Wojciech Potocki: Przed ostatnim, finałowym meczem ze Skrą Bełchatów ubrał pan srebrny garnitur. Nie wierzył pan w zwycięstwo?
Kazimierz Pietrzyk: Skądże, to czysty przypadek. Na pewno cieszyłem się z tego srebrnego medalu, ale widziałem też drużynę, która walczyła do końca o złoto. Biorąc pod uwagę wszystkie wcześniejsze perturbacje, kłopoty zdrowotne naszych zawodników i klasę rywala, trzeba przyjąć wicemistrzostwo z wielkim zadowoleniem. Wygrać w krótkim czasie trzy mecze ze Skrą jest niezmiernie trudno. Myślę, że i tak w tym sezonie wycisnęliśmy z tej naszej cytryny cały sok (śmiech). Gdyby mi ktoś powiedział przed sezonem, że zdobędziemy, w twardej walce, dwa srebrne medale i zagramy w finale Pucharu Polski, to bym się tylko uśmiechnął. Udało się. W tym całym naszym nieszczęściu, mieliśmy też trochę szczęścia na koniec.
Kiedy byliście najbliżej mistrzostwa? W drugim przegranym 1:3 meczu w Bełchatowie? Gdybyście wygrali czwartego seta, to w tie-breaku wszystko mogło się zdarzyć.
- Ja też tak uważam, ale są i tacy, którzy uważają, że to nieprawda. Byliśmy wtedy naprawdę blisko. Prowadzilibyśmy 2:0, a to już duża zaliczka. Nie udało się, ale taki bywa sport. Oni mają Mariusza Wlazłego, który daje drużynie 50 procent siły i do tego jeszcze Bartka Kurka.
Sezon się skończył, zawodnicy mają wolne. Ale zawsze wtedy na polowanie wyruszają działacze. Już pan załadował strzelbę? A może kogoś ustrzelił?
- Jeśli mam odpowiedzieć w tej samej myśliwskiej konwencji, to na pewno pan wie, że zanim ktoś wybierze się na polowanie, to musi przygotować naboje, strzelbę i jeszcze wiedzieć do jakiego lasu pójść. W siatkarskim lesie wszędzie jest tłok, robi się już gorąco i zwierzyny też za dużo nie ma. Kiedy już próbujemy gdzieś się wybrać, to okazuje się, że w lesie było już pięciu innych, z czego trzech polskich myśliwych (śmiech).
Pan zawsze powtarza, że dopóki nie ma podpisu, to nie ma kontraktu. Zapytam więc o tych, którzy zostają. Budował pan drużynę na dwóch filarach - Pawle Zagumnym i Sebastianie Świderskim. O ile ten drugi ma jeszcze ważny kontrakt, to z "Gumą" trzeba pertraktować. On sam mówi, że czeka na propozycje, czyli dopuszcza możliwość gry gdzie indziej. Co pan na to?
- To było jedno z dwunastu moich wielkich zmartwień. Myślę jednak, że - tak jak zawsze - poradziliśmy sobie. Doszliśmy do porozumienia i mogę już oficjalnie powiedzieć, że Paweł i Jurij Gładyr będą dalej grali w ZAKSIE. Obaj podpisali kontrakty na dwa najbliższe sezony. Jeśli zaś chodzi o nowe transfery, to jeszcze za wcześnie na konkrety. Wie pan, ja wyznaję zasadę - "tisze budiesz, dalsze jediesz" (śmiech).
- A trener Krzysztof Stelmach? Już jest z panem umówiony? Zostanie?
- Tak. Nasze rozmowy dobiegają końca i sądzę, że w ciągu kilku najbliższych dni przedłużymy kontrakt.
Skoro za wcześnie na informacje o nowych transferach, to porozmawiajmy o pieniądzach. Jaki budżet ma pan na nowy sezon?
