Wychowanka dąbrowskiego klubu wprawdzie nie była w meczach z Tauronem MKS wiodąca postacią sopockiego Atomu, jednak gdy wchodziła na parkiet, potrafiła wesprzeć swój zespół i wydatnie pomogła mu w kolejnych zwycięskich setach. Na pytanie, jak smakuje zwycięstwo odniesione nad byłym klubem w tak ważnym momencie sezonu, siatkarka odpowiedziała: - Myślę, że z każdym klubem takie zwycięstwo smakowałoby tak samo, chociaż co prawda, z byłym klubem zawsze wiążą się sentymenty. Biorąc pod uwagę to, że kibice innych drużyn nie zawsze przychylnie patrzą na nasz zespół, cieszymy się tym bardziej z tego awansu - powiedziała uśmiechnięta Ewelina Sieczka.
Nie jest tajemnicą, że ze względu na możliwości finansowe sopocki Atom nie jest lubiany przez kibiców pozostałych drużyn PlusLigi Kobiet. Młoda przyjmująca zupełnie nie przejmuje się tym faktem: - Właśnie to dodaje naszym meczom pewien smaczek. Udowodniłyśmy tym zwycięstwem z dąbrowiankami, że potrafimy uzyskać miejsce w finale nie pieniędzmi, a własną, dobrą grą. Udało nam się, brzydko mówiąć, pozamykać niektórym gęby. Gramy w siatkówkę dlatego, że kochamy to robić i staramy się tak, jak każdy inny zespół - powiedziała zawodniczka.
Zespół z Sopotu czeka na przeciwnika w finale ligi. Już w środę (18 maja) dowiemy się, czy będzie to zdobywca Pucharu Polski, Bank BPS Muszynianka czy bielski BKS. - Z każdym przeciwnikiem trzeba grać i wygrać, żeby uzyskać tytuł mistrzowski. Pod względem sportowym korzystniejszym rywalem jest zespół z Muszyny; kiedy one awansują do finału, automatycznie mamy zapewnioną grę w Lidzie Mistrzyń. To jest plus takiej sytuacji. Na pewno w finale postaramy się zagrać dobre spotkania, obojętnie, czy będzie to drużyna z Bielska - Białej, czy z Muszyny. Czekamy na tego przeciwnika, który okaże się lepszy sportowo w drugiej parze półfinałów - stwierdziła zawodniczka.