziej utrudnić życie przeciwniczkom. Po prostu mam nadzieję, że jutro wyjdziemy na parkiet i zagramy o wiele lepszy mecz, po którym wrócimy do Wrocławia dużo spokojniejsze- wyraziła swoje nadzieje siatkarka.
Mecz na terenie Zagłębia Dąbrowskiego był okazją do spytania rozgrywającej wrocławskiej Gwardii o akcję pomocy dla chorej na zespół Westa (lekoodporną odmianę białaczki - przyp,.red) córki siatkarza Damiana Kosteckiego, Martynki: - Pomysł wyszedł od dziewczyn z Dąbrowy Górniczej: wiem, że to Marta Haładyn rozpoczęła całą akcję (siatkarka zlicytowała na aukcji swój brązowy medal Mistrzostw Polski, do niej dołączyły się Izabela Żebrowska i Krystyna Strasz - przyp.red). A że mamy dziewczyny w zespole, które przyjaźnią się z Martą, na przykład Olę Krzos (libero Gwardii Wrocław - przyp.red), szybko został podrzucony temat rozpowszechnienia całej akcji na wszystkie zespoły ligowe. Fajnie brać udział w takich akcjach, bo jest to czysty akt pomocy i miło wiedzieć, że ludzie chcą pomagać, licytując koszulki i statuetki. Mamy nadzieję, że zbierzemy pieniążki potrzebne tej dziewczynce i stworzymy taki "łańcuszek" zespołów zaangażowanych w całą akcję - powiedziała Joanna Wołosz, która w ramach pomocy dla Martynki zlicytowała swoją koszulkę reprezentacji Polski.
Tradycyjnym pytaniem zadawanym sportowcom w czas Wielkiego Tygodnia jest to, jak spędzą nadchodzące święta Wielkiej Nocy. Jak przyznaje sama Wołosz, w tym roku nie ma powodów do narzekań: - Wielkanoc tym razem spędzę pierwszy raz od dawna sama, wyjątkowo nie na turniejach; w zeszłym roku byłam na Świętach pierwszy raz od czterech lat, wcześniej ten termin pokrywał się albo z wyjazdami na turnieje kwalifikacyjne juniorek i kadetek lub Mistrzostwa Europy. W tym roku na Wielkanoc będę sama we Wrocławiu, ale na pewno zorganizujemy z Moniką Czypiruk małe spotkanie z jajeczkiem - zakończyła rozgrywająca reprezentacji Polski.