- Na razie trwają rozmowy, ale mogę powiedzieć tak: - Jeśli mamy walczyć o medale tylko w PlusLidze, to przy dobrych układach wystarczy tegoroczny budżet. Jeśli jednak chcielibyśmy bić się w Lidze Mistrzów o Final Four, albo piąte, czy szóste miejsce i do tego jeszcze pokonać Skrę w lidze, to musimy koniecznie się dozbroić. I to nie byle kim. To musi być rakieta dużego kalibru (śmiech). Rozmawiamy ze sponsorami, ale jeszcze chwilę to potrwa. (Dzień po rozmowie z Kazimierzem Pietrzykiem, prezes Zakładów Azotowych "Kędzierzyn", Jerzy Marciniak ogłosił, że podpisano nową, trzyletnią umowę sponsorską – przyp. red.)
Na jakich pozycjach trzeba wzmocnić ZAKSĘ, by za rok walczyła jak równy z równym z najlepszymi w Lidze Mistrzów.
- To chyba wszyscy widzieli. Waldemar Wspaniały powiedział kiedyś: - Pokaż mi skrzydła, a powiem ci, jaki silny masz zespół. Jest w tym powiedzeniu dużo prawdy. Najlepiej tego dowiodły właśnie mecze finałowe, w których najbardziej brakowało nam porządnego ataku. Tu była największa różnica na korzyść Skry i tu musimy szukać wzmocnień.
Jak pan myśli, kiedy w końcu Skra Bełchatów spadnie z tego piedestału? Chyba większość kibiców, poza fanami Skry, czeka na ten moment
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Wszystko zależy od ich sponsora. Polska Grupa Energetyczna to wielki koncern energetyczny z udziałem Skarbu Państwa. W porównaniu z prywatnymi spółkami, ma on praktycznie nieograniczone możliwości finansowe. Jeśli uznają, że trzeba Skrę dofinansować, to budżet tego klubu będzie nieograniczony, a to daje możliwości budowy zespołu, jakiego żaden inny polski klub nie stworzy. Szkoda, że u nas, na Opolszczyźnie, na przykład elektrownia Opole nie chce wspierać siatkówki.
Jest jeszcze Tauron...
- ...(prezes milczy).
Był pan jednym z pierwszych krytyków tegorocznego systemu rozgrywek PlusLigi. Prezes Artur Popko uważa jednak, że system się sprawdził. Więcej jest jednak głosów negatywnych. Co trzeba zmienić w kolejnym sezonie?
- Ja już nie raz o tym mówiłem. Liczba rozegranych spotkań, jest dla zawodników mordercza, a przy tym druga runda nic nie wnosi. Proponowałem nie rozgrywać tak rozbudowanych play-offów, a grać jedynie o pierwsze i trzecie miejsce. W tym systemie nie zdobylibyśmy wicemistrzostwa, tylko trzecie miejsce, więc nikt nie powie, że moja propozycja preferuje jakoś ZAKSĘ. Byłoby jednak więcej czasu na odpoczynek zawodników, a trener kadry też mógłby odpowiednio przygotować reprezentację. W drugiej rundzie tegorocznych rozgrywek, tylko my biliśmy się z AZS-em Częstochowa Politechniką o trzecie i czwarte miejsce. Skra czy Resovia miały już po pierwszych meczach taką przewagę, że mogły odpoczywać i szykować się na play-offy. Rozegraliśmy w tym sezonie aż 36 spotkań. Myślę, że 28, no 30 w zupełności by wystarczyło. Zarząd ligi uważa jednak, że zawodnicy zarabiają tak duże pieniądze, że nie powinni narzekać, tylko grać.
Kiedy poznamy skład ZAKSY na następny sezon?
- Ha, każdy trener i prezes chciałby skompletować drużynę jak najszybciej. Na razie działamy na bardzo trudnym rynku, bez wielkiego rozgłosu. Sądzę, że pod koniec maja, a najpóźniej w czerwcu, będzie już wszystko jasne